REKLAMA

REKLAMA

0,00 USD

Brak produktów w koszyku.

Ogłoszenia(773) 763-3343

Strona głównaPublicystykaTragedia nie tylko poznańska

Tragedia nie tylko poznańska

-

Warszawa – W jednym z mieszkań przy ul. Jana Matejki w Poznaniu niedawno rozegrała się tragedia rodzinna, w wyniku której trzy osoby poniosły śmierć. Choć bezpośrednich świadków nieszczęścia nie było, na podstawie oględzin, badań kryminalistycznych i sekcji zwłok policji udało się zrekonstruować prawdopodobny przebieg wydarzeń.

Policja otrzymała zgłoszenie, że na podwórzu kamienicy leży ciało mężczyzny, który chwilę wcześniej wyskoczył z okna. Po wejściu do mieszkania rodziny K. policjanci znaleźli w łazience ciało Anny K., córki samobójcy, i leżące tuż obok niej roczne dziecko. Chłopiec jeszcze żył i został przewieziony do szpitala, ale lekarzom nie udało się go odratować.

REKLAMA

Nieznany jest oczywiście bezpośredni powód kłótni, do jakiej musiało dojść, ale w pewnym momencie 51-letni Zenon K. zaatakował młotkiem swoją 28-letnią córkę, która trzymała na rękach rocznego synka. Broniąc się przed napastnikiem upuściła dziecko. Zenon K. następnie wyskoczył z balkonu 4. piętra, ginąc na miejscu. Przeprowadzona sekcja zwłok wykazała, że córka zginęła od uderzeń młotkiem w głowę, a jej synek miał również obrażenia mózgowo-czaszkowe. Ojciec i dziadek ofiar zmarł w wyniku licznych, poważnych i rozległych obrażeń spowodowanych upadkiem z dużej wysokości. Szczęściem w nieszczęściu było to, że drugi 8-letni syn Anny K. był nieobecny w mieszkaniu w czasie tragedii, ponieważ był na wakacjach.

Przypadek ten, choć wstrząsający, nie jest bynajmniej odosobniony. Oprócz plotek na temat światka aktorskiego i innych osobistości z tzw. wyższych sfer, prasa brukowa (i nie tylko) regularnie karmi czytelników mrożącymi krew w żyłach horrorami: mąż zarąbał żonę, syn zadźgał ojca, wnuk zamordował babkę. Najczęściej zabójcy działali w pijackim szale, bo sprzeczka wybuchła podczas libacji, kiedy wszelkie hamulce są wyłączone. Wśród młodych do zabójstw nierzadko dochodzi pod wpływem narkotyków lub w związku z nimi (np. diler nie chce komuś dać działki na kredyt). Jeśli zbrodnia jest motywowana chęcią zysku, często cena ludzkiego życia jest bulwersująco niska: 100, a nawet 50 i 20 złotych.

Ale wyżej przedstawiony przypadek poznański miał jeszcze dodatkowy wymiar, któremu warto się bliżej przyjrzeć. Za parę dni sąd miał ogłosić decyzję w sprawie skierowania Zenona K. na leczenie psychiatryczne. W lutym br. sam zgłosił się na leczenie psychiatryczne i do maja przebywał na oddziale w Gnieźnie, skąd zwolnił się na własną prośbę.

Zenon K. był znany policji. W marcu 2006 roku jego już dziś nieżyjąca 91-letnia matka zgłosiła na policję, że syn znęca się fizycznie i psychicznie nad nią i nad swoją córką Anną. Córka też wzywała policję, która przyjeżdżała, spisywała protokół i postanowiła wobec ojca sadysty zastosować dozór policyjny. W międzyczasie biegli przygotowali opinię, z której wynikało, że Zenon K. powinien być umieszczony w szpitalu psychiatrycznym, a o tym miał zdecydować sąd. Ale nie zdążył.

O tym, że z Zenonem K. nie jest w porządku, dobrze wiedzieli sąsiedzi. Mówili na niego „Zenek, co po dachach chodzi”. „Puszczał głośno muzykę dyskotekową i chodził boso po gzymsach. Uciekałam od tego widoku” – powiedziała jedna z sąsiadek. Pod kamienicę przy ul. Matejki kilkakrotnie podjeżdżała straż pożarna, aby ściągnąć mężczyznę z rynny. Ale o tym, co się działo w czterech ścianach mieszkania rodziny K., sąsiedzi mogli się tylko domyślać.

O tym, że mężczyzna znęca się nad rodziną fizycznie i psychicznie od dawna wiedziała także prokuratura. Ale oprawca nie trafił do więzienia i nawet nie doszło do sprawy sądowej. Ale jak często w takich przypadkach bywa, ostatecznie rodzina odmówiła składania zeznań. Czy to ze strachu przed zemstą, wstydu przed sąsiadami czy litości nad niezrównoważonym prześladowcą, a może wszystkich razem po trochu – nie wiadomo.
W marcu tego roku pojawiła się szansa na odizolowanie niebezpiecznego mężczyzny od otoczenia. Biegły psychiatra stwierdził, że Zenon K. jest niepoczytalny i że powinien być poddany leczeniu. Prokuratorzy wysłali do sądu wniosek o umieszczenie mężczyzny w zakładzie psychiatrycznym. Ponieważ jednak w marcu szaleniec był w szpitalu psychiatrycznym, według polskiego prawa nie można było wnioskować o tymczasowy areszt. Gdyby można było, może do tragedii by nie doszło. Bo w przeciwieństwie do aresztu, ze szpitala można wyjść w każdej chwili, i właśnie w maju Zenon K. wypisał się na własną prośbę.

Do nieszczęścia przyczyniły się, jak się wydaje, skomplikowane i wydłużone procedury prawne, jakie się w takich przypadkach stosuje. Jak na ironię przypuszcza się, że wezwanie do sądu, jakie mu dostarczył parę dni wcześniej listonosz, mogło być powodem wybuchu szału, który bezpośrednio doprowadził do tragedii.

Zdaniem prof. Marka Jaremy, krajowego konsultanta ds. psychiatrii, obowiązująca od 1994 r. Ustawa o Zdrowiu Psychicznym obejmuje całokształt tego problemu i odpowiada światowym standardom. Ale jak z każdym aktem prawnym, zapisane zalecenie wykonywane są przez omylnych ludzi, którzy różnie oceniają innych ludzi, ich czyny i zachowania. Jak powiedział „Dziennikowi Związkowemu” prof. Jarema, każdy lekarz, nie tylko psychiatra, może zawnioskować umieszczenie na oddziale zamkniętym groźnego dla otoczenia szaleńca, ale nazajutrz decyzję tę musi potwierdzić ordynator szpitala, a w ciągu 48 godzin sąd musi wydać nakaz, aby pacjenta można było nadal trzymać w zamknięciu.

Przepisy te zostały po to wymyślone, aby chronić pacjentów przed nadużyciami. Kraje takie jak Polska były szczególnie wyczulone na tym punkcie. Wprawdzie w PRL-u takie nadużycia istniały tylko w szczątkowej formie w porównaniu ze Związkiem Sowieckim, ale po odzyskaniu niepodległości w 1989 r. powstała presja odejścia od takich praktyk jak najdalej. W Sowietach umieszczanie przeciwników politycznych w „psychuszce” było na porządku dziennym.

Okazuje się jednak, że chodzi tu nie tylko o czas przeszły. Zdarza się to tam także i obecnie, choć dziś „nieludzka ziemia” nazywa się Federacją Rosyjską. Właśnie niedawno rosyjską dziennikarkę Łarysę Arap i działaczkę opozycyjnego Zjednoczonego Frontu Obywatelskiego zamknięto wbrew jej woli w szpitalu psychiatrycznym. Gdy w klinice w Murmańsku czekała na obowiązkowe badania potrzebne do otrzymania prawa jazdy, została zatrzymana i zamknięta w miejscowej klinice psychiatrycznej, a następnie przewieziona do innego szpitala o 150 kilometrów (90 mil) poza miastem.
Według działaczy opozycyjnych Arap „podpadła” władzom przede wszystkim swoim artykułem o leczeniu dzieci w rosyjskich szpitalach psychiatrycznych metodami przypominającymi tortury. Teraz sama doświadcza tych metod: siłą podawane są jej leki psychiatryczne. Na znak protestu dziennikarka ogłosiła głodówkę. Dopiero w wyniku protestów międzynarodowych grup obrony praw człowieka została zwolniona po 46 dniach uwięzienia. Rzecznik prasowy rosyjskich władz regionalnych zaprzeczył, jakoby „leczenie” Arap było przykładem represji politycznych. „Rosja jest przecież krajem demokratycznym, w którym każdy ma prawo swobodnie się wypowiadać” – tłumaczył.

Ripostą na te metody jest obecne liberalne polskie prawo psychiatryczne. Ale można też przesadzić w odwrotnym kierunku, jeśli dba się wyłącznie o prawa i samopoczucie pacjenta kosztem bezpieczeństwa jego bliskich i otoczenia. Ale to nie jedyny problem, z jakim boryka się lecznictwo psychiatryczne w Polsce.
Wokół zaburzeń psychicznych nadal pokutuje pewne tabu. Są to choroby wstydliwe, o których ludzie niechętnie mówią. Stąd też Polacy potrzebujący pomocy psychiatry często zwlekają z wizytą lub w ogóle z niej rezygnują. Według szacunków Polskieg
o Towarzystwa Psychiatrycznego problemy psychiczne mogą dotyczyć nawet 30% polskiego społeczeństwa. Bardzo często osoby chore trafiają do lekarza psychiatry zbyt późno lub nie trafiają do niego wcale, a tylko odpowiednio wczesne podjęcie leczenia daje
choremu szansę na normalne życie.

Według badań TNS OBOP, zdecydowana większość Polaków niechętnie korzysta z pomocy lekarzy psychiatrów. Jako główny powód 77% badanych podaje wstyd i obawę przed opinią otoczenia. Dodatkowo u 76% Polaków leczenie psychiatryczne budzi lęk, a 70% uważa, że wizyta u psychiatry wiąże się ze zdecydowanie większym stresem niż wizyta u lekarza innej specjalności. Ogromna większość Polaków, bo blisko 90%, sądzi, że ludzie chętniej chodziliby do lekarza psychiatry, gdyby mogli to zrobić dyskretnie i w tajemnicy.
Robert Strybel

REKLAMA

2090960497 views

REKLAMA

2090960797 views

REKLAMA

2092757257 views

REKLAMA

2090961080 views

REKLAMA

2090961226 views

REKLAMA

2090961370 views