Z Adamem Kownackim specjalnie dla “Dziennika Związkowego” rozmawia Jan Pachlowski
W sobotę w Las Vegas dojdzie do trzeciej wielkiej walki wagi ciężkiej o pas WBC pomiędzy Deontayem Wilderem a Tysonem Furym. Na tej jednej z najważniejszych bokserskich gal tego roku zobaczymy także rewanżowe starcie najlepszego polskiego ‘’cieżkiego’’ Adama Kownackiego z Robertem Heleniusem.
Jan Pachlowski: - Półtora roku czekamy na twój powrót na ring, po niespodziewanej porażce przez nokaut z Robertem Heleniusem w marcu 2020 roku. Teraz czas na rewanż.
Adam Kownacki: - Czuję głód związany z rywalizacją w ringu, to będzie trochę szalona walka. Ze względu na ciążę mojej żony Justyny do Las Vegas wyleciałem we wtorek.
- To będzie najważniejsze dla ciebie starcie w karierze?
- Myślę, że tak. To taka walka z gatunku być albo nie być. Ostatnie półtora roku było dla mnie bardzo ciężkie. Moje starcie z Robertem wielokrotnie było przekładane. Z tego powodu trudno było o takie pełne skupienie. Jednak z drugiej strony ten przestój związany z COVID-19 i pandemią wprowadził we mnie też taki spokój i poczucie, że dobrze cały ten okres przepracowałem. To sprawia, że nie mogę się doczekać sobotniego pojedynku.
- Wspomniałeś już, że ta walka była przekładana już chyba ze cztery razy, to utrudniało bardzo cykl przygotowań...
- Pierwszy termin walki był w styczniu. Przygotowywałem się do niej w górach Kackich. Została jednak przełożona na marzec. To zmieniło cykl przygotować. Potem ogłoszono, że będziemy boksować w kwietniu, ta data również nie została dotrzymana. Potem lipiec, ale koronawirusem zaraził się Tyson Fury i znowu zmiana, tym razem na październik. Wykorzystałem to, aby pojechać i potrenować na Florydzie, gdyż tam przygotowywał się inny podopieczny mojego trenera. Ostatni obóz treningowy przeprowadziliśmy na nowojorskim Long Island. Trzeba przyznać, że ten rok jest bardzo ciekawy i niespodziewany.
- To niesamowite wręcz zbiegi okoliczności jak ta walka często była przekładana...
- W pełni się z tym zgadzam, czasami z tego powodu ciężko się było zmotywować. Najpierw ogłoszono jedną datę, potem znowu została przełożona. Zastanawiałem się, czy naprawdę dojdzie do starcia z Robertem Heleniusem. Z tego powodu mój sztab zaczął analizować inne pomysły, co w takiej sytuacji można zrobić. Bardzo chciałem wrócić na ring. Jakkolwiek by było, ja mam już 32 lata. Pod tym względem to najważniejszy i najlepszy okres dla mnie. W mojej karierze teraz tak naprawdę mogę zrobić dużo szumu. Długo czekaliśmy, mam nadzieje, że to wszystko dobrze się dla mnie skończy. Wiem, że do Las Vegas przyjadą polscy kibice z Nowego Jorku i Chicago. To niesamowita sprawa mieć takie wsparcie.
- Twoja walka z Heleniusem jest na wyjątkowej gali w Las Vegas, na której będziemy świadkami trylogii starcia Wilder - Tyson Fury. W ten weekend oczy całego świata będą zwrócone na stolicę hazardu, a ty jesteś jednym z aktorów tego wydarzenia...
- Zgadza się, dla mnie to niesamowita sprawa. Jak w sobotę na ringu w Las Vegas dobrze się zaprezentuje, to otworzy się przede mną kilka ciekawych opcji do dużego boksu. Liczę na walkę o mistrzostwo świata w przyszłym roku.
- Tyson Fury czy Deontay Wilder?
- Na początku wydało mi się, że Tyson Fury gładko pokona Wildera. Jednak tak z miesiąca na miesiąc, też po tym jak Brytyjczyk złapał koronawirusa, zacząłem być ostrożniejszy w swoich przewidywaniach. Wilder jest bardzo skupiony i na punkcie tego pojedynku ma wręcz obsesję. Bardzo jestem ciekawy, jak to się rozegra. Przed walką myślę, że w tej chwili szanse są bardzo wyrównane. Wszystko jest możliwe. Trzeba tutaj pamiętać, że Amerykanin ma świetną prawą rękę. To jego bardzo duży atut.
- Dziękuję za rozmowę.