Student, który zniknął z chicagowskiego lotniska O’Hare najbarwdopodobniej celowo nie wrócił do domu, w obawie przed gniewem rodziców. 19-latek w sobotę nadał swój bagaż, ale nie wsiadł na pokład samolotu do rodzinnej Karoliny Północnej.
Chicagowska policja od soboty prowadzi poszukiwania studenta Univeristy of Illinois, który z lotniska O’Hare miał polecieć do Północnej Karoliny, gdzie czekali na niego rodzice. Hye Min „Joseph” Choi nadał swój bagaż i przeszedł wszelkie formalności związane z odprawą. Na pokład samolotu jednak nie wsiadł. 19-latek widziany jest na nagraniach z lotniskowego monitoringu, jak w czasie, kiedy jego samolot miał odlatywać do Greensboro, kupuje posiłek w McDonaldzie.
Z ustaleń policji wynika, że 19-latek najprawdopodobniej z własnej woli opuścił lotnisko i nie poleciał do rodzinnego miasta. Szef chicagowskiej policji poinformował, że nic nie wskazuje na kryminalne działanie osób trzecich. Według policji, student najzwyczajniej bał się gniewu rodziców na wieść o akademickich problemach.
- Ustaliliśmy, że ten młody człowiek miał problemy na uczelni. Mamy pewne informacje na temat tego, gdzie Hye Min Choi może obecnie przebywać. Najwyraźniej nie chciał on wracać do domu – powiedział mediom Garry McCarthy.
Choi jest studentem wydziału inżynierii University of Illinois i korzysta ze stypendium pokrywającego w całości koszty studiów. Według rodziców do tej pory 19-latek nie miał problemów w nauce. (mp)
Reklama