REKLAMA

REKLAMA

0,00 USD

Brak produktów w koszyku.

Ogłoszenia(773) 763-3343

Strona głównaArchiwumOd redaktora 9/10

Od redaktora 9/10

-

Nasz świat nieustannie się zmienia, a wraz z nim ludzkie podejście do wielu spraw. Dla przykładu: w czasach prezydentury George’a W. Busha do rangi nadrzędnego zjawiska urosła sprawa tzw. „Freedom Fries”, który to termin miał zastąpić popularne „French Fries”, bowiem Francja nie poparła naszego uderzenia (w ramach wojny z terroryzmem) na Irak. Tu kilka słów historii: te niby „francuskie frytki” wynaleziono w Belgii, nie we Francji, zresztą smakują one tam zupełnie inaczej niż po tej stronie Atlantyku. Belgowie (a za nimi Francuzi) potrafili z tej ziemniaczanej potrawy zrobić prawdziwe dzieło sztuki kulinarnej, przy którym twór rodem z McDonalds to popłuczyny, ale termin się przyjął i tak zostało.

 

REKLAMA

W omawianym okresie uderzono nie tylko w „French Fries”. Zupełnie poważnie rozważano demontaż repliki wieży Eifela w Las Vegas i odesłanie do Francji Statui Niepodległości zdobiącej zatokę u wejścia do Nowego Jorku oraz wykopanie z nekropoli w Normandii wszystkich pochowanych tam amerykańskich żołnierzy celem pochowania ich w „patriotycznej ziemi”. Były też pomysły na temat zmiany określeń typu „French Kiss” na „Freedom Kiss” i „French Love” na „American Love”, bowiem rzekomo Francuzi nie są zdolni do właściwego zaspokajania swych partnerek seksualnych tak doskonale, jak robią to Amerykanie.

 

Zabawa trwałaby pewnie dość długo, gdyby tymczasem nie okazało się, że produkowane masowo nalepki na zderzaki samochodowe z napisem „Support our troops” oraz flagi amerykańskie do umieszczania w oknach naszych samochodów pochodzą z Chin, które również odmówiły poparcia naszej akcji w Iraku. Czy zrobiliśmy cokolwiek przeciw Chinom, czy zbojkotowaliśmy produkty tego kraju? Nie. Uderzyliśmy w nikomu nie wadzących Francuzów, których – jak wiadomo – nikt w Ameryce nie lubi. Dlaczego? Po pierwsze – Ameryka uległa (jeszcze w latach panowania królowej Wiktorii, a może i wcześniej, podczas tzw. wojny z Indianami i Francuzami) – anglicyzacji, a to równało się z frankofobią do entej potęgi. Po drugie – Francuzi też nie kochają Amerykanów, uważając nas za naród prymitywny i ograniczony, a opowiedzenie we Francji dowcipu o głupocie Amerykanów równa się mniej więcej liczbie „Polish Jokes” w USA.

 

Mamy więc do czynienia z dwoma zjawiskami naraz: „French Fries” i „Polish Jokes”. Dla nas – co oczywista – ważniejsze są te drugie, ale problemem nie są nienawiści, a ich źródła. I tu czas na drugą część mych spostrzeżeń: oto od czasu do czasu otrzymuję listy (najczęściej anonimowe) dotyczące tego, co ukazało się na łamach „Dziennika Związkowego”. Listy owe zawierają masę brzydkich słów w rodzaju „ty draniu”, „jak śmiesz skur…” itp, itd, a dotyczą głównie tego, że w mojej gazecie ukazała się taka lub inna depesza agencji PAP, która nie jest po myśli autorów listów. Chciałbym w tym miejscu wyjaśnić parę spraw:

 

– po pierwsze: „Dziennik Związkowy” (poza nielicznymi felietonami korespondentów) nie zajmuje głosu w żadnej debacie politycznej i nie feruje wyroków. Wszystko, co zamieszczamy, to depesze agencyjne PAP, Reutersa i innych nośników informacji, o czym zawsze (na samym początku każdej depeszy) informujemy, w przeciwieństwie do naszych konkurentów. O tym, czy jakaś depesza jest lub nie jest po myśli określonych odbiorców, decydują oni sami, nie my;

 

– po drugie: plotkami mogą zajmować się tabloidy typu „Super Express”, „Express” lub „Angora”. Nasza gazeta jest zbyt poważnym medium, by się takimi sprawami bawić. Dla nas Czytelnik jest ważniejszy niż chwytliwe hasła dnia dzisiejszego. Dajemy Mu to, czego od nas oczekuje i wierzę, że dostaje to, co najważniejsze. Jeśli jest innego zdania, zawsze chętnie zamieścimy list do redakcji, nawet pełen obrzydliwości;

 

– po trzecie wreszcie: żyjemy nie w Polsce, a w Ameryce. Życie tutaj obliguje nas do zupełnie innych zachowań niż te, do których bylibyśmy skorzy żyjąc w Ojczyźnie. Dlatego moja gazeta nie może być tubą ani PO, ani PiS, ani SLD, bo są to sprawy nam odległe i – szczerze mówiąc – dziwi mnie tak zdecydowane opowiadanie się pewnych Czytelników za konkretną opcją polityczną w sytuacji, gdy mieszkamy w USA, a nie w III czy IV RP.

 

W moim rozumieniu każdy, kto wyjechał z Kraju ponad rok temu, nie ma prawa uczestniczyć w życiu politycznym Polski, bo i tam i tu następują zmiany, zarówno te polityczne, jak i te z pogranicza psychologii. Ja osobiście nie czuję się uprawniony do opowiadania się za Kaczyńskim czy Tuskiem, bo wszystko co wiem ma swe źródła w mediach, które – w zależności od przyjętej linii – będą mnie nakłaniały do zajęcia tej lub tamtej strony konfliktu. I dlatego proszę P. T. Czytelników o zrozumienie mego stanowiska i nie obrzucanie naszej gazety błotem bez dania racji.

 

Piotr K. Domaradzki

REKLAMA

2090684359 views
Poprzedni artykuł
Następny artykuł

REKLAMA

REKLAMA

2090684659 views

REKLAMA

2092481119 views

REKLAMA

2090684942 views

REKLAMA

2090685088 views

REKLAMA

2090685232 views