IRS namierzał konserwatywne organizacje
Prezydent Barack Obama ostro potępił dyrekcję urzędu podatkowego (IRS) za utrudnianie konserwatywnym grupom non-profit zwolnień od obowiązku podatkowego. Fakt, że na tych grupach skupiono się w okresie prowadzącym do wyborów w 2012 stawia Obamę w niezręcznej sytuacji i budzi podejrzenia, że IRS działał w porozumieniu z doradcami prezydenta.
W poniedziałek Obama oświadczył, że jeśli rzeczywiście takie nadużycia miały miejsce, to osoby odpowiedzialne zostaną przykładnie ukarane. Pozostaje jednak pytanie, czy ten skandal naprawdę jest skandalem.
W 2010 roku urząd podatkowy (IRS) zaczął się uważniej przyglądać grupom non-profit. Początkowo poddawano lustracji organizacje związane z ruchem Tea Party. Później skupiono się na wszystkich grupach niezadowolonych z ekonomiczno-politycznej sytuacji w kraju, które ubiegały się o zwolnienie od podatków.
Nie jest jasne, kto podjął tę decyzję. Informacje o wybiórczym sprawdzaniu podatników znalazły się w raporcie inspektora generalnego wydziału podatkowego w Departamencie Skarbu (TIGTA).
Na konferencji prasowej w Waszyngtonie dyrektor wydziału ds. zwolnień od podatku, Lois Lerner, przepraszała za postępowanie agencji, zapewniając, że powyższe praktyki stosowało jedynie biuro IRS w Cincinnati. Oświadczyła, że administracja prezydenta Obamy nie miała z tym "absolutnie" nic wspólnego, a wszystkie grupy, które znalazły się na "celowniku" IRS otrzymały zwolnienie od podatków.
Z raportu TIGTA wynika, że IRS zwracało szczególną uwagę na organizacje według kluczowych słów w nazwach, jak "Tea Party", "Patriots" i "9/12". Przyglądano się również grupom, które w swoich programach nawiązywały do: wydatków rządowych, długu państwa, podatków, edukowania społeczeństwa w zakresie poprawienia standardów życia w USA.
W marcu 2012, kiedy aktywiści Tea Party poskarżyli się, że IRS odsuwa ich wnioski o zwolnienia podatkowe, ówczesnego komisarza IRS Douga Shulmana wezwano przed komisję kongresową. Shulman stanowczo zaprzeczył pomówieniom, jakoby jego urząd umyślnie pomijał wnioski konserwatywnych organizacji.
W miniony weekend rzecznik IRS oświadczył, że osoby zajmujące najwyższe stanowiska nie były świadome tego, co robią urzędnicy szczebla niższego.
IRS wyjaśnia, że wzięto pod lupę wszystkie grupy o charakterze politycznym, które zabiegały o zwolnienie od podatku.Każdego roku IRS otrzymuje 60 tys. wniosków od organizacji charytatywnych, przez społeczne po związki zawodowe, które zabiegają o wyłączenie z obowiązku podatkowego. W przeciwieństwie do organizacji politycznych grupy te nie muszą ujawniać tożsamości swoich darczyńców. Mogą wydawać pieniądze na reklamy natury ideologicznej, lecz nie mogą wskazywać popieranego przez siebie kandydata na wybieralne stanowisko, ani partii.
Po wydaniu przez Sąd Najwyższy USA decyzji znanej jako "Citizen United", przyznającej organizacjom działającym na rzecz "społecznego dobra" status "tax-exempt", powstały setki grup politycznych, ktorym się ten przywilej nie należy, a które znalazły sposób na to, by z niego korzystać.
Nic też dziwnego, że IRS zaczęło im się przyglądać. I słusznie. Jednak konserwatyści krzyczą o skandalu licząc na zwrócenie społeczeństwa przeciw administracji Obamy zajętej daleko ważniejszymi sprawami, jak wprowadzanie w życie kolejnych punktów reformy medycznej.
(R – eg)