Złe wieści dla klasy średniej w Europie i Ameryce
Te wieści sygnalizuje tygodnik "Newsweek" wielkim drukiem na stronie tytułowej, która zapowiada, że klasa średnia na naszym kontynencie to stan zanikający. Przyczyny tego zjawiska są złożone, najogólniej optymalizacja zysków i koszty pracy.
W poszukiwaniu taniej siły roboczej wielkie firmy, General Electric, Boeing i towarzystwa naftowe wychodzą poza granice Ameryki i przy pomocy technologii informacyjnych są w stanie wykonać niektóre prace, na przykład, na terytorium Indii, a nawet w Polsce. W tym samym czasie Chiny eksportują olbrzymie ilości tekstyliów, co zmusza Stany Zjednoczone do wprowadzenia kwot importowych i żądań dewaluacji juana. Pod naciskiem amerykańskim władze chińskie wprowadzają taryfy celne w wysokości ponad 400 procent.
Tygodnik podaje zestawienie kosztów pracy dla niektórych zawodów: w Ameryce pracodawca płaci księgowemu (am. accountant) $23,35 za godzinę, gdy tę samą pracę w Indiach wykona pracownik za $6 do $15 za godzinę. Kolejny przykład: robotnik amerykański nie podejmie pracy poniżej $21 za godzinę, a w Chinach jego pracę wykona Chińczyk za 64 centy na godzinę.
W Europie i Stanach Zjednoczonych bezrobocie jest na wysokości 9 procent i towarzyszy mu spadek płac realnych. Tymczasem z kilkunastu krajów, które dotychczas nazywane są rozwijającymi, na światowy rynek pracy wejdzie dwa miliardy nowych pracowników a to prowadzi do obniżenia poziomu życia pracowników fizycznych i umysłowych.
Z tego właśnie powodu, w przemysłach o intensywnym zapotrzebowania na pracowników z wysokimi umiejętnościami konkurencja wymusza m.in. przenoszenie zakładów zagranicę. Dotyczy to głównie takich dziedzin jak produkcja części samochodowych, przemysłu maszynowego i materiałów metalowych, przemysłu farmaceutycznego i produkcji sprzętu telekomunikacyjnego. Przenoszenie prac dotyczy też rachunkowości, obsługi prawnej i finansowej.
To przenoszenie prac do innych krajów (am. outsourcing) wiąże się też z tym, że Chiny masowo zakupują wyroby zaawansowanej technologii a Indie posiadają rzesze wyszkolonych programistów, chemików, księgowych, prawników i lekarzy. Proszę zauważyć, ilu hinduskich lekarzy pracuje w samym Chicago, w najbliższym otoczeniu chicagowskiej Polonii. Nic dziwnego, że tej sytuacji lekarze radiolodzy znajdujący się jeszcze Indiach odczytują na odległość wyniki badań tomografii komputerowej (am. computer tomography scans) albo też badań rezonansu magnetycznego (am. magnetic resonance imaging), przekazanych ze szpitali w stanie Massachussetts czy w innych stanach.
Tak mniej więcej wygląda globalizacja, która niekoniecznie musi przyczynić się do zwiększenia bezrobocia. Jej korzyści, jak pisze komentator, przewyższają koszty, bo pozwala utrzymać ceny na niskim poziomie, podnieść wydajność pracy i zapewnić środki na dalsze inwestycje. Chociaż sama Europa jest jeszcze dość odporna na dolegliwości globalnego systemu gospodarczego, bo ma nadal sztywne ustawodawstwo pracy dające ochronę przed obniżkami płacy i zwolnieniami.
Ma ona jednak poważne dylematy, bo w miarę zwiększonego przenoszenia prac poza granice nastąpić może wzrost bezrobocia, a temu towarzyszyć mogą protekcjonistyczne zabiegi. Jeżeli przenoszenie prac z Europy do innych państw nie będzie wzrastać progresywnie, Stary Kontynent straci konkurencyjność światową i dlatego poważni ekonomiści doradzają większą elastyczność polityki zatrudnienia na rynku pracy w Europie oraz ruchliwość w stylu amerykańskim.
Choć jak na razie nie przewiduje się, że formy europejskie czy amerykańskie mogą stracić swoją konkurencyjność, pewne zjawiska, jak mniejsza liczba studentów na kierunkach oprogramowania komputerowego może już wskazywać na powstające zagrożenia.
W tym samym czasie w Indiach rocznie studia kończy 150 000 inżynierów a w Chinach 250 000. Dlatego też Indie stają się preferowanym krajem, gdzie ośrodki badawczorozwojowe (am. research and development, skrót R"D) zakładają wielkie firmy (francuski Alcatel, General Electric, Boeing czy sto innych firm nadnarodowych). Europa nadal wymaga fundamentalnych zmian w liberalizacji rynków pracy. Przywódcy europejscy przyjęli uzgodnienia w Lizbonie, ale po pięciu latach nic się nie zmieniło z uwagi na opór związków zawodowych i przywiązanie do bezpieczeństwa związanego z miejscem pracy, a nie do idei bezpieczeństwa samego zatrudnienia, a to ostatnie oznacza pewność znalezienia zatrudnienia w innym miejscu
O Chinach, Indiach oraz o syndromie sowieckiego sputnika pisz też komentator Robert J. Samuelson. Kiedy Sowieci wypuścili swego pierwszego satelitę 4 października 1957 roku, Amerykanie ulegli przerażeniu, bo uznali, że stracili przewagę technologiczną. Przerażeniu ulegali jeszcze kilka razy, gdy wydawało się, że Sowieci uzyskali przewagę w rakietach dalekiego zasięgu oraz jeszcze później, gdy Niemcy i Japończycy mieli wyprzedzić Amerykanów pod względem zarządzania, pracowitości, lepszego kształcenia kadr. A tymczasem z porównania średniego dochodu per capita wynika inny obraz: w Ameryce dochód ten wynosi $38 324, w Niemczech $26 937, w Japonii $29 193.
Syndrom sputnika daje się odczuć również obecnie, gdy Chiny i Indie wkraczają do gospodarki światowej.
Jest to wielka sprawa, z oczywistymi plusami i minusami dla Stanów Zjednoczonych. Ale czy zagrażają one Stanom Zjednoczonym? Prawdopodobnie tak, choć nie w takim rozumieniu, jak w poprzednich przypadkach. To zagrożenie w obecnej sytuacji jest wynikiem braku równowagi w handlu światowym i dlatego administracja prezydenta Busha słusznie domaga się dewaluacji waluty chińskiej.
Największe niebezpieczeństwo tkwi w tym, że Chiny destabilizują gospodarkę światową, a nie w tym, że mogą one prześcignąć Stany Zjednoczone. "Co do prześcignięcia," pisze komentator, "historia daje nam jeszcze jedną nauczkę. Siła gospodarcza Ameryki leży w jakości, którą trudno rozmienić na prostą statystykę czy trendy. Utrzymujemy przekonania i praktyczne (zastosowania), które wyrównują nasze słabości, a w tym ambicje, otwartość na zmiany (nawet te nieprzyjemne zmiany), konkurencję, ciężką pracę, a także gotowość podejmowania i wynagradzania ryzyka. Jeśli utracimy tę magiczną kombinację, nie będzie to winą Chińczyków".
Istnieje też nierówność, pisze Samuelson, w dochodach osiąganych w Stanach Zjednoczonych i w Zachodniej Europie, która wynika z tego, że w krajach europejskich pracuje się (dłuższe wakacje, wcześniejsze emerytury) niż w Ameryce. Tak samo wyższe bezrobocie i udział siły roboczej w krajach europejskich oznacza, że mniejsza liczba ludności jest w stanie nabyć prawdziwe umiejętności. Przesadą jest też mówienie, zdaniem komentatora, że Ameryka ma deficyt naukowców i inżynierów. Gdyby były braki, wzrosłaby płaca, zwłaszcza dla ludzi z tytułem doktora. W 1999 roku, średnia pensja naukowców i inżynierów wynosiła w stosunku rocznym $60 000, co może nie jest spektakularnym zjawiskiem, ale za to solidnym.
źródła:
o zaniku europejskiej klasy średniej na tle globalizacji gospodarki za tygodnikiem "Newsweek", wydanie na 30 maja, artykuł "The Big Squeeze", autor Richard Ernsberger, str. 48 do 52,
o syndromie sputnika w amerykańskich odczuciach i ocenach za tygodnikiem "Newsweek", wydanie na 30 maja, artykuł "Itąs Sputnik Time Again", autor Robert J. Samuelson, str. 53.
Złe wieści
- 06/03/2005 03:31 PM
Reklama