REKLAMA

REKLAMA

0,00 USD

Brak produktów w koszyku.

Ogłoszenia(773) 763-3343

Strona głównaPublicystykaSzwajcaria – kraj spektakularnego piękna

Szwajcaria – kraj spektakularnego piękna

-

Zapraszam do Szwajcarii, maleńkiego kraju zagubionego gdzieś tam… za górami, za lasami. Helwecja – tak bowiem Rzymianie zwali ten kraj – zauroczyła mnie ze wszech miar. Szczególnie pejzaż, Alpy, średniowieczna zabudowa miast, styl życia i bycia Szwajcarów.
Co wiemy o Szwajcarii ? …że słynie z produkcji zegarków, czekolady, instrumentów precyzyjnych, serów, że ma wspaniałe ośrodki narciarskie, nowoczesny system bankowy, etc, etc…
Ongiś była to ziemia celtyckich Helwetów, w 58 p.n.e. zajęta przez Rzymian i włączona do Galii. Od III w n.e. nękana najazdami Germanów, potem opanowana przez Franków, w XI wieku pod wodzą cesarzy niemieckich. W 1291 roku kilka kantonów utworzyło Ligę Antyhabsburgską, która przekształciła się w Konfederację Szwajcarską. Po „Pokoju Westfalskim” w 1684 roku trzynaście kantonów zerwało formalną zależność od Rzeszy. W 1798 roku Francja zajęła ten kraj. Dopiero po Kongresie Wiedeńskim (1815) Szwajcaria uzyskała status kraju neutralnego.
Jest jednym z najlepiej rozwiniętych krajów świata, ma 26 kantonów, a każdy to niemal państwo w państwie. Tylko polityka zagraniczna i obronność mają charakter ogólnokrajowy. Ale ten wielonarodowościowy kraj funkcjonuje doskonale. Może to bogactwo, może izolacja wśród gór, może jeszcze coś więcej.
W Ameryce mówi się, że wieloetniczność wzbogaca, stymuluje. W Szwajcarii podobnie. Tu zawsze tak było, tu różne nacje żyją obok siebie od stuleci. Ale mimo pozornej sielanki, istnieją tu też anse i pewne „tension”, zwłaszcza pomiędzy grupą mówiącą po francusku i niemiecku. W Lozannie powiedziano nam – była to grupa travel agents z USA – że niemczyzna szwajcarska to przedziwny slang języka niemieckiego. Podobno rodowity Niemiec musi uważnie wschłuchiwać się w lokalne zaśpiewy, żeby cokolwiek zrozumieć. O retoromańskim języku (archaiczny dialekt rzymski) też mówiono z przekąsem, że używają go tam, gdzie nie dotarła jeszcze cywilizacja.
Szwajcaria to kraj górzysty, aż 60% powierzchni zajmują Alpy. Wschodnia część to górzysta Jura, centralne partie kraju to falujące wzgórza z uroczymi wioskami, średniowiecznymi miastami i bujną przyrodą. Kraj ma 7 mln ludności, na południowym – zachodzie mówi się po francusku (20%), północna i centralna część kraju włada niemieckim (65%), około 10% mówi po włosku, reszta to język retoromański.
Wędrówka moja wiodła z Zurichu do Lozanny, potem do Genewy, Montreaux, Berna i Lucerny. Zauroczyła mnie część kraju mówiąca po francusku. Wydawało mi się ciągle, że jestem we Francji, jakże urokliwe te miasta z zabytkami sięgającymi czasów średniowiecza.
Lozanna – położona na wzgórzu – mówi po francusku. Zwiedzałem tu Muzeum Olimpijskie z przebogatą kolekcją sportową i historyczną od czasów starożytnych, aż do obecnej chwili. To Pierre Coubertin wznowił nowoczesne olimpiady, notabene muzeum honoruje go za ten czyn. Lozanna jest siedzibą Międzynarodowego Komitetu Olimpijskiego. Otoczenie miasta urocze, wszędzie falują plantacje winnic uprawianych tarasowo, każdej jesieni mienią się żółto – złotym kolorytem, widok to niesamowity. Popijaliśmy lokalne białe wino, spoglądając na Jezioro Genewskie, które to oprócz niesamowitego uroku ma też, bez wątpienia, wpływ na styl życia Szwajcarów. Gdzieś tam nad jeziorem, ale po stronie francuskiej, butelkuje się sławną na świecie wodę „Evian”.
Genewa mówi po francusku. Przedziwne miasto, pełne wieżowców i jakiegoś spirytualizmu. Tu w 1863 roku narodził się Czerwony Krzyż, tu w 1919 roku prezydent USA Woodrow Wilson utworzył Ligę Narodów. Genewa jest siedzibą 200 organizacji międzynarodowych, a przy siedzibie ONZ akredytowanych jest 150 misji dyplomatycznych.
„Jest pięć części świata: Europa, Azja, Ameryka, Afryka i Genewa ” – powiedział Talleyrand na Kongresie Wiedeńskim. I to prawda. Szwajcaria choć maleńka, ale zna ją cały świat.
To właśnie w Genewie, w czasach reformacji, Kalwin zamierzał zbudować „Protestancki Rzym”. Ongiś to miasto było stolicą Burgundii.
W drodze do Montreaux koniecznie trzeba zobaczyć zamek w Chillon. Jest to średniowieczna kamienna forteca wspaniale zachowana, rozsławiona przez lorda Byrona i bez wątpienia najdostojniejszy zabytek Szwajcarii.
W kraju tym wszędzie jest blisko, obszar maleńki, infrastruktura wspaniale rozwinięta. Nocowaliśmy (dwie noce) w Lozannie, by niebawem znaleźć się w Bernie – stolicy kraju. A stąd rannym pociągiem wyruszyliśmy do krainy, gdzie pachnie ser ementalski – chluba szwajcarskiego eksportu. Prawie 100 km wlókł się nasz pociąg. Droga wiodła przez niebotyczne tereny górskie, połoniny, lasy, doliny, hale. Mijaliśmy rzeki i pastwiska pełne bydła i owiec. W dolinach było jeszcze zielono i kwitły kwiaty jesieni (2 – 9 listopad), nieco wyżej mieniły się jesiennym kolorytem lasy mieszane. Im wyżej, widziało się prawie wyłącznie ośnieżone lasy iglaste. Pejzaż rodem z widokówki. Teren podobny nieco do naszego zakopiańskiego, choć architektura nieco inna. Dominuje styl „Swiss chalet”. Ta część kraju mówi po niemiecku (Schweitzerdeutsch) i należy do kantonu berneńskiego. I taka ciekawostka, w niemieckiej strefie językowej używa się słowa „merci filmas”, mówiąc – dziękuję
bardzo, jak widać nawet konserwatywni Szwajcarzy polubili francuszczyznę.
Bogactwo tego kraju zaczęło się od rolnictwa, to pracowity chłop stworzył tu wszystko. Jesienią schodzą z gór w doliny owce i krowy. Tutejsze bydło to rasa simentalska, znana na całym świecie z urody i cech ogólnoużytkowych. Największe mlecznice wśród krów dekorowane są kwiatami i wieńcami, schodzą do wiosek jak „królowe”. Tam odbywają się festiwale i uroczystości. Ale dzisiaj tylko 5% ludności zajmuje się rolnictwem, dominują usługi (60%), przemysł (35%). Kraj wkroczył w postindustrialną erę.
Było już ciemno, gdy dotarliśmy do wiejskiej oberży, ogromne 300-letnie gmaszysko. Wnętrze dekorowane w rustykalnym stylu, na ścianach cepy, grabie, widły, stare pługi, drewniane rzeźby gencjan i szarotek. Podano zupę z rzepy i kapusty kiszonej, taką a la cream soup, ale smakowała wybornie. Wniesiono też cheese fondu – niemal narodową potrawę. Na stoły położono palniki gazowe, a na nich naczynia z roztopionym serem. Płonęły świece, a ser zaczął bulgotać. Każdy odłamywał kawałek chleba (pysznego), nabijał go na długi metalowy szpikulec i maczał chleb w płynnym serze. Wrzący ser stygł natychmiast, a kąski znikały błyskawicznie.
O dziewiątej wieczorem śpiewał dla nas lokalny chór mężczyzn. Ubrani w czarne kamizelki, dekorowane szarotkami, na głowach czarne kapelusze, także czarne spodnie. Śpiewali ludowe piosenki, najciekawszym było tak zwane „yodling” – jodłowanie. Jest to specjalny sposób śpiewania właściwy szczególnie góralom alpejskim, polegający na nagłych przejściach z piersiowego rejestru głosu w falset.
Potem demonstrowano nam jeszcze grę na „alpenhorn”– rogu alpejskim. Ten instrument muzyczny to 2 – 3 metrowy róg, ongiś jego głos był sygnałem ostrzegawczym, także wołaniem żołnierzy do walki z wrogiem, podobno słyszany był w promieniu 8 mil. Dziś „alpenhorn” służy pasterzom na halach, jest także historycznym wspomnieniem tamtych czasów.
Dużo bogatych cudzoziemców mieszka w Szwajcarii, bądź ma tam drugi dom. Kraj wabi i kusi wysokim standardem życia, niskimi podatkami. Jeśli jesteś średniozamożny i chciałbyś tu mieszkać 180 dni w roku, to możesz uzyskać „permit”, jak głoszą reklamy. Jeśli chcesz otworzyć biznes, pamiętaj, że musi on dawać przynajmniej 150 tysięcy szwajcarskich franków rocznie, ok. 100 tysięcy dolarów USA. Chcesz zainwestować w nieruchomości… musisz mieć kwotę przynajmniej 1 mln dolarów, etc, etc…
Bogata Szwajcaria kocha tylko bogatych cudzoziemców. Nie zachwyca się swoimi imigrantami i robotnikami sezonowymi, których ma ponad milion. Muszą oni corocznie opuszczać kraj, by znowu tu legalnie wjechać. Skąd my to znamy, Ameryka też lubi tanią siłę roboczą, ale nie przepada za imigrantami.
Na tablicach rejestracyjnych Szwajcarii widnieją litery „CH”, co oznacza Confoederatio Helvetica, czasem zresztą zwiemy ten kraj Helwecją.
Od stuleci Szwajcarzy słyną z bojowości i kunsztu wojennego. Służyli też w obcych armiach, po dziś dzień gwardia papieska składa się ze Szwajcarów. Wielofunkcyjne noże żołnierskie – to uniwersalna pamiątka z tego kraju. Po Rzymianach zostały stare drogi, tunele i architektura. Także psy rasy bernardyn. Podobno pochodzą one z Tybetu. Przed laty przez Persję, Grecję i Rzym dotarły do Szwajcarii. Dziś używane są w alpejskim ratownictwie, także do ochrony owiec przed wilkami. Również „husky dogs” przywiózł tu Amundsen z Grenlandii. Zadomowiły się na stałe w Alpach. Początkowo przewoziły pocztę, potem zaczęto ich używać do zaprzęgów saneczkarskich.
Odwiedziliśmy znany na świecie „Jungfrau region”, znajduje się tu najwyżej położona w Europie kolej, poczta i stacja meteorologiczna. Jechaliśmy tu z Berna, mieliśmy „Swiss pass”– uniwersalny bilet kolejowy. A pociągi tutejsze bardzo nowoczesne i punktualne. Przejazd przez Alpy to podróż przez królestwo łąk i pastwisk, góry i wyżyny o spektakularnym pejzażu. Mijaliśmy kolorowe domy otulone kwiatami, takie jak widzimy na widokówkach. I wszędzie te falujące zielone wzgórza, pełne bydła i owiec. Im wyżej, tym groźniej i ciemniej wyglądały lasy. To jakby dwa światy, w dolinach kwitło życie, na szczytach panoszyła się już zima. Ową kolej, na szczyt góry Jungfrau, zaczęto budować w 1894 roku. Aż 300 robotników przez 16 lat kładło szyny kolejowe w tym górskim terenie. Koszt to 15 mln SF. Zauroczył mnie bardzo teren, te świerki, te sosny, szałasy, stada owiec. Wydawało mi się przez chwilę, że podróżuję po Tatrach, ale szczyt Jungfrau to wysokość aż 4158 m. Podobno jest to najatrakcyjniesze miejsce w Alpach, zawieszone między niebem a ziemią. Latem każdego roku przyjeżdżają tu tłumy turystów, a Szwajcarię odwiedza rocznie 11 mln.
Berno – stolica Konfederacji, miasto o średniowiecznej architekturze, uhonorowane przez ONZ jako „World Cultural Heritage Site”, położone na wzgórzu. Są tu stare domy z podcieniami, brukowane uliczki i najdłuższa w Europie – 6 km – handlowa promenada. Najbardziej ukwiecone miasto Europy, miasto fontann, pomników i znanej w świecie „Clock tower”. W Bernie w latach 1903 – 1905 mieszkał Albert Einstein, tu narodziła się teoria względności. Także w Bernie zaczęto produkować znaną na świecie „Tablerone chocolate”. Wszędzie powiewały flagi… białe krzyże na czerwonym tle. Ongiś w 1281 roku podobnej flagi używali żołnierze w celach indentyfikacyjnych, także była to flaga kantonu Schwytz, a od 1906 roku stała się flagą kraju.
Ale oto jesteśmy w Lucernie, to miasto zauroczylo mnie najbardziej. Przejażdżka statkiem po jeziorze to wędrówka po zaczarowanej krainie. W dali domy i domeczki, falujące wzgórza i góry. Podziwialiśmy dom Richarda Wagnera, tu sławny muzyk mieszkał i komponował. W Lucernie odbywają się znane w świecie festiwale muzyczne. Ale najważniejszym zabytkiem jest „Chapel Bridge”, zbudowany w 1333 roku. Ten drewniany most kryty dachem posiada wewnątrz herby sławnych rodów i portretuje historię Lucerny i kraju.
Nie będę dłużej opisywał walorów Szwajcarii. Przyglądałem się ludziom, dostojni i ciągle zajęci. Zdecydowanie przeważa typ urody romańskiej, tej rodem z Francji – czarne włosy, brązowe lub czarne oczy. Tylko czasem spotyka się blondwłose piękności. Może to dawna krew celtycka, może wpływy Burgundii i Francji?
Szwajcaria ma największy na świecie dochód per capita. Ale szczerze mówiąc, nie widać tu ogromnego bogactwa. Ani architektura, ani samochody, ani ubiór mieszkańców nie szokują przybysza. Ot, miasta schludne i czyste, dużo małych samochodów, tysiące „zaparkowanych” rowerów i motocykli na ulicach, wcale nie zabezpieczonych łańcuchami ani kłódkami. Tu nikt nie kradnie (?). Po miastach wloką się tramwaje i trolejbusy. Prawie nigdzie, może poza Genewą, nie widziałem wieżowców. Na dworcach kolejowych anonsuje się odjazdy pociągów w czterech językach, spotyka się też dwujęzyczne napisy, po niemiecku i francusku. Ale w centrum miast nie widziałem nigdzie dwujęzycznych reklam, tu wyraźnie dzieli się świat na francuski i niemiecki. Szwajcarzy władają biegle niemieckim i francuskim, także angielski cieszy się popularnością. W kantonach francuskich nie ma obowiązku nauki niemieckiego.
Sklepy tutejsze też przeciętne, nigdzie nie widziałem jakichś super magazynów. Te same pamiątki dla turystów w całym kraju, nawet wysoko w górach kosztują tyle samo, co gdzie indziej. Co krok to bank i to o innym „rate of exchange”. Za 100 dolarów otrzymałem 149 franków szwajcarskich, gdy następnego dnia, w innym banku, za tę samą kwotę płacono już $ 154.
Piękno krajobrazu zniewoli wszystkich. Trzeba koniecznie zobaczyć Helwecję. Wspomnienia zostaną na długo.
I pamiętajmy, że Schweitz, Suisse, Zvizzera, Switzerland to ten sam kraj, zwany przez Rzymian Helwecją.
Janusz Kopeć

REKLAMA

2090768730 views

REKLAMA

2090769030 views

REKLAMA

2092565491 views

REKLAMA

2090769315 views

REKLAMA

2090769461 views

REKLAMA

2090769605 views