Sędzia federalna Aileen Cannon wyznaczyła we wtorek datę rozpoczęcia procesu w sprawie przetrzymywania niejawnych dokumentów przez Donalda Trumpa na 14 sierpnia. Według komentatorów termin prawdopodobnie zostanie jeszcze przełożony na później.
Jak podaje portal Politico, Cannon wyznaczyła na proces Trumpa dwa ostatnie tygodnie sierpnia, co stanowiłoby "zaskakująco szybkie tempo" jak na tak skomplikowaną i wrażliwą sprawę. Portal dodaje jednak, że niemal na pewno termin ten zostanie przesunięty w wyniku wniosków składanych przez obronę i sporów proceduralnych. Obie strony muszą złożyć ewentualne wnioski do 24 lipca.
Według "Washington Post" rozpoczęcie procesu, który ma się odbyć w miejscowości Ft. Pierce na Florydzie, może też zostać przesunięte ze względu na prawne komplikacje związane z niejawnym charakterem dokumentów będących w centrum sprawy. Dodatkowo problemem może być znalezienie odpowiedniego składu ławy przysięgłych. Dziennik notuje, że jeśli sprawa przedłuży się do czasu wyborów prezydenckich 2024 r., to nowo wybrany prezydent będzie w stanie poinstruować prokuraturę, by wycofała sprawę.
W poniedziałek Trump przyznał w wywiadzie dla Fox News, że świadomie wyniósł się z Białego Domu z dokumentami, ale mimo kilkakrotnych próśb ze strony władz nie chciał ich oddać, bo w pudłach z nimi były również jego osobiste rzeczy i ubrania i przez ponad rok od zakończenia prezydentury nie miał czasu ich przejrzeć. Stwierdził jednocześnie, że miał prawo posiadać dokumenty, dodając, że odtajnił je, kiedy jeszcze był prezydentem.
W drugiej sprawie przeciwko Trumpowi - wniesionej przez prokuraturę stanu Nowy Jork - datę rozpoczęcia procesu wyznaczono na 24 marca 2024, czyli w najgorętszym okresie partyjnych prawyborów, które mają wyłonić kandydatów w listopadowych wyborach.
Z Waszyngtonu Oskar Górzyński (PAP)