W pierwszym finałowym meczu National League MLB baseballiści Chicago Cubs pokonali na Wrigley Field Los Angeles Dodgers 8:4. Bohaterem sobotniej nocy był Miguel Montero, który w ósmej odsłonie, przy stanie 3:3, popisał się akcją za cztery punkty zwaną grand slam, która rozstrzygnęła losy meczu.
Cubs w tegorocznych play-off zdążyli już przyzwyczaić swoich kibiców do thrillerów. Tak było w trzech meczach z San Francisco Giants, nie inaczej w pierwszym spotkaniu z Dodgers.
Rozpoczęło się bardzo obiecująco. W pierwszej odsłonie dalekie odbicie piłki Krisa Bryanta umożliwiło Dexterowi Fowlerowi zdobycie inauguracyjnego punktu. Głównym aktorem drugiej odsłony był Javier Baez. Najpierw jego uderzenie Jason Heyward zamienił na drugi punkt, a następnie sam dorzucił trzeci tzw. steal home, polegającym na tym, że zdobył kolejną bazę w momencie rozpoczęcia narzutu piłki przez miotacza Dodgers. Stać na to tylko zawodników niesamowicie szybkich i zwinnych. Takich jak Baez. Ostatni raz w historii klubu akcja „kradzieży" bazy w play-off miała miejsce w ... 1907 roku.
Goście pierwszy punkt zdobyli w piątej odsłonie asem Andre Ethiera. Przez następne dwie nic się nie działo i wydawało się, że tak będzie już do końca. Nic z tych rzeczy.
W ósmej odsłonie goście zajęli trzy bazy, nie mając na koncie żadnej straty. W tym momencie wszedł do gry Aroldis Chapman. Słynący z najmocniejszego rzutu w MLB kończący miotacz Cubs szybko wyrzucił dwóch atakujących, na Adrianie Gonzalezie jednak się potknął. Podobnie jak w trzecim meczu z Giants pokazał, że siła rzutu nie zawsze idzie w parze z precyzją. Wykorzystał to Gonzalez, odbił piłkę wystarczająco daleko, by umożliwić Andrew Tolesowi i Chase Utleyowi zdobycie punktów, dzięki którym mecz rozpoczął się od nowa. Był to jednak przedsmak emocji, które miały nastąpić.
Tym razem Cubs szybko zajęły trzy bazy, w tym dwie oddane bez walki. Dodgers jednak dobrze się bronili i wydawało się, że z tak trudnej sytuacji wyjdą obronną ręką. Nie docenili jednak Miguela Montero. Pochodzący z Wenezueli jest jednym z trzech w zespole Cubs łapiących piłkę i tylko od czasu do czasu dostaje szansę jej odbicia. W sobotę dostał i wykorzystał ją w sposób niewyobrażalnie efektowny i skuteczny. Popisał się akcją za cztery oczka, zwaną grand slam, czyli asem, w wyniku którego punktował nie tylko on, ale wszyscy, którzy wcześniej zajęli trzy bazy. Chwilę później Fowler kolejnym asem podwyższył wynik na 8:3 i w tym momencie wiadomo już było, kto zakończy zwycięstwem pierwszy finałowy pojedynek. W ostatniej odsłonie Dodgers stać było już tylko na zdobycie jednego punktu, który był otarciem łez, zmniejszającym rozmiary porażki.
W niedzielę drugi mecz podobnie jak pierwszy bardzo trudny, tym bardziej że startującym miotaczem Dodgers będzie Clayton Kershaw, który nie tylko znakomicie rzuca, również skutecznie odbija.
Dariusz Cisowski
Reklama