Podczas wystąpienia stron przed Sądem, do którego doszło na dziewięć dni przed wejściem nowego prawa w życie, prawnicy TikToka argumentowali, że przyjęta przytłaczającą większością głosów ustawa była motywowana chęcią ograniczenia wolności słowa.
"Sedno sprawy ostatecznie sprowadza się do wolności słowa. Mówimy o ideach. A moi przyjaciele po drugiej stronie, gdy przebijemy się przez wszystko inne, ostatecznie martwią się, że idee, które pojawiają się na platformie TikTok, mogą w przyszłości w jakiś sposób manipulować Amerykanami, mogą ich w jakiś sposób przekonać, mogą sprawić, że pomyślą coś, czego nie powinni myśleć. Cóż, cała ta koncepcja jest w konflikcie z pierwszą poprawką" - mówił adwokat TikToka Noel Francisco, odwołując się do konstytucyjnej poprawki gwarantującej wolność wypowiedzi.
Z kolei reprezentująca stronę rządu Elizabeth Prelogar tłumaczyła, że ustawa wymuszająca sprzedaż TikToka przez chińskiego właściciela, koncern ByteDance jest w pełni uzasadniona z dwóch powodów: możliwości pozyskania przez chiński reżim wrażliwych danych użytkowników z USA - otwierając ich na ryzyko szpiegostwa lub szantażu w przyszłości - oraz możliwości potajemnej manipulacji treści podsuwanych dziesiątkom milionów Amerykanów. Prawniczka zaznaczyła ponadto, że sam ten pierwszy argument jest wystarczający, by pozwolić na wejście ustawy w życie.
Sędziowie w większości wydawali się podzielać obawy dotyczące prywatności danych – jedna z sędzi określiła je jako "bardzo przekonujące". Jednak kwestia ta wzbudzała mniejsze wątpliwości w porównaniu z innymi zagadnieniami. Liberalne sędzie Sonia Sotomayor i Ketanji Brown Jackson zwracały uwagę, że nowe przepisy mogą prowadzić do ingerencji w treści, sugerując, że ewentualny zakaz TikToka powinien być traktowany jako ostateczność. Z kolei inna liberalna sędzia, Elena Kagan, oraz konserwatywny prezes Sądu Najwyższego, John Roberts, podkreślali, że celem prawa nie jest sama platforma, lecz jej chiński właściciel, który nie korzysta z ochrony wolności słowa w amerykańskim prawie.
"Czy mamy zignorować fakt, że ostatecznym właściciel jest w rzeczy samej poddany obowiązkowi prowadzenia prac wywiadowczych na rzecz chińskiego rządu?" - pytał Roberts prawnika TikToka.
Sędziowie nie podjęli dotąd decyzji, czy przychylić się do wniosku, by zablokować lub opóźnić wejście w życie prawa, lecz podczas piątkowej rozprawy sugerowali, że mogą tymczasowo wstrzymać jego obowiązywanie, by dać sobie więcej czasu na podjęcie decyzji. Pytali również, czy nowy prezydent, który obejmie urząd dzień po planowanym wejściu w życie ustawy, może ogłosić, że nie będzie egzekwował prawa.
Donald Trump próbował zmusić ByteDance do sprzedaży TikToka podczas swojej pierwszej kadencji, lecz sądy orzekły, że nie miał uprawnień do podjęcia takiego kroku za pomocą jednostronnego rozporządzenia. Podczas ubiegłorocznej kampanii wyborczej Trump sprzeciwił się podobnym działaniom, mimo że zyskały one poparcie wielu Republikanów, w tym członków jego przyszłej administracji. Zmiana jego stanowiska nastąpiła po spotkaniu z jednym z amerykańskich udziałowców TikToka, miliarderem Jeffem Yassem, który był jednym z głównych sponsorów jego kampanii wyborczej.
Już po wyborach Trump kilkakrotnie wypowiadał się przeciwko prawu, wskazując na to, jak aplikacja pomogła mu w pozyskaniu głosów młodych wyborców.
"Dlaczego do cholery miałbym zakazywać TikToka?" - pytał Trump w jednym ze swoich wpisów na portalu społecznościowym, dołączając dane z sondaży wskazujące na wzrost jego popularności wśród młodych wyborców.
Prawnicy Trumpa złożyli do Sądu Najwyższego tzw. opinię przyjaciela sądu (amicus curiae) przyłączając się do wniosku TikToka o zablokowanie prawa. Tłumaczyli w nim, że tylko Trumpa ma "doskonałe umiejętności zawierania transakcji, mandat wyborczy i wolę polityczną, aby wynegocjować rozwiązanie mające na celu uratowanie platformy, jednocześnie odpowiadając na obawy dotyczące bezpieczeństwa narodowego".
Z Waszyngtonu Oskar Górzyński (PAP)