0,00 USD

Brak produktów w koszyku.

Ogłoszenia(773) 763-3343

Strona głównaPublicystykaKarnawał parafialny na „Stanisławowie”

Karnawał parafialny na „Stanisławowie”

-

To okres zabaw, uczt i radości. Słowo karnawał pochodzi od języka włoskiego „carnavale” co oznacza pożegnanie mięsa, w związku ze zbliżającym się Wielkim Postem. Szaleństwa karnawałowe przywędrowały do Polski w XVII z Włoch, choć niewątpliwie już wcześniej celebrowano podobne obrzędy. Harce z Italii uległy jednak spolszczeniu, nawiązując do temperamentu narodowego i tradycji. W dawnej Polsce w zapusty – tak zwano wtedy karnawał – bawiono się i radowano życiem. Bale i uczty nie miały sobie równych. Jedzono i pito ponad wszelką miarę, śpiewano okolicznościowe piosenki. Zachowywano się swobodnie, wypadało czynić wszystko, tolerowano wszelkie wybryki i dziwactwa. Przebierano się za Cyganów, Żydów i zbójników. Przebierańcy włóczyli się po miastach tańcząc i śpiewając.

 

REKLAMA

W dużych miastach największą atrakcją były karnawałowe uczty i bale. Odbywały się w niezwykłej atmosferze…czarujące i powabne panie, wytworni panowie, szyk i elegancja, muzyka i niespodzianki. Takie bale bywały czasami giełdą małżeńską dla dobrze urodzonych panien, które to wkraczały wtedy „na salony”. One to, pod czujnym okiem matron z rodziny, mogły zawierać intratne znajomości matrymonialne. Popularne w karnawale były reduty, czyli bale maskowe. Miały one miejsce na dworach królewskich i magnackich. Ileż tam było radości, muzyki i pretensjonalnych spojrzeń, ten tylko wie, kto choć raz uczestniczył w takim wydarzeniu. Na bale jechano dekorowanymi karetami, było wiele przepychu, kolorytu i wielkopańskości. Szczególnie reduty warszawskie znane były z atrakcyjności. Początkowo były to zabawy wyłącznie dla wyższych sfer, z czasem stały się dostępne dla wszystkich.

 

Na reduty nie godziło się wchodzić z bronią, także bez maski. Maska miała zrównać wszystkich razem …i tych benbe nati i pospólstwo. Szlachetnie urodzeni nie musieli w zasadzie zakładać masek, ale czyniono to dla frajdy. Nawet szewc ozdobiony maską mógł tańczyć wtedy ze szlachcianką. Czasami nikt nie chciał być rozpoznany podczas balu, tańczono cały czas w maskach, figlowano i dowcipkowano.

 

Również na wsi zapusty były okresem radości i spotkań towarzyskich. Karnawał chłopski był uroczysty i wesoły. Naciekawszy był ostatni tydzień karnawału, od Tłustego Czwartku, aż po ostatni tzw. „kusy wtorek”. W tym czasie jedzono i pito bez umiaru. W Tłusty Czwartek spożywano bliny, chrust i pączki. Podobno wykwintny pączek godny najlepszego stołu był… „tak pulchny, tak lekki, że ścisnąwszy go w ręku, znowu się rozciąga do swej objętości, a wiatr zdmuchnąłby go z półmiska”.

 

Tłusty Czwartek zawsze był wstępem do radosnych szaleństw trzech ostatnich dni. We wszystkich domach zbierali się goście. Jedzono dużo tłustego jadła, bo wiadomo… wkrótce nadchodzi post. Bawiono się i tańczono.

 

W Krakowie w zapusty celebrowano „Comber”. Takie nazwisko ongiś nosił znienawidzony burmistrz Krakowa, a gdy zmarł w czwartek przed Środą Popielcową miasto radowało się pijąc, jedząc i śmiejąc się do rozpuku.

 

Comber organizowały krakowskie przekupki w Tłusty Czwartek. Zabawa była huczna, grała muzyka, tańczono i śpiewano. Do zabawy zapraszano wszystkich, nawet żebraków. Wleczono na powrozie bałwana słomianego zwanego Combrem, potem rozrywano go na kawałki.

 

Oskar Kolberg tak opisywał Comber:

 

Tłusty Czwartek w Krakowie Combrem nazywany powszechnie. Od świtu pospólstwo przy odgłosie hucznej muzyki, wśród pląsów i tańców, tudzież obficie wychylanych kieliszków, gromadami chodzi po ulicach. W tym dniu od jego napaści nikt wolnym nie był. Rynek cały był kołem tańca; uciekały przed nim chłopaki, bo gdy którego baby pochwycić zdołały, przywiązywały do klocka, mszcząc się iż w bezżeństwie kończy zapusty, w wieniec go grochowy stroiły i przymuszały ciągnąć kloc po rynku, krzycząc – comber, comber – aż się okupił.

 

Rej pisał: „w niedzielę mięsopustną kto zasię nie oszaleje, twarzy nie odmieni, maszkar, ubiorów, ku diabłu podobnych sobie nie wymyśli, już jakoby nie uczynił krześcijańskiej powinności dosyć”.

 

Radujmy się zatem w zapusty, niech nam towarzyszą tańce, hulanki i swawole.

 

Janusz Kopeć

2013

REKLAMA

2091200418 views

REKLAMA

2091200717 views

REKLAMA

2092997176 views

REKLAMA

2091200998 views

REKLAMA

2091201144 views

REKLAMA

2091201288 views