Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama
wtorek, 26 listopada 2024 18:21
Reklama KD Market

Koniec Lewandowskiego



 

Najsłynniejszy amerykański Lewandowski nie ma na imię Robert i nie jest piłkarską gwiazdą. Ale odegrał nie mniej ważną, a może dużo ważniejszą rolę – zapewnił nominację prezydencką outsiderowi – Donaldowi Trumpowi. Ten odpłacił mu się… zwolnieniem z pracy.

Z obozu Trumpa dochodziły doniesienia o ostrych sporach o kierunek, w jakim powinna podążyć kampania po wygranych prawyborach. Przeciwko Coreyowi Lewandowskiemu – szefowi kampanii miliardera – miały wystąpić m.in. dzieci miliardera. W efekcie w poniedziałek po rozmowie ze swoim przełożonym musiał opuścić biuro. Lewandowski w rozmowie z telewizją CNN nie potrafił wskazać konkretnej przyczyny utraty pracy. Pomijając spory personalne, których i tym razem było pełno (o czym poniżej), sygnał jest aż nadto wyraźny – kampanię wyborczą miliardera trzeba teraz przestawić na inny tor. Trump nie od dziś znany jest z wybuchowego charakteru i z szybkiego podejmowania decyzji. Bez wątpienia jednak na zwolnienie Lewandowskiego wpłynęło najbliższe otoczenie miliardera. Zaczęli oni wskazywać na konieczność całkowitego „resetu” kampanii po prawyborczym zwycięstwie. Wygrana w wyborach powszechnych wymaga zupełnie innego ustawienia akcentów i nowego programu wyborczego.

Sukces bez precedensu

„Z zawodowego punktu widzenia nie żałuję. Nie żałuję też włączenia się w kampanię” – mówi Lewandowski. Trudno, aby było inaczej. Zapewnienie nominacji Partii Republikańskiej Donaldowi Trumpowi – człowiekowi, który nigdy w życiu nie piastował wcześniej żadnego wybieralnego urzędu – jest historycznym osiągnięciem. „Nie wiem, dlaczego mnie zwolniono, ale wiem, że to, co osiągnęliśmy w tym cyklu wyborczym, nie ma precedensu” – mówił Lewandowski. I oczywiście stanowczo i lojalnie zaprzeczał doniesieniom o konflikcie personalnym jako przyczynie zwolnienia. Przyznał, że odbył miłą rozmowę z Trumpem i powiedział mu, że pracę w kampanii uważa za zaszczyt i honor. I zapewnił, że nawet nie pełniąc już żadnej roli, zrobi co w jego mocy, aby zapewnić miliarderowi miejsce w Białym Domu.

Na temat swoich polskich korzeni Lewandowski mówi niewiele. Wiadomo jednak, że 42-letni, były już szef kampanii Trumpa, pochodzi z New Hampshire, gdzie skończył katolickie liceum. Z tym stanem czuje się związany najmocniej.

Grunt to rodzinka

Trump w programie Billa O’Reilly'ego także starał się zachować klasę. „Wykonał świetną pracę. Teraz pójdzie nieco inną drogą” – mówił o Lewandowskim. „Nasz obóz wyraża Coreyowi wdzięczność za jego ciężką pracę i życzy mu jak najlepiej na przyszłość” – wtórowała w oświadczeniu rzecznik miliardera Hope Hicks.

Według medialnych doniesień, za zwolnieniem Lewandowskiego stała córka miliardera, Ivanka Trump, i jej mąż Jared Kushner. Niechęć miała być obopólna – Corey miał podobno próbować wpływać na media, rozsiewając negatywne informacje na temat zięcia miliardera. Za Lewandowskim nie przepadał także Eric Trump, brat Ivanki. Dzieci miały przedstawić ojcu ultimatum w miniony weekend.

Zgodnie z przysłowiem, że bliższa ciału koszula, to Kushner będzie grał w obozie Trumpa pierwsze skrzypce, montując już zespół, który zacznie przejmować władzę po listopadowym zwycięstwie wyborczym teścia. W samej kampanii dużo większą rolę ma teraz odgrywać stary republikański wyga Paul Manafort, zatrudniony przez Trumpa na początku roku, doradzający wejście w utarte koryto walki wyborczej. Nic dziwnego – pracował już dla kilku republikańskich kandydatów na prezydenta – Geralda Forda, Ronalda Reagana, George’a Busha, czy Boba Dole’a.

Lewandowski się przeżył?

Lewandowski towarzyszył Trumpowi w jego podróżach, często swoim zachowaniem przyciągając nie mniejszą uwagę mediów niż jego szef. Głośno było m.in. o oskarżeniu o czynną napaść na reporterkę na Florydzie. Do sprawy co prawda nie doszło, ale – jak to w życiu – coś się przykleiło. Ale sekretem sukcesu Lewandowskiego było odejście od utartych schematów kampanii wyborczej. Trump w niczym nie przypominał zdyscyplinowanych kandydatów, precyzyjnie ważących każde słowo. Posługiwał się ostrym, często mało parlamentarnym językiem, opierając się częściej na politycznej intuicji niż merytorycznej debacie. „Pozwólcie Trumpowi być Trumpem” („Let Trump be Trump”) – powtarzał jak mantrę Lewandowski, orędując za wyrazistym stylem wypowiedzi szefa. Z reguły argumenty te przemawiały do republikańskich wyborców, bo Trump zdobył w prawyborach więcej głosów niż jakikolwiek inny polityk w przeszłości. W 45 na 50 stanów padły rekordy frekwencji.

Ale trafiały się poważne wpadki. Jedną z nich było wypominanie sędziemu Gonzalo Curielowi jego meksykańskich korzeni, czy sugerowanie, że prezydent Barack Obama mógł odgrywać jakąś rolę w niedawnej masakrze w klubie dla gejów w Orlando lub zgłaszanie propozycji zakazu wjazdu muzułmanów do USA. „To nie była kampania, to była trasa koncertowa” – podsumował jeden z republikańskich doradców. Tylko że muzykom wybacza się dużo więcej niż politykom.



Dziennikarze posiadający kontakty w otoczeniu Trumpa wskazują więc na racjonalne powody zwolnienia Lewandowskiego. Istniały obawy, że doradca miliardera, posiadający bezpośredni dostęp do kandydata, zacznie nakłaniać go do ostrych wystąpień w sprawach mało istotnych dla kampanii. Groziłoby to alienacją całych grup wyborców. Lewandowski miał także blokować zatrudnienie przez obóz Trumpa starszych doświadczonych strategów politycznych, mogących przesądzić o końcowym zwycięstwie. Bardzo niechętnie patrzył na pojawianie się w zespole profesjonalnych doradców z długim stażem.

W kierownictwie Partii Republikańskiej, które powoli zaczyna się godzić z prawyborczym zwycięstwem, nie przestano z przerażeniem patrzeć na retorykę wyłonionego kandydata. Przewodniczący partii Reince Priebus argumentował, że bez zmiany kierunku kampanii i złagodzenia języka Trump będzie tracił grunt pod nogami. A bez pomocy aparatu Partii Republikańskiej nie poradzi sobie organizacyjnie i finansowo w walce z Hillary Clinton.

Trump stoi przed ogromnym wyzwaniem. Jest ostro atakowany przez przywódców Partii Republikańskiej, ma kłopoty ze zgromadzeniem pieniędzy na kampanię, bo tradycyjni ofiarodawcy nie mają do niego zaufania. Jest także ostro krytykowany za swoje często nieprzygotowane odpowiedzi. Tak było po ostatnim ataku terrorystycznym w Orlando, w którym zginęło prawie 50 osób.

Czas wielkich zmian

W obozie Trumpa już zaczęto zatrudniać pracowników średniego szczebla z politycznym doświadczeniem, którzy mają poprowadzić miliardera do listopadowego zwycięstwa. Konieczne będzie także utworzenie biura prasowego z prawdziwego zdarzenia, bo na tym etapie sama rzeczniczka Hope Hicks z pewnością nie wystarczy. Ale to wszystko odbywać się będzie już bez Lewandowskiego, który nie przestaje zapewniać, że nadal będzie popierać swojego byłego mocodawcę. W końcu ciągle jest delegatem z New Hampshire na konwencję Partii Republikańskiej. I będzie przewodniczył grupie ze swojego stanu.

Do wyborów pozostały jeszcze ponad cztery miesiące. Czas pokaże, czy decyzja o zwolnieniu Lewandowskiego dla jego szefa okaże się z politycznego punktu widzenia decyzją słuszną.

Tymczasem były szef kampanii zaczął tydzień od wyrzucenia z pracy, a kończy zatrudnieniem przez CNN w roli politycznego komentatora. Lewandowski będzie na etacie i pensji Teda Turnera. Ten szef jest z pewnością bardziej obliczalny.

Jolanta Telega

[email protected]

2 2

2 2

Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama