Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama
sobota, 23 listopada 2024 04:33
Reklama KD Market

Jeszcze o tragedii doktora Kuleszy

Do toczącej się w Polsce ożywionej dyskusji o pijanych kierowcach, wywołanej serią spowodowanych przez nich śmiertelnych wypadków drogowych, dołącza, zupełnie zresztą przypadkowo, informacja z Hollywood na Florydzie o tym, że doktor Piotr Kulesza, który 17 listopada zginął tam w wyniku upadku z hotelowego balkonu, był w stanie upojenia alkoholowego. I wprawdzie nie jechał wtedy samochodem, ale podczas autopsji stwierdzono, że zawartość alkoholu w jego krwi wynosiła 1,9 promila, a więc ponad dwukrotnie więcej niż obowiązujący na Florydzie limit, powyżej którego uznaje się kierowcę za pijanego. Trudno oprzeć się wrażeniu, że Polaków, bez względu na status społeczny i szerokość geograficzną, łączy pociąg do kielicha.



Policja z Hollywood nie stwierdziła udziału osób trzecich, ani też niczego, co wskazywałoby na samobójstwo. Śledztwo dotyczące przyczyn tragicznej śmierci lekarza trwa dalej, bo sam fakt, że był pijany, nie wyjaśnia, dlaczego spadł z balkonu. Wdowa po doktorze Kuleszy, Agnieszka Ardelt, która również jest lekarzem, nie wypowiedziała się na temat tragicznej śmierci męża. Na wiadomość o tragedii przyjechała do Hollywood, by zidentyfikować zwłoki.

Kulesza miał 46 lat, pochodził z Warszawy. Od lat mieszkał w Stanach Zjednoczonych, doskonaląc swoje kwalifikacje zawodowe. Był cenionym patologiem i onkologiem, profesorem nadzwyczajnym Northwestern Illinois University. Pracował zarówno na Northwestern w Chicago, jak i w klinice uniwersyteckiej. Do Hollywood przyjechał, aby wziąć udział w sympozjum onkologicznym, które odbywało się w położonym nad Atlantykiem luksusowym kompleksie hotelowym Hollywood Westin Diplomat. Wynajął pokój z balkonem na 23. piętrze. Po kolacji i wizycie w barze hotelowym udał się do swojego pokoju. W niespełna dwie godziny po tym, gdy widziano go po raz ostatni, spadł z balkonu i, rozbijając oszklone atrium, uderzył z pełnym impetem w podłogę obok baru w hotelowym lobby. Było 38 minut po północy. Świadkowie relacjonowali, że ze względu na huk i wyglądający niczym dym pył z rozbitego szkła sądzili w pierwszej chwili, że była to eksplozja ładunku wybuchowego.

Kulesza doznał wielokrotnych złamań czaszki, żeber i miednicy oraz poważnych obrażeń narządów wewnętrznych. Lekarz sądowy z Hollywood, Rebecca MacDougal, w opisie obdukcji stwierdziła, że śmierć nastąpiła w wyniku „silnego uderzenia, które spowodowało urazy w wielu miejscach”. Nadal jednak nie wiadomo, czy był to nieszczęśliwy wypadek, samobójstwo, czy też zabójstwo. W organizmie nie stwierdzono obecności narkotyków.

Wojciech Minicz
Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Reklama