Polskie piłkarki ręczne wygrały z Rosjankami 29:26 i awansowały do drugiej rundy mistrzostw Europy.
- 12/11/2014 07:37 PM
Polska wygrała w węgierskim Gyoer z Rosją 29:26 (13:11) i awansowała do drugiej rundy mistrzostw Europy w piłce ręcznej kobiet. Polki przechodzą jednak do następnego etapu z zaliczeniem dwóch porażek - z Hiszpanią 22:29 i Węgrami 23:29.
Polska: Małgorzata Gapska, Izabela Prudzienica – Karolina Kudłacz 9, Alina Wojtas 8, Karolina Siódmiak 4, Iwona Niedźwiedź 3, Kinga Grzyb 2, Agnieszka Kocela 1, Karolina Zalewska 1, Patrycja Kulwińska 1, Monika Stachowska, Marta Gęga, Aleksandra Zych.
Dla obu zespołów był to mecz o „być albo nie być” w turnieju. Nic więc dziwnego, że obie drużyny rozpoczęły bardzo nerwowo. Stawka spotkania paraliżowała niektóre zawodniczki. Zarówno Karolina Zalewska, jak i Jekaterina Dawidienko nie wykorzystały karnych.
Polki grały uważnie w obronie, a w ataku dobrze spisywała się obrotowa Patrycja Kulwińska. Jeszcze w piątej minucie po dwóch udanych karnych w wykonaniu Karoliny Kudłacz biało-czerwone wygrywały 2:1. Chwilę potem jednak dwie Polki powędrowały na dwuminutowe kary, co rywalki skrzętnie wykorzystały i zdobyły cztery gole z rzędu.
W 11. min, przy stanie 2:5 trener Kim Rasmussen wziął czas i zaczęło się mozolne odrabianie strat. W 15. min było już tylko 5:6, ale przeciwniczki grały w przewadze. Na szczęście dla Polek "Sborna" popełniała błędy podobne do tych z wcześniejszych meczów z Hiszpanią i Węgrami i nie wykorzystywały nawet sytuacji sam na sam. Inna sprawa, że nieźle broniła Izabela Prudzienica.
Pomimo niemal permanentnej gry w osłabieniu biało-czerwonym udało się wyrównać w 20. min po rzucie Kudłacz na 7:7, a za chwilę udana akcja Aliny Wojtas dała prowadzenie. Dobra passa trwała. Rosjanki nie mogły znaleźć sposobu na polską defensywę i w 24. min było już 10:7.
Dopiero pięć minut przed końcem rywalki przypomniały sobie jak się zdobywa bramki. Polki były jednak na fali, zwłaszcza że na trybunach wzmógł się dla nich doping… węgierskiej publiczności, której zależało na wygranej drużyny „bratanków” (więcej punktów w drugiej rundzie). Na przerwę polski zespół schodził przy prowadzeniu 13:11.
W drugiej połowie na boisku robiło się coraz bardziej nerwowo. Rosjanki, którym do awansu wystarczał w tym spotkaniu remis, nie pozwalały, aby rywalki uciekły im na więcej niż dwie bramki.
Wreszcie w 37. min doprowadziły do wyrównania (16:16). Toczyła się wyrównana walka gol za gol.
W 44. min. "Sborna", która uszczelniła obronę, ponownie objęła prowadzenie 20:19 i trener Rasmussen poprosił jeszcze raz o czas. To niewiele zmieniło w układzie sił na boisku, ale to tym razem Polki zaczęły robić więcej prostych błędów, co natychmiast skutkowało powiększającymi się stratami (20:22 w 47.).
W 50. min po raz drugi na ławkę kar powędrowała Monika Stachowska. Nie mogła się pogodzić z decyzją niemieckich sędziów, ale zaraz potem siły się wyrównały i Iwona Niedźwiedź rzuciła na 24:24, a gdy w następnej akcji sędziowie podyktowali karny za obronę w polu, Kudłacz zamieniła go na gola.
W tym momencie emocje były naprawdę duże. W międzyczasie hala wypełniła się węgierskimi kibicami, którzy coraz głośniej sprzyjali Polkom. Kiedy pięć minut przed koncem przy stanie 25:24 Prudzienica obroniła karnego, a Wojtas podwyższyła na 26:24, wydawało się, że biało-czerwone są na najlepszej drodze na uzyskanie awansu. Wtedy czerwoną kartkę, za trzecią karę dwuminutową otrzymała Stachowska, co było znacznym ułatwieniem dla Rosjanek.
Trzy minuty przed ostatnią syrena Wojtas, mimo gry w osłabieniu, ponownie wpisała się na listę strzelców dając prowadzenie 27:25.
Minutę później ta sama Wojtas przechwyciła podanie rywalek i rzutem z dystansu jeszcze raz zaskoczyła bramkarkę rosyjską. Z kolei z drugiej strony Prudzienica obroniła strzał rywalki, a Wojtas dołożyła kolejne trafienie. Na minutę przed koncem biało-czerwone prowadziły 29:25 i wiadomo było, że awans mają w kieszeni. Ostatecznie wygrały 29:26.
(PAP)
Reklama