Czy znasz rodzica, który zawsze jest w stanie zachować spokój i podchodzić do swojego dziecka z wytrwałością i morzem cierpliwości? Ja takowego nie znam, ale za to znam dzieci. Bywają kochane, rozczulające swoim spojrzeniem Kota ze Shreka. Równie często jednak zdarza im się wiercić dziury w rodzicielskich brzuchach, dostawać głupawki czy testować naszą wyrozumiałość krzykami lub potężnymi awanturami.
Na szczęście święci nie mieli dzieci, bo prawdopodobnie świętymi by nie zostali. Któż z nas bowiem nie ma czasem myśli, że jeszcze chwila i…? To właśnie w takich chwilach przydaje się rodzicielski niezbędnik, a mianowicie osobisty wentyl bezpieczeństwa.
Co to jest?
Socjologia mówi o tym, że wentyl bezpieczeństwa to sposób na rozwiązywanie konfliktów w grupie. Wykorzystuje się tutaj przeniesienie napięcia i niezadowolenia społecznego na jakiś inny „przedmiot” lub aktywność. Jako przykłady wymienia się między innymi: festiwal Woodstock czy też średniowieczne polowania na czarownice.
Z perspektywy rodzica i wychowania natomiast, można powiedzieć nieco mniej naukowo. Jest to coś, co pozwala nam odzyskać równowagę i spojrzeć trochę z boku na trudną sytuację. Przydaje się również wtedy, gdy już wzbierze w nas gniew, a nie chcemy obdarowywać nim naszych dzieci.
Kiedy?
Każdego czasem dopada złość. Jest to niezwykle ciekawa emocja, która dodaje nam energii do działania. Jednocześnie warto zauważyć, że nie zawsze możemy rozładować te nasze „akumulatory energetyczne”. Kiedy bowiem zapalnikiem naszej złości jest zachowanie szefa lub innej osoby, od której dużo zależy, za wszelką cenę staramy się pohamować przed wybuchem. Ciekawe jest również to, że złość, podobnie jak inne emocje, wcale nie potrzebuje realnej sytuacji, aby nami zawładnąć. Niezwykle ważne w tym procesie zapalnym są nasze myśli. Kiedy przyjdzie nam do głowy, że nasze dziecko źle się zachowuje, aby zrobić nam na złość. A może też czerpie przyjemność z denerwowania nas. W krótkim czasie po takich przemyśleniach, możemy zaobserwować u siebie przyspieszony oddech, czy zaciśnięte szczęki, lub pięści. „Booster is ready” – można powiedzieć.
Nagromadzona w ten sposób energia nie znika w próżni. Kiedy jej nie rozładujemy od razu, przechowujemy ją na później. Niekiedy będzie to bardziej sprzyjający czas, kiedy indziej miejsce, lub też osoba. Niestety zwykle najbardziej obrywa się naszym bliskim, bo przy nich pozwalamy sobie na więcej, czujemy się bezpieczniej.
Jednocześnie zamiast ten nadmiar energii wyładowywać na dzieciach, czy partnerach, można rozejrzeć się za wspomnianym wentylem bezpieczeństwa, który umożliwi uwolnienie „zapasów”.
Jak?
Dla różnych osób wentylem bezpieczeństwa może być coś innego. Najczęściej mówi się o tym, że najlepszym sposobem na rozładowanie dużych emocji jest aktywność fizyczna. Niektórzy zatem znajdą odprężenie w sporcie, kiedy na przykład pójdą pobiegać lub też w generalnych porządkach. Znanym sposobem jest również wyprawa do lasu czy ogólnie mówiąc kontakt z naturą, który sprzyja wymianie energii złości na zapasy równowagi.
Naukowcy zauważyli dodatkowo, że ogromną ulgę w sytuacji stresowej przynosi przeklinanie. Można to zaobserwować między innymi u sportowców, którym zdarza się nawet płacić srogie kary za taki sposób rozładowywania emocji w czasie turniejów.
Po polsku
Dosyć powszechne jest stwierdzenie, że Polacy lubią narzekać. Niektórzy na szczęście idą o krok dalej i swoje narzekanie zamieniają w coś na kształt terapii śmiechem. Okazuje się bowiem, że kiedy spotkamy się ze znajomymi i zaczynamy dzielić się historiami z życia wziętymi, czasem może być bardzo zabawnie.
Niekiedy zaczynamy od śmiechu trochę przez łzy. Później jednak słyszymy kolejne historie i możemy uświadomić sobie, że nie tylko nasze dzieci mają swoje „odloty”. Nie jesteśmy również jedynymi rodzicami, którzy dostali od dzieci szansę, aby najeść się konkretnego wstydu. To samo życie, którego wszyscy doświadczamy każdego dnia. Kiedy uświadomimy to sobie i dostrzeżemy również zabawną stronę tych wydarzeń, dajemy upust emocjom poprzez śmiech.
Zdarza się niekiedy, że w mojej głowie pojawia się myśl: „Zaraz zwariuję!!!” Jak na razie tak się jednak nie stało, a wszystko dzięki wentylom bezpieczeństwa, z których czerpię w chwilach kryzysu. Okazuje się, że jest to niezmiernie ważne, aby poznawać siebie i wiedzieć co przynosi nam ulgę. Jednocześnie warto pamiętać, że my również się zmieniamy, a przy okazji nasze potrzeby i możliwe wentyle bezpieczeństwa. Bądźmy zatem uważni na siebie i na iskierki radości w codzienności!
Iwona Kozłowska
jestem pedagogiem, mediatorem, a także Praktykiem i Masterem Emotion NLP. Od 2006r. pracuję z dziećmi, młodzieżą, a także ich rodzicami, nieustannie poszerzając swój warsztat pracy.Po godzinach natomiast jestem całkiem zwyczajną mamą, której również zdarza się nadepnąć na rozrzucone klocki, czy też mierzyć się z wyzwaniami pod tytułem: „Nie chcę jeszcze iść się myć!”, lub „Jeszcze tylko 5 minut…”Moją wielką pasją jest odkrywanie i wspieranie potencjału jaki drzemie w każdym dziecku i w każdym rodzicu. Głęboko wierzę, bo widzę to na swoim przykładzie, że nawet mając dzieci u boku, można realizować swoje marzenia i cele. Jednocześnie, takim podejściem można „zarażać” swoje dziecko, następnie je wspierać, a później wzajemnie się motywować i czerpać ze swoich doświadczeń.Prowadząc MamoKompas pomagam mamom sprawić, aby ich podróż wychowawcza była przyjemna, ciekawa i wzbogacająca!