Z pozoru każdy z rodziców zdaje sobie sprawę, że nie wychowuje dziecka dla siebie. Dokładamy wszelkich starań, aby nasza pociecha zdobywała nowe umiejętności, wiedzę, rozwijała zainteresowania. Zwykle zależy nam na tym, żeby poradziła sobie w życiu, więc szukamy najlepszych przedszkoli, szkół oraz zajęć dodatkowych, aby zapewnić im jak najlepsze przygotowanie na start.
Piszę jednak „z pozoru”, ponieważ na co dzień wielu z nas zdaje się o tym zapominać i zamiast wspierać niezależność, podporządkowujemy, a niekiedy nawet tłamsimy wszelkie próby decydowania o sobie.
Nasze korzenie
Na pierwszy rzut oka wszystko wydaje się łatwe. Jesteśmy coraz bardziej świadomymi rodzicami, mającymi dostęp do naprawdę wielu źródeł wiedzy, odnoszących się do wychowania. W praktyce jednak, okazuje się, że pojawiają się trudności, szczególnie te dotyczące przezwyciężenia utartych schematów.
Przede wszystkim sami w dużej mierze wyrośliśmy na decyzjach podejmowanych przez naszych rodziców. Nikt za bardzo nie zwracał uwagi na opinie dzieci, czy ich rzeczywiste potrzeby. Plan na dziecięcą przyszłość był tworzony wcale nie na podstawie zdolności czy predyspozycji, a raczej tego, co było popularne i mogło zagwarantować spokojną (materialnie i psychicznie) przyszłość. To nie jest łatwe, aby dorastając i spełniając pragnienia swoich rodziców, stać się samemu matką lub ojcem pozwalającym na niezależność.
Jakby tego było mało, myślę że każdy z nas ma w swoim otoczeniu osobę, która nieraz zapomni lub nie zdąży ugryźć się w język zanim oceni zachowanie nasze i dziecka. „I ty na to pozwalasz?” lub „Jak tak dalej będzie, to wejdzie ci już całkiem na głowę.” To tylko przykłady tego, co zdarza się usłyszeć młodym matkom, od (najczęściej) kobiet mających zupełnie inną wizję tego „właściwego” wychowania.
Grzeczne?
Mam wrażenie, że kiedyś jednym z głównych celów rodzicielskich było to, aby dziecko było grzeczne. Choć współcześnie widać zmiany w tym zakresie, to jednak nadal wielu rodzicom zależy, aby ich pociechy dostosowywały się do reguł panujących w domu, przedszkolu, szkole…
Niby naturalne, nikt przecież nie marzy o tym, aby odbierając dziecko z placówki usłyszeć, że syn lub córka byli nie do zniesienia, krzyczeli, popychali i mocno utrudniali prowadzenie zajęć. To jest jednak pewna skrajność i warto o tym pamiętać. Zachowania naszych dzieci, podobnie jak i nasze, wynikają najczęściej z poziomu zaspokojenia lub braku zaspokojenia jakichś potrzeb i wiążących się z tym emocji. Co za tym idzie, zamiast oceniać, warto się bliżej przyjrzeć temu, co kryje się „pod spodem” trudnego zachowania.
Wracając jednak do grzeczności, pytam czasem sama siebie, czy to rzeczywiście powinien być jeden z priorytetów. Kiedy spojrzymy na to w tej konkretnej chwili, to oczywiście jest nam miło i przyjemnie, gdy dziecko potrafi się dostosować. Sytuacja nieco się zmienia, kiedy spojrzymy na nią długofalowo. Czy to rzeczywiście będzie korzystne dla naszego dziecka, aby w przyszłości zawsze i wszędzie dostosowywać się do potrzeb i wymagań innych? Gdzie w tym wszystkim miejsce na plany i marzenia własne?
Kiedy zatem następnym razem będziemy próbować wymusić na dziecku posłuszeństwo, zwróćmy uwagę, że będzie to wymagało rezygnacji z własnych potrzeb. A może zamiast próbować przeforsować własne zdanie i rację, zatrzymać się, wysłuchać i poszukać wspólnego rozwiązania?
Bliskość
Takim sposobem zbliżyliśmy się do tego, co według niektórych jest zaprzeczeniem niezależności, a w rzeczywistości mocno jej sprzyja. Mam na myśli bliskość rodzica i dziecka. To bowiem właśnie dzięki niej, nasza pociecha może poczuć się bezpiecznie w swojej rodzinie. Poczucie bezpieczeństwa natomiast sprawia, że z większą odwagą wygląda i poznaje otaczający świat. Czuje bowiem, że zawsze może wrócić do domowej bezpiecznej przystani, gdzie otrzyma wsparcie, czy dobre słowo.
Bliskość to również dostrzeganie potrzeb, a także zrozumienie, że te dziecięce mogą się znacznie różnić od tych naszych dorosłych i rodzicielskich. Już dawno dziecko opuściło nasze matczyne ciało. Zamiast więc próbować je podporządkować, lepiej będzie wyposażyć je w jak najwięcej umiejętności rozpoznawania i samodzielnego zaspokajania własnych potrzeb, przy jednoczesnym respektowaniu granic innych ludzi.
Bliskość to również zaufanie, które buduje się na drodze obserwacji, na co nasze dziecko jest już gotowe. Dzięki temu możemy stawiać przed nim wyzwania, które nie przygniotą i jednocześnie dadzą zastrzyk motywacji do podejmowania kolejnych aktywności.
Podsumowując, warto wspomnieć, że niezależność, samodzielność nie tworzą się same lub w wyniku pozostawienia dziecka samemu sobie kiedy osiągnie odpowiedni wiek. Po drugiej stronie mamy relację, która może okazać się zbyt głęboka i obciążająca, aby młody człowiek mógł poznać swoje możliwości i realizować własne marzenia. To do nas, rodziców, należy tworzenie takiej relacji, która pozwoli dziecku poznać siebie, aby w przyszłości stać się odpowiedzialną, samodzielną i niezależną jednostką. To nie jest łatwe zadanie, ale na pewno daje szansę zarówno dziecku, jak i nam, aby uwolnić się od pewnych przestarzałych już schematów.
Iwona Kozłowska
jestem pedagogiem, mediatorem, a także Praktykiem i Masterem Emotion NLP. Od 2006r. pracuję z dziećmi, młodzieżą, a także ich rodzicami, nieustannie poszerzając swój warsztat pracy.Po godzinach natomiast jestem całkiem zwyczajną mamą, której również zdarza się nadepnąć na rozrzucone klocki, czy też mierzyć się z wyzwaniami pod tytułem: „Nie chcę jeszcze iść się myć!”, lub „Jeszcze tylko 5 minut…”Moją wielką pasją jest odkrywanie i wspieranie potencjału jaki drzemie w każdym dziecku i w każdym rodzicu. Głęboko wierzę, bo widzę to na swoim przykładzie, że nawet mając dzieci u boku, można realizować swoje marzenia i cele. Jednocześnie, takim podejściem można „zarażać” swoje dziecko, następnie je wspierać, a później wzajemnie się motywować i czerpać ze swoich doświadczeń.Prowadząc MamoKompas pomagam mamom sprawić, aby ich podróż wychowawcza była przyjemna, ciekawa i wzbogacająca!