Obama pomagał Clinton na pierwszym wspólnym wiecu przedwyborczym
- 07/06/2016 02:55 PM
Prezydent Barack Obama wystąpił we wtorek wspólnie z Hillary Clinton na wiecu w Charlotte w stanie Karolina Północna, wyrażając swe poparcie dla jej kandydatury w tegorocznych wyborach do Białego Domu. Poparcie ma zjednoczyć obóz Demokratów wokół Clinton, atakowanej przez Republikanów.
W długim, ponad 40-minutowym przemówieniu prezydent wychwalał Clinton, nazywając ją „najbardziej wykwalifikowaną” w historii USA kandydatką do pełnienia najwyższego urzędu. Nazwał ją też „wspaniałą sekretarz stanu” - którą to funkcję Clinton sprawowała w latach 2009-2013.
„Wierzę w Hillary Clinton i chcę, żebyście oddali na nią głos w wyborach!” - powiedział.
Jako prezydent – podkreślił Obama - Hillary będzie „mężem stanu, z którego Ameryka będzie dumna na całym świecie”. Przypomniał jej karierę polityczną, kadencję w Senacie, działalność na rzecz praw kobiet i dzieci, oraz jej pracę jako szefowej dyplomacji w jego gabinecie.
Znaczną część swego wystąpienia prezydent poświęcił surowej krytyce republikańskiego rywala Clinton, Donalda Trumpa. Podkreślił, że o zaletach Clinton: rozwadze, wiedzy, i doświadczeniu należy pamiętać, kiedy słucha się wypowiedzi kandydata GOP świadczących o jego ignorancji i lekkomyślności.
Nowojorskiego miliardera przedstawiał jako typowego rzecznika wielkiego biznesu, przypominając, że opowiada się za zniesieniem płacy minimalnej i obniżkami podatków dla najzamożniejszych Amerykanów.
Wcześniej na wiecu przemówiła Clinton. Podkreśliła, że jej prezydentura będzie kontynuacją kadencji Obamy w Białym Domu. Obsypywała prezydenta komplementami, przypominając jego osiągnięcia, z reformą ochrony zdrowia na czele.
Nie szczędziła też uszczypliwości Trumpowi. Powiedziała, że Obama „nigdy nie zapomina skąd pochodzi”, i dodała: „Donald, jeśli akurat twittujesz, przypominam Ci: to są Hawaje”. Była to aluzja do insynuacji miliardera, że Obama w rzeczywistości nie urodził się na Hawajach – jak mówi jego metryka urodzenia – tylko w Kenii, a zatem nie ma legalnego prawa być prezydentem (według konstytucji mogą nim być tylko osoby urodzone w USA).
Obama ogłosił poparcie dla Clinton kilka godzin po tym, jak dyrektor FBI James Comey oświadczył, że chociaż była Pierwsza Dama naruszyła reguły używając prywatnego, zamiast urzędowego, serwera mailowego w czasie kierowania Departamentem Stanu, nie ma podstaw do postawienia jej zarzutów.
Wcześniej Prokurator Generalny Loretta Lynch powiedziała, że zastosuje się do rekomendacji FBI. Zwolnienie Hillary z odpowiedzialności karnej w sprawie maili spotyka się z ostrą krytyką republikańskiej opozycji. W swoim tweecie wysłanym we wtorek Trump sugerował, że wspólny wiec Clinton z Obamą nieprzypadkowo zorganizowano w dniu zapowiadanej wcześniej konferencji prasowej Comey'a.
Poparcie Obamy – uważają obserwatorzy w Waszyngtonie – powinno pomóc w zjednoczeniu Partii Demokratycznej wokół kandydatury Hillary Clinton. Jest to ważne, ponieważ jej rywal z partyjnych prawyborów, senator Bernie Sanders, mimo przegranej nadal nie wyraził dla niej poparcia. Oczekuje się, że jego zwolennicy będą demonstrować przeciw Hillary w czasie przedwyborczej konwencji w Filadelfii pod koniec lipca.
Komentatorzy zwracają uwagę na bezprecedensowość tak silnego zaangażowania się urzędującego prezydenta w kampanię wyborczą kandydata jego partii. To również potępia prawica; pojawiają się nawet głosy o "zbezczeszczeniu" urzędu. Hillary przyleciała do Charlotte z Obamą na pokładzie prezydenckiego samolotu Air Force One i oboje przemawiali z mównicy ozdobionej pieczęcią prezydenta USA.
W kampanii w 2000 roku ówczesny kandydat Demokratów Al Gore nie chciał demonstracyjnego poparcia prezydenta Billa Clintona i nie występował z nim wspólnie na wiecach. Podobnie, w czasie kampanii w 1988 roku prezydent Ronald Reagan wyraził poparcie dla kandydata GOP George'a H.W.Busha dopiero po długim czasie i było ono dość powściągliwe.
Relacje prezydenta z Hillary Clinton mają burzliwą historię. W 2008 roku rywalizowali ze sobą o nominację prezydencką Demokratów. Obama wygrał tę walkę, chociaż był wtedy mało znanym senatorem z Illinois bez szerszego doświadczenia, a Clinton uchodziła za murowaną faworytkę. Porażkę przeżyła boleśnie.
Wspominając tamtą kampanię, Obama powiedział w Charlotte, że Clinton pokonała go wtedy w debatach telewizyjnych.
„Znała każdy fakt, każdy szczegół” - powiedział.
Aby załagodzić konflikt w partii i zneutralizować Clinton jako potencjalnego konkurenta w następnych wyborach, Obama zaoferował jej w 2008 roku posadę sekretarza stanu. Clinton przyjęła propozycję po wahaniach i lojalnie realizowała politykę zagraniczną jego administracji, formułowaną w Białym Domu, chociaż nie zawsze się z nią zgadzała. W sprawie Syrii, na przykład, opowiadała się za większą pomocą dla rebeliantów walczących z reżimem i utworzeniem stref zakazu lotów w tym kraju, aby chronić ludność cywilną przed atakami z powietrza.
Już po jej odejściu z Departamentu Stanu wyszło na jaw, że jej mąż Bill Clinton prywatnie ostro krytykował politykę międzynarodową Obamy. Według tygodnika „The Atlantic” miał nawet powiedzieć, że prezydent „jest niekompetentny” i „nie rozumie jak działa świat”. Sama Hillary oświadczyła w jednym z wywiadów, że polityka zagraniczna nie powinna się sprowadzać do „nierobienia głupstw” - co było aluzją do wypowiedzi Obamy, który tak właśnie uzasadniał swoją niechęć do zbrojnych interwencji zagranicznych.
Kolejnym wyrazem zdystansowania się Clinton od polityki Obamy było przyłączenie się do apeli o dostarczenie broni dla Ukrainy po aneksji Krymu przez Rosję i jej inwazji na Donbas.
Mimo tych rozbieżności, zwyciężyło zrozumienie wspólnych interesów obojga i znaczenia jedności Partii Demokratycznej przed zbliżającymi się wyborami. Obamie zależy na zwycięstwie Clinton, bo tylko to gwarantuje utrwalenie zdobyczy jego prezydentury na arenie polityki krajowej, takich jak przede wszystkim „Obamacare”, czyli reformy ochrony zdrowia zapewniającej ubezpieczenia wszystkim Amerykanom. Hillary potrzebuje w kampanii wyborczej wsparcia prezydenta, wciąż popularnego wśród Demokratów i obdarzonego charyzmą mówcy.
Z Waszyngtonu Tomasz Zalewski (PAP)
Reklama