Protest odbywa się pod hasłem "Fight for 15" (walczymy o 15). Chicagowska demonstracja rozpoczęła się już we wczesnych godzinach porannych przed restauracją Rock'n Roll McDonald's w śródmieściu.
Pracownicy fast foodów domagają się nie tylko minimalnej stawki na poziomie przynajmniej 15 dol. na godzinę, ale też świadczeń oraz prawa do zakładania związków zawodowych bez obawy przed zemstą pracodawcy.
Wśród uczestników protestu są pracownicy sieci McDonald's, Wendy's i Burger King.
W Illinois większość pracowników restauracji szybkiej obsługi zarabia 8,25 dol. na godzinę czyli minimum, jakie obowiązuje w stanie. To znaczy, że tygodniowe wynagrodzenie przed potrąceniem podatku wynosi około 330 dol. a roczny zarobek niewiele ponad 17 tys. dol., jeśli pracownik nie skorzysta z przerwy wakacyjnej.
Firma McDonald's wydała oświadczenie w związku z czwartkowymi protestami. Stwierdza w nim, że indywidualnych ajentów w jej sieci nie stać na podwyżkę do 15 dol. na godz., ponieważ prowadzenie interesu będzie dla nich nierentowne.
Jednak w opinii pracowników, na podwyżkę dla nich stać jest korporacje, takie jak McDonald's, które ciągną wielomiliardowe zyski ze swoich sieci gastronomicznych.
Parlament stanowy w Illinois chce podnieść minimalne wynagrodzenie w Illinois do 10,65 dol., ale pracownicy restauracji twierdzą, że to w dalszym ciągu głodowa stawka, za którą nie można się utrzymać.
Władze w innych stanach też debatują nad zwiększeniem minimalnego wynagrodzenia. Żaden nie planuje jednak podwyżek do 15 dol. na godzinę. Dotychczas tylko władze Seattle mówią o takim wynagrodzeniu.
(ao)