Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
piątek, 4 października 2024 00:27
Reklama KD Market

Recenzja na dwie głowy i cztery ręce

Cz. I: Wywiad pięciolecia





"Wieczory z poezją" Elżbiety Kochanowskiej-Michalik mają już pięć lat.


 


Pięć lat. Jak krótko i łatwo się to mówi – tylko dwie sylaby. Ale w czasie tych pięciu lat byliśmy słuchaczami i widzami trzydziestu dwóch programów, z czego cztery miały charakter okolicznościowy, a w dwudziestu ośmiu aktorzy z towarzyszeniem muzyka przedstawiali zafascynowanej publiczności postać, życie i twórczość jednego, wybranego poety.


 


Jest to z reguły wybór najlepszych, najciekawszych tekstów i historia życia – zawsze pełna nieznanych przeciętnemu czytelnikowi faktów, wyszukiwanych przez Elżbietę w wielu rozmaitych źródłach.


 


Renoma robi swoje – na publiczność można liczyć.Wystarczy informacja, gdzie i kiedy odbędzie się kolejny wieczór, a sala jest pełna.


 


Tak było i w zamykającą pięciolecie ostatnią sobotę, kiedy bohaterem biograficznej opowieści był Stanisław Wyspiański, a na wpół teatralną ilustracją – jedno tylko z jego wielkich dzieł, "Wesele".


 


Jak przystało na wyjątkową okazję, program był nieco inny niż zwykle. Aby w drugiej części wieczoru pozostawić całkowicie scenę aktorom, wcielającym się w "weselne" postacie, Elżbieta Kochanowska – po stosownym wstępie, odrobinie wspomnień, podziękowaniach współpracującym kolegom artystom, mediom i publiczności – rozpoczęła opowieść o poecie.


 


Nie wdając się w szczegóły, aby nie popsuć zabawy widzom powtórzeń spektaklu, chylę czoła przed duetem Elżbieta Kochanowska – Andrzej Krukowski, którzy przedstawili "wywiad" sprawnie, inteligentnie, dowcipnie i ciekawie, nie dając publiczności satysfakcji odgadnięcia, czy to był kunsztownie napisany, wyreżyserowany i wypracowany na próbach dialog, czy też błyskotliwa improwizacja dwojga świetnie się znających i rozumiejących aktorów.


 


Ja wiem, ale nie powiem.


 


Tekst i zdjęcie:


Krystyna Cygielska





Cz. II: "Wesele" w migawkach


 


 


Z wszystkich dotychczasowych "Wieczorów z poezją" Elżbiety Kochanowskiej-Michalik ten był najbardziej kreatywny. Połączenie aktorów z różnorodnym doświadczeniem na deskach scenicznych plus filmowych, o różnych poziomach ekspresji i fizycznych możliwościach, zaowocowało pokazaniem klasycznego dramatu w wersji kalejdoskopu. Wybrane sceny z "Wesela" Stanisława Wyspiańskiego odegrane były łącząc jednocześnie zamysł sztuki z wartkością filmowej opowieści. Tak jakby wszystkie dotychczasowe wersje, prezentowane na scenach teatrów całej Polski oraz w filmie Andrzeja Wajdy, zawitały na malutkie podwyższenie sceniczne Art Gallery Kafe.


 


I to wydarzyło się dzięki fascynującym umiejętnościom naszych polonijno-chicagowskich aktorów. Bo cóż można dodać jeszcze nowego do interpretacji tego symbolicznego dramatu narodowego, od lat "przerabianego" w szkołach i stanowiącego żelazny repertuar każdego ambitnego teatru. Właśnie zburzenie schematu, zrównanie scen realistycznych z mistycznymi, podanie tekstu z pełnią aluzji do współczesności.


 


Dobór aktorów do konkretnych ról jest zasługą Elżbiety, natomiast wcielenie się w postaci, w tym wypadku nawet podwójne, to już zasługa naszych wykonawców. Widzowie wierzą, że Ewa Staniszewska jest pełną życia, seksapilu i prostoty Jadwigą Mikołajczykówną. Bogdan Łańko jako Pan Młody, czyli Lucjan Rydel, oddał jego fascynację ludowością aż do granic absurdu (hołubce i atrybuty – m.in. czapka z pawim piórem), a potem jako Wernyhora ponuro wieszczył i pohukiwał złotym rogiem. Alicja Szymankiewicz była zarówno dostojną Radczynią, jak i zwiewną uduchowioną Rachelą. Andrzej Krukowski miał najbardziej podobne role, bo zarówno jako Poeta, jak i Dziennikarz, posługiwał się pięknym słowem i odznaczał ciekawością świata, a dopiero jako przymulony Jasiek oddał całą rozpacz z zagubionego rogu. Natomiast Stanisław Wojciech Malec  w role Stańczyka, a potem Gospodarza, czyli Włodzimierza Tetmajera – poety, malarza i działacza ludowego,  włożył cały swój kunszt aktorski i poraził widzów ekspresją.


 


A Andrzej Balawender jako Chochoł grał i grał, i grał... na skrzypcach.


 


Wieczór to był niepowtarzalny, choć na pewno wkrótce zostanie powtórzony. Według poufnej informacji, nastąpi to 27 kwietnia w DiDi.


 


Tekst i zdjęcia:


Bożena Jankowska


Podziel się
Oceń

Reklama
ReklamaDazzling Dentistry Inc; Małgorzata Radziszewski
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama