Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama
piątek, 27 grudnia 2024 14:39
Reklama KD Market

Z nowym rokiem…

fot. Unsplash.com

Dopiero co siedzieliśmy przy stole i dzieliliśmy się opłatkiem, a już Nowy Rok przeciska się przez drzwi. Wraz z nim nadchodzi czas na noworoczne postanowienia. I choć większość z nas zdaje sobie sprawę, że ich termin przydatności, to znaczy realizacji jest zwykle bardzo krótki, to jednak uparcie do nich wracamy.

Nasze postanowienia dotyczą najróżniejszych spraw. Niekiedy są to błahostki, znacznie częściej jednak obiecujemy sobie, że bardziej zadbamy o zdrowie, schudniemy, czy też raz na zawsze rozprawimy się z nałogiem. Znacznie rzadziej postanawiamy wprowadzić znaczące zmiany w naszym podejściu do wychowania, choć nie raz rozmyślamy o byciu lepszymi rodzicami. A może jeszcze w tym roku pomyślimy również o tym, aby w nowym zacząć urzeczywistniać plany?

Zanim zaczniemy

Mark Twain mawiał: „Rzucenie palenia to nic trudnego — sam robiłem to setki razy”. Podobnie jest z naszymi postanowieniami. Łatwo jest powiedzieć: „Chcę być lepszym rodzicem.” Nieco trudniej jednak jest to osiągnąć. Sprawa dodatkowo komplikuje się, kiedy nie wiemy do końca, gdzie leży problem i co trzeba zmienić. Nierzadko zdarza się przecież, że wychodzimy z siebie w reakcji na zachowanie dziecka. Szukamy sposobu, aby coś zmienić, zastanawiamy się jak naprawić „zepsute” dziecko. W takiej sytuacji niezwykle łatwo jest stracić dystans, właściwą perspektywę. Skupiamy się na zachowaniu malucha, pomijając swój udział w danym zdarzeniu, czy też okoliczności. To nie dziecko jest do poprawy, tylko zachowanie. Pytanie – czyje: dziecka, czy może jednak rodzica? 

Aby cokolwiek zmienić, nie wystarczą same plany i mocne postanowienia. Podejrzewam, że takich możesz mieć już przynajmniej kilka na swoim koncie. Tutaj nie ma drogi na skróty, ani dawania sobie złudnych nadziei, że jakoś to będzie. Jeżeli naprawdę chcemy coś zmienić, to trzeba zacząć działać. Ważne jest jednak, aby naprawiać to, co rzeczywiście jest zepsute. Aby to zrobić, potrzebujemy przyznać się przed sobą, co jest nie tak.

Już tyle razy próbowałam…

Kiedy zaczynamy myśleć, lub mówić o zmianach, ciężko jest pozbyć się choćby cienia myśli, że przecież już tyle razy próbowałam/próbowałem, więc jaki jest sens robić to po raz kolejny. W tym momencie możemy odpowiedzieć sobie, że rzeczywiście nie ma sensu. W sumie, to przecież wcale nie jest tak źle, pewnie są tacy, którzy mają gorzej, lub przynajmniej podobnie i żyją, więc my też damy radę. To podejście uspokoi nas, przynajmniej na chwilę, aż do następnych wyrzutów sumienia po wybuchu, bo „buty stały krzywo”.

Podjęcie kolejnej próby wcale nie jest łatwe, szczególnie gdy mamy świadomość ilości porażek, które zaliczyliśmy po drodze. Dodatkowo nikt nie da nam gwarancji powodzenia. Ale…

Na szczęście sami mamy wpływ na sytuację. Te porażki, których już doświadczyliśmy, wcale nie muszą być naszą kulą u nogi. Mogą one stać się naszą siłą, wiatrem, który będzie dmuchał w żagle naszej łódki o nazwie „Droga do sukcesu”. Aby jednak tak się stało, nie możemy udawać, że nigdy się nie potknęliśmy. Znacznie lepszym pomysłem jest przyjrzeć się im ze wszystkich stron, aby dostrzec ich przyczyny. „Czemu wcześniej się nie udało?”, „Co teraz mogę zrobić inaczej?”, „Jak to mogę poprawić?”. Oczywiście, zdaję sobie sprawę, że jeżeli na co dzień konstruujesz rakiety kosmiczne, to pomyłki mogą być trudniejsze do naprawy. Jeżeli jednak tego nie robisz, to przypomnij sobie powiedzenie: „Zadania trudne załatwiam od ręki, na niemożliwe, trzeba będzie chwilę zaczekać.”

Podsumowania i sukcesy

Mam nadzieję, że na Twojej twarzy Drogi Rodzicu, pojawił się choć cień uśmiechu. Możemy zatem przejść do kolejnego punktu, niezwykle ważnego przy wprowadzaniu zmian życiowych. Mam na myśli nasze sukcesy.

Znacznie łatwiej jest nam oczywiście, skupiać się na problemach. To właśnie one rzucają się w oczy, przysłaniając swoimi ogromnymi rozmiarami, wszelkie sukcesy. A jednak te drugie także istnieją i warto o tym pamiętać!

Ja wiem, że nasza natura zachęca nas do wyszukiwania przeszkód i zagrożeń (dla naszego bezpieczeństwa), do swego rodzaju taplania się w smutkach. Zachęcam Cię zatem do zadziałania trochę na przekór. Im częściej będziemy to robić, tym łatwiej będzie nam to przychodzić. Nie ma zatem na co czekać, tylko zacząć spisywać sobie własne sukcesy te duże i te całkiem maleńkie. Być może znajdzie się wśród nich przebiegnięcie 10 km, lub też upieczenie pysznego ciasta. Może przypomnisz sobie miły rodzinny wieczór, czy wysłanie życzeń świątecznych. Mówiłam , że to wcale nie muszą być osiągnięcia na miarę mistrzostwa świata?

Czy ja tego rzeczywiście chcę?

To wszystko o czym do tej pory napisałam to początek drogi do zmian w naszym życiu. Choćbyśmy jednak stanęli na głowie i wynaleźli najróżniejsze sposoby motywacji, to nic nie zrobimy, jeżeli nie będziemy tego naprawdę chcieli. 

Łatwo jest bowiem robić postanowienia noworoczne. Jeszcze łatwiej zmieniać swoje życie wieczorem z kieliszkiem w ręku. Rzeczywistość poranna jest jednak zupełnie inna. Pojawiają się nagle najróżniejsze przeszkody, których jeszcze wieczorem nie było. To nic, że większość z nich mieszka wyłącznie w naszej głowie, ale to właśnie przeszkody stamtąd są najtrudniejsze do pokonania. My jako ludzie, nie lubimy zmian i bronimy się przed nimi. Lepszy bowiem stary, znany wróg, niż nowe, które jest wielką tajemnicą.

Zanim więc zaczniemy kolejną rundę noworocznych postanowień i gruntownych zmian w swoim życiu, zastanówmy się, czy rzeczywiście ich chcemy i czy jesteśmy na nie gotowi. 

Iwona Kozłowska

jestem pedagogiem, mediatorem, a także Praktykiem i Masterem Emotion NLP. Od 2006r. pracuję z dziećmi, młodzieżą, a także ich rodzicami, nieustannie poszerzając swój warsztat pracy.Po godzinach natomiast jestem całkiem zwyczajną mamą, której również zdarza się nadepnąć na rozrzucone klocki, czy też mierzyć się z wyzwaniami pod tytułem: „Nie chcę jeszcze iść się myć!”, lub „Jeszcze tylko 5 minut…”Moją wielką pasją jest odkrywanie i wspieranie potencjału jaki drzemie w każdym dziecku i w każdym rodzicu. Głęboko wierzę, bo widzę to na swoim przykładzie, że nawet mając dzieci u boku, można realizować swoje marzenia i cele. Jednocześnie, takim podejściem można „zarażać” swoje dziecko, następnie je wspierać, a później wzajemnie się motywować i czerpać ze swoich doświadczeń.Prowadząc MamoKompas pomagam mamom sprawić, aby ich podróż wychowawcza była przyjemna, ciekawa i wzbogacająca!

Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama