Hokeiści Los Angeles Kings pokonali w środę na wyjeździe broniących Pucharu Stanleya Chicago Blackhawks 6:2 i wyrównali stan rywalizacji w finale Konferencji Zachodniej ligi NHL na 1-1. Kolejny mecz - w sobotę w Kalifornii. Zespoły grają do czterech zwycięstw.
Spotkanie rozpoczęło się po myśli gospodarzy. W pierwszej tercji prowadzenie dał im Nick Leddy, a na początku drugiej podwyższył Ben Smith.
Kings kontaktowego gola strzelili dopiero w 39. minucie za sprawą Justina Williamsa. Na dobre rozkręcili się w ostatniej części gry, w której zdobyli pięć bramek nie tracąc żadnej. Błyszczał przede wszystkim Jeff Carter. Kanadyjski złoty medalista igrzysk w Soczi w niespełna 14 minut trzykrotnie wpisał się na listę strzelców i zanotował asystę.
"Przez 38 minut nasza gra bardzo mi się podobała. Robiliśmy wszystko jak należy, kontrolowaliśmy wydarzenia na lodowisku. Nagle, trochę z niczego, Kings zdobyli bramkę, a po przerwie spowodowali, że to co się świetnie zapowiadało zmieniło się w kompletną katastrofę" - przyznał trener Blackhawks Joel Quenneville.
Obie drużyny w finale Konferencji Zachodniej grały ze sobą także przed rokiem. Blackhawks wygrali wówczas 4-1.
Na Wschodzie rywalizują ekipy Montreal Canadiens i New York Rangers. Po dwóch meczach w Kanadzie nowojorczycy prowadzą 2-0. (PAP)