4,5 tys. zł grzywny, tysiąc zł nawiązki, koszty sądowe - taką karę orzekł w środę białostocki sąd wobec oskarżonego o kradzież paszy. Dzięki użyciu fotopułapki i GPS został na gorącym uczynku złapany przez rolnika. Z jego pola wywoził zafoliowane bele sianokiszonki.
Wyrok nie jest prawomocny. Pełnomocniczka poszkodowanego, który w sprawie miał status oskarżyciela posiłkowego, chciała kary surowszej, w tym 5 miesięcy bezwzględnego więzienia i 3 tys. zł częściowego odszkodowania. Oskarżonego nie było na sali rozpraw.
Do kradzieży doszło wiosną ub. roku we wsi Marynki, w podlaskiej gminie Poświętne. Rolnik, który tam dzierżawił grunt, zauważył, że giną mu baloty z sianokiszonką składowane w tym miejscu. Pod koniec marca zainstalował w tym miejscu kamerę z czujnikiem ruchu, a w jednym z balotów umieścił nadajnik GPS.
1 kwietnia 2022 roku nad ranem czujnik zarejestrował ruch i przesłał dane na telefon komórkowy gospodarza. Ten z żoną i bratem zatrzymał na drodze mężczyznę, który ciągnikiem z przyczepą wiózł jedenaście balotów, ale twierdził, że wiezie paszę z innej wsi. Nadajnik GPS, odnaleziony już w obecności wezwanej na miejsce policji, potwierdził, że tak nie jest.
Podejrzanym okazał się 38-letni rolnik, który występował w telewizyjnym paradokumentalnym serialu "Rolnicy. Podlasie". Serial pokazuje pracę i życie mieszkańców wsi w województwie podlaskim.
Po zakończeniu śledztwa prokuratura skierowała do sądu akt oskarżenia z wnioskiem o wydanie wyroku bez przeprowadzania rozprawy i o karę 5 tys. zł grzywny. Śledczy uznali, że okoliczności przestępstwa - wobec dowodów takich jak zapisy z kamery - nie budzą wątpliwości.
W maju ub. roku sąd zajął się tym wnioskiem, ale - ponieważ na taką karę nie zgodził się pokrzywdzony - zdecydował o konieczności zwrotu akt sprawy prokuraturze.
Proces rozpoczął się w październiku; oskarżony nie stawiał się na rozprawy, nie było go w sądzie również w środę, gdy doszło do zamknięcia przewodu sądowego i ogłoszony został wyrok. W śledztwie przyznał się, choć zapewniał, że zamierzał sianokiszonkę później oddać. "Skończyły mi się bele z sianokiszonką, nie miałem co dać krowom, postanowiłem pojechać na to pole do Marynek, zabrać jedenaście sztuk bel, które wcześniej widziałem, a potem ze swego pola zabrać jedenaście bel i je oddać" - wyjaśniał wtedy.
Sąd rejonowy - w oparciu o opinię biegłej - uznał, że ukradziona sianokiszonka (jedenaście bel) była warta łącznie 1452 zł; wymierzył karę 4,5 tys. zł grzywny, zasądził też 1 tys. zł nawiązki na rzecz poszkodowanego rolnika i koszty sądowe.
"Posługując się terminologią rolniczą, można powiedzieć, że sprawa była prosta jak budowa cepa. Nie ma żadnych wątpliwości, że oskarżony jest winien" - mówił w ustnym uzasadnieniu wyroku sędzia Piotr Markowski. Przypomniał, że mężczyzna w śledztwie przyznał się i chciał dobrowolnie poddać karze, a dowody zebrane w sprawie jednoznacznie potwierdzają, że popełnił zarzucane mu przestępstwo.
"Tłumaczenia, że się coś pożycza bez wiedzy kogoś innego, to jak tłumaczenia kieszonkowca, który zabiera nam z kieszeni pieniądze i będzie twierdził, że on tylko je pożyczał bez naszej wiedzy. Nie ma możliwości, żeby w świetle doświadczenia życiowego, zasad logiki przyjąć, że w ogóle takie tłumaczenie może się ostać" - mówił sędzia.
Zaznaczył przy tym, że zarzuty obejmowały jedenaście bel, choć poszkodowany rolnik mówił, że proceder trwał dłużej i zginęło mu dużo więcej paszy dla zwierząt. Sędzia przypomniał też, że doszło do - jak to ujął - "sponiewierania" oskarżonego, gdy ten został złapany na drodze z belami. Podkreślał, że takie zachowania są nieakceptowalne i bezprawne, bo chodziło o podejrzenie kradzieży a nie o atak na zdrowie czy życie; mówił, że ten fakt wziął pod uwagę przy karze.
Rozstrzygając o karze sąd wziął też pod uwagę dotychczasową niekaralność oskarżonego. "Jest on osobą, której trzeba pokazać, że takie działanie się najzwyczajniej nie opłaca, i nie musimy tego robić w tej sprawie, w tej chwili poprzez (...) osadzanie pana w zakładzie karnym, bo to nie jest metoda wobec osoby, która dotąd nie była karana" - dodał sędzia Markowski.
Mówił, że grzywna, która jest prawie trzykrotnie wyższa, niż wartość sianokiszonki, ma pokazać nieopłacalność takiego działania. (PAP)
autor: Robert Fiłończuk