W okolicach miejscowości Hawarden w Kalifornii wybuchł niedawno pożar, który strawił 527 akrów, uszkodził siedem domów i kosztował władze ponad milion dolarów, które trzeba było wydać na działania ratownicze. Strażacy panują już nad sytuacją, ale szkody spowodowane ogniem szacuje się na ponad 10 milionów dolarów. Tymczasem śledczy zajmujący się podpaleniami ustalili, że pożar został wywołany fajerwerkami, a nagrania z kamer pokazują podejrzanych, uciekających z okolicy. Innymi słowy, jacyś dwaj durnie odpalili race na terenie, który od wielu miesięcy cierpi z powodu suszy.
Władze szukają podejrzanych, którzy mają zostać pociągnięci do odpowiedzialności karnej. Ja bym proponował spalenie ich na stosie, ale zdaję sobie sprawę, że do czegoś takiego nie dojdzie. W całej Kalifornii zakazano używania fajerwerków i odwołano nawet zaplanowane wcześniej pokazy ogni sztucznych z okazji 4 lipca. Według organizacji Cal Fire fajerwerki spowodowały w ciągu ostatniej dekady straty majątkowe na sumę 46 milionów dolarów, przy czym doszło z tego powodu do ponad 10 tysięcy pożarów. W tym roku policja skonfiskowała w Kalifornii 120 ton nielegalnych fajerwerków.
Nie jest to oczywiście problem wyłącznie kalifornijski. W całej Ameryce fajerwerki są niezwykle popularne, nie tylko w czasie obchodów Święta Niepodległości, ale również w trakcie dużych zgromadzeń na czyjąś cześć, zawodów sportowych, itp. Organizowane przez profesjonalistów pokazy ogni sztucznych są zwykle całkowicie bezpieczne, choć nie zawsze, bo na przykład przed ponad 20 laty eksplodowały niespodziewanie setki fajerwerków na barce zacumowanej na wodach rzeki Missisipi w St. Louis. Najbardziej niebezpieczne są fajerwerki wystrzeliwane przez pirotechników amatorów, którzy czasami coś przypadkowo podpalą, a czasami stracą rękę. Mimo różnych lokalnych przepisów i zakazów, ognie sztuczne odpalane bywają o dowolnej porze dnia i nocy, czasami bez jakiejkolwiek okazji, czyli ot tak, dla jaj.
Po każdym fajerwerkowym pokazie, niezależnie od okazji, psy wychodzą masowo z szaf, gdzie się chowają ze strachu, a mieszkańcy zwykle spokojnych dzielnic wyjmują z uszu zatyczki i idą spać. Chyba że w międzyczasie spalił się ich dom, bo na jego dachu wylądował tlący się fajerwerk. Choć amerykański szał pirotechniczny daje o sobie szczególnie znać 4 lipca każdego roku, może się również objawić w innych miesiącach, a chętnych do wystrzeliwania rac i eksplodujących rakiet nigdy nie brakuje.
Gdy tylko słyszę takie doniesienia jak to o pożarze w Kalifornii, zastanawiam się zawsze, skąd wzięło się to amerykańskie zamiłowanie do domowej pirotechniki. Czasami obarcza się za to winą Johna Adamsa. Napisał on list do swojej żony Abigail, w którym informował ją, że Kongres Kontynentalny ogłosił niepodległość: „Ten dzień powinien być czczony występami, igrzyskami, sportem, bronią, dzwonami, ogniskami i iluminacjami, z jednego krańca tego kontynentu na drugi, od tego czasu na zawsze”. Jak chciał Adams, tak jest do dziś.
Na szczęście jednak tak naprawdę winni powszechności fajerwerków w Stanach Zjednoczonych są Anglicy, do których rola winowajców przystaje znacznie lepiej niż do Adamsa, jednego z założycieli państwa amerykańskiego. Uroczyste pokazy sztucznych ogni, jakie znamy dzisiaj, wyewoluowały w wyniku korzystania z fajerwerków podczas parad wojskowych oraz wyszukanych widowisk i przedstawień, zwykle kojarzonych z ważnymi wydarzeniami. Król Anglii Henryk VII, którego królewski sztandar nosił wizerunek Czerwonego Smoka ziejącego ogniem, kazał odpalić fajerwerki na swoim weselu w 1486 roku, co było pierwszym znanym przykładem użycia sztucznych ogni podczas uroczystości narodowych.
Królowa Elżbieta I, która panowała w latach 1558-1603, tak bardzo upodobała sobie pokazy sztucznych ogni w czasie przedstawień i koncertów, że mianowała nawet królewskiego „mistrza straży pożarnej Anglii” do koordynowania takich wydarzeń. Po udaremnieniu tzw. spisku prochowego Roberta Catesby’ego, mającego na celu wysadzenie parlamentu w powietrze, zaczęto używać fajerwerków podczas corocznych obchodów tego wydarzenia, czasami nazywanych Nocą Fajerwerków. W XVIII wieku pokazy stały się w Europie szczególnie ekstrawaganckie, proporcjonalnie do zamożności władców, takich jak król Ludwik XIV i Piotr Wielki. Tak więc w czasach rewolucji amerykańskiej spektakularne pokazy sztucznych ogni stały się popularnym sposobem świętowania narodowego dobrobytu i patriotyzmu.
Dziś tylko w jednym stanie USA, w Massachusetts, sprzedaż, posiadanie i używanie fajerwerków przez prywatnych obywateli jest całkowicie zakazane. W ogromnej większości pozostałych stanów w zasadzie nie ma ograniczeń, a tam, gdzie są, sytuacja jest zgoła absurdalna. Na przykład w Wisconsin, Minnesocie, Oregonie, Wirginii, Nowym Jorku, Rhode Island i kilku innych stanach nie wolno używać fajerwerków „powietrznych i eksplodujących”. Zakaz ten sugeruje w dość kłopotliwy sposób, że dozwolone są jedynie sztuczne ognie naziemne i tylko takie, które się jarzą. Innymi słowy można używać wyłącznie pochodni.
W stanie Illinois w roku 1942 zatwierdzona została ustawa o nazwie Illinois Pyrotechnic Use Act, która zakazuje mieszkańcom kupowania i używania większości fajerwerków poza tzw. sparklers (zimne ognie) oraz bomb dymnych. Jednak wszyscy doskonale wiedzą o tym, że liczni amatorzy eksplozji i wybuchów kupują teoretycznie zakazane fajerwerki w stanach ościennych, a potem je odpalają, ku uciesze biernej policji. Niektórzy produkują też własne fajerwerki w garażach, co zwykle prowadzi prędzej czy później do przeróżnych wypadków, czyli do znacznie silniejszych, niekontrolowanych eksplozji.
Wracając do Kalifornii, ciekaw jestem, co dokładnie chcieli uczcić dwaj faceci odpalający fajerwerki w suchym lesie. Jedną z oczywistych możliwości jest to, że świętowali własną głupotę.
Andrzej Heyduk