REKLAMA

REKLAMA

0,00 USD

Brak produktów w koszyku.

Ogłoszenia(773) 763-3343

Isadora Duncan

-

Taniec był jej życiem. Tańcząc zapominała o wszystkim, a świat wydawał się wtedy piękniejszy, bez ograniczeń i konwenansów. Zawsze była wolna i niezależna, jak powiew jej szala na wietrze. Była legendą nowoczesnego tańca, symbolem kobiety wyzwolonej. Dla niej najważniejsza była sztuka.

 

REKLAMA

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Zmarła tragicznie w Nicei. Wrześniowego popołudnia pewien Włoch zaprosił ją na przejażdżkę sportowym samochodem. Była uradowana, lubiła szybką jazdę. Otulona długim szalem wsiadła do samochodu. Kierowca wystartował i nagle zatrzymał samochód z ogromnym zgrzytem. Szal wkręcił się w szprychy auta i udusił Izadorę, nie zdołano jej odratować. Miała pięćdziesiąt lat. Skończyło się życie największej tanecznicy Europy i Ameryki.

 

Uwielbiano ją za artyzm taneczny. Isadora istotnie stworzyła nowy model tańca, tańca wyzwolonego, który miał być ekspresją Ameryki. Krytykowano ją za obrazę moralności. Odważyła się bowiem tańczyć boso, w tunice założonej na nagie ciało. W epoce długich i sztywnych sukien budziła zgorszenie.

 

Isadora urodzia się w 1878 roku w San Francisco, była najmłodsza z czworga rodzeństwa. Nigdy nie poznała swego ojca krewkiego Irlandczyka, który lubił hulaszcze życie. Jej matka rozwiodła się z nim, gdy roztrwonił cały majątek. Rodzina żyła w niedostatku, a matka feministka sama borykała się z wychowaniem dzieci. Udzielała lekcji gry na fortepianie, robiła na drutach, szyła, haftowała. Mała Isadora biegała po domach sprzedając serwetki i szale. Właśnie szale, które zawsze uwielbiała.

 

Isadora nie lubiła szkoły, tam wszystko było sztywne i takie monotonne. Była zaambarasowana z powodu swojej biedy, często była głodna. Prawdziwą edukację zdobyła jednak w domu, gdy jej matka czytała poezję i grała Beethovena, Mozarta i Chopina. Rodzina mimo niedostatków była szczęśliwa, a sztuka była najważniejsza. Młoda Isadora wraz z rodzeństwem urządzała w swym domu przedstawienia teatralne i taneczne.

 

Była piękna i odmienna od wszystkich. Miała zielone oczy, kasztanowe włosy, piękne ręce i długą szyję. Taniec był dla niej najważniejszy. Tańczyła wszędzie, w parku, nad brzegiem morza, na ulicy. Zawsze budziła podziw i zachwyt. Szukano pracy dla Isadory. Rodzina rozpoczęła podróż po Stanach. Jechali wszędzie tam, gdzie oferowano zatrudnienie. Jako 16-latka przyjechała Isadora wraz z matką do Chicago. Tu miała audition. Przy muzyce Mendelssohna tańczyła w białej tunice, ale powiedziano jej, że ten taniec nadaje się do kościoła, nie do teatru. Miały tylko 25 dolarów, musiały zatem sprzedać przywiezioną biżuterię, aby wyżyć. Zatrudniono wreszcie Isadorę, ale nakazano zmienić repertuar i sposób tańca. Urażona, po trzech tygodniach, opuściła Chicago.

 

Za pożyczone pieniądze pojechały do Nowego Jorku. Był rok 1895. Tam otrzymała małą rólkę. Rodzina przenosiła się ustawicznie z pensjonatu do pensjonatu. Mieszkali też w drogich hotelach, zamawiali najwystawniejsze kolacje, choć nie było ich na to stać. A gdy cierpliwość właściciela hotelu kończyła się, opuszczali to miejsce. Wynajęli nawet studio w Carnegie Hall. Isadora dostała engagement, na jej występ przychodziło wiele kobiet. Podziwiano jej ogromną grację taneczną. Czasem tylko któraś była zgorszona, że tancerka ma za krótką tunikę i odkryte nogi. Nie była jednak w Nowym Jorku szczęśliwa. Uważała, że lokalni bogacze patrzą na nią jak na zwierzaka.

 

Wyjechali zatem do Londynu. Dopiero tam Isadora stała się gwiazdą. Stworzyła ciekawą choreografię tańca, wypracowała własny styl. Odwoływała się do wdzięku starożytnych Greczynek, zrzuciła krępujący ruchy gorset. Tam poznała malarza Charlesa Halle. To on zapoznał ją głębiej ze sztuką grecką, dramatem i filozofią. Całe godziny spędzali w British Museum. Isadora podziwiała rzeźby greckie i tańczące figury na wazach. Zaczęła kreować takie same w swoim tańcu. Pracowała nad swoim kunsztem tanecznym, ciągle coś doskonaląc. Tańczyła boso, to dodawało większej naturalności jej ruchom tanecznym.

 

Auguste Rodin – sławny francuski rzeźbiarz – powiedział o niej: „jej ruchy oddają sens muzyki, ona tańczy samą muzykę”.

 

„Co za ekspresja, jak ona musi kochać, rzekł o niej Gordon Craig, reformator teatru i scenograf. Notabene Isadora zakochała się w nim, choć wiedziała, że romansował z wieloma pięknościami i miał siedmioro nieślubnych dzieci. Mimo wszystko jakiś magnetyzm ich łączył. Nie mogli żyć bez siebie. Uzupełniali się doskonale. Ona finansowała jego drogie inscenizacje, on projektował dla niej niebieskie kurtyny. Pragnął ją zatrzymać tylko dla siebie, chciał jej zupełnego oddania. Ona zaś, wolna jak motyl, kapryśna feministka ani mnie myślała o tym. Dla niej wolność była ważniejsza niż wszystko. Gdy dowiedział się o ciąży swej tańczącej muzy, natychmiast ją porzucił. Isadora urodziła córeczkę, Deirdre. Ich związek był jednak specyficzny. Mimo rozstania, nie mogła zapomnieć o nim, spotykali się jeszcze kilkakrotnie.

 

W 1901 roku Loie Fuller – amerykański tancerz, widząc niezwykłość tańca Isadory, wyrwał ją z lokalnych londyńskich sideł, nie mogła już tańczyć dla wpływowych bogaczy. Obiecał jej Paryż i koncerty po Europie. I tak się stało. Isadora tańczyła w Wiedniu, Budapeszcie, Monachium i Berlinie. Pisano o niej w Europie, podziwiano jej talent. Jej taniec tak bardzo emocjonalny wzbudzał ogromny zachwyt. A ona wciąż pracowała nad nowymi formami tanecznymi. Napisała nawet książkę „Taniec przyszłości”, wydano ją w Berlinie. W tymże Berlinie po jej koncercie studenci wyprzęgli konie i ciągnęli powóz z artystką do samego hotelu. Potem pojechała do Grecji, by ujrzeć to wszystko o czym tak bardzo marzyła: posągi, tuniki, architekturę, cały świat antyczny i… taniec. Paradowała w tunice, w sandałach, patrząc z rozrzewnieniem na odmienny grecki świat.

 

Potem poznała Singera. Adorował ją, obsypał biżuterią, pomagał finansowo, płacił jej długi. Kupił dla niej „szkołę tańca” pod Paryżem. Isadora była dla niego całym światem. Ale ona, niemal bogini tańca, pragnęła innego szczęścia. Wciąż organizowała przyjęcia w swym domu dla świata artystycznego. Chciała być adorowana i uwielbiana. Singer tolerował wszystko, a ona nie zmieniła się nawet po urodzeniu syna, Patricka.

 

Była u szczytu sławy. Nagle wszystko zawaliło się. Isadora przeżyła wielką tragedię. W wodach Sekwany utonęły jej dzieci. Samochód wpadł do rzeki, córka wraz z boną utopiły się, syna nie zdołano odratować, zmarł w szpitalu. Rozpaczała całymi dniami, piła, nie mogła tego zapomnieć. Był rok 1904. Pojechała do Rosji, do St. Petersburga, do stolicy światowego baletu. Tam podziwiano jej kunszt taneczny, właściwy dobór muzyki, jej stroje, niezwykłą ekspresję.

 

Ale krytykowano ją też. Pisano, że tańczy niezręcznie i ma za grube nogi.

 

Po roku przyjechała do Berlina. Tam założyła szkołę tańca. Udekorowała budynek w motywy greckie, uczennice nosiły tuniki.

 

W 1908 przyjechała do swej ojczyzny po 9 latach nieobecności. W Nowym Jorku przyjęto ją chłodno. Czytano o niej wiele w prasie, że miała dwoje nieślubnych dzieci, że nie uznaje instytucji małżeństwa. Była zasmucona. Aż sławny dyrygent Walter Damrosch zorganizował jej występ w Metropolitan Opera House. Gdy tylko popłynęła siódma symfonia Beethovena, Isadora rozpoczęła niezwykły taniec z ogromną gracją i kunsztem. Aplauz widowni był ogromny. Potem tańczyła w Waszyngtonie. A tamże sam prezydent Roosevelt powiedział, że Isadora tańczy z wielką lekkością, niczym dziecko w ogrodzie. Wróciła do Paryża, tam znów tańczyła w teatrze.

 

W 1921 roku orzymała telegram: „Przyjedź do Moskwy, otrzymasz szkołę z tysiącem uczniów. Możesz eksperymentować własne idee na szeroką skalę”. Pojechała do komunistycznej Rosji. Zastała tam biedę i racjonowanie żywności. Nie układało się wszystko, jak powinno. Ale poznała Siergieja Jesienina, 26-letniego rosyjskiego poetę. I znów zakochała się. Nie znała jego poezji. Był od niej młodszy o 15 lat, nie znał języka angielskiego. Poślubiła go na przekór swoim przyrzeczeniom, że nigdy nie wyjdzie za mąż. Chciała go wywieźć z Rosji. Udało się. Ale on na obczyźnie nie czuł się dobrze. Był wyobcowany i izolowany. Popadał w coraz większy alkoholizm, nie lubił życia towarzyskiego. Wyrzucano ich z hoteli, pisała o tym prasa. Amerykanie wyrażali dezaprobatę odnośnie jej małżeństwa z Rosjaninem, bano się wpływów komunistycznych. Nawet jej występy w Bostonie zostały odwołane, podobnie stało się też w innych miastach.

 

A ona była wściekła. Powiedziała reporterom, że już nigdy nie wróci do Ameryki. I dotrzymała słowa. Wróciła z mężem do Rosji, tam się rozwiodła. Jesienin popełnił samobójstwo, ona wróciła do Francji. Powoli jednak gasła, była samotna. Mówiła o sobie, że jest uczennicą Terpsychory, bogini tańca. Istotnie tańczyła bosko, a jej życie przypominało antyczną tragedię. Gdy miała pieniądze, adorowali ją wszyscy, potem opuścili ją nagle. Sprzedała swoją etolę z gronostajów, liczne dzieła sztuki. Została jej tylko czerwona torebka i podarte futro. Parokrotnie próbowała popełnić samobójstwo, bezskutecznie jednak. Tragiczna śmierć przyszła tak nagle, zginęła na przejażdżce samochodowej, uduszona własnym szalem. Był wrzesień 1927 roku. Zgasła przedwcześnie jej gwiazda, chociaż wciąż wydaje się świecić.

 

Janusz Kopeć

luty, 2010

REKLAMA

2090784076 views

REKLAMA

2090784378 views

REKLAMA

2092580841 views

REKLAMA

2090784666 views

REKLAMA

2090784812 views

Dziecko na zamówienie

FBI kontra hakerzy

Kolorowy ptak

Wiem, gdzie mieszkasz

REKLAMA

2090784957 views