Brytyjska premier Liz Truss w czwartek, w 45. dniu urzędowania, ogłosiła rezygnację, wyjaśniając, że nie jest w stanie zrealizować mandatu, na podstawie, którego została wybrana. Będzie pełnić urząd do czasu wyboru następcy, co powinno nastąpić do 28 października.
Truss w krótkim przemówieniu wygłoszonym na Downing Street wskazała, że objęła urząd w momencie wielkiej niestabilności gospodarczej i międzynarodowej z powodu rosnących cen energii i wojny na Ukrainie, oraz że Wielka Brytania od dawna była wstrzymywana przez niski wzrost gospodarczy.
"Zostałam wybrana przez Partię Konserwatywną z mandatem, aby to zmienić. Udało nam się to w kwestii rachunków za energię i obniżenia składek na ubezpieczenie społeczne. Przedstawiliśmy też wizję nisko opodatkowanej gospodarki o wysokim wzroście, która wykorzysta swobody wynikające z brexitu. Uznaję jednak, że biorąc pod uwagę sytuację, nie mogę zrealizować mandatu, na podstawie którego zostałam wybrana przez Partię Konserwatywną. Dlatego też rozmawiałam z Jego Królewską Mością, aby powiadomić go, że rezygnuję z funkcji lidera Partii Konserwatywnej" - oświadczyła.
Poinformowała, że pozostanie na stanowisku do czasu wyłonienia jej następcy, co powinno nastąpić do końca przyszłego tygodnia.
Sytuacja, o której wspomniała Truss i która nie pozwala jej zrealizować mandatu, to coraz większy chaos w rządzie i w partii, będący efektem kilku błędnych i źle przyjętych decyzji. Błędem popełnionym już w pierwszym dniu urzędowania okazały się nominacje ministerialne - Truss nie spróbowała zjednoczyć partii podzielonej po przeprowadzonych latem, wygranych przez nią wyborach, lecz niemal wszystkie stanowiska obsadziła osobami, które ją popierały.
Błędem jeszcze większym okazał się ogłoszony cztery tygodnie temu przez ówczesnego ministra finansów Kwasi Kwartenga program cięć podatkowych. Truss i Kwarteng chcieli w ten sposób pobudzić wzrost gospodarczy, ale rynki finansowe fatalne odebrały fakt, że cięcia miały zostać sfinansowane przez zwiększanie zadłużenia kraju w nadziei, iż późniejszy wzrost to zrekompensuje. Równie fatalnie przyjęte zostało przez opinię publiczną to, że w sytuacji rosnących kosztów utrzymania na cięciach podatkowych najwięcej mieli zyskać najlepiej zarabiający.
Ani zastąpienie Kwartenga wywodzącym się z przeciwnej frakcji partyjnej Jeremym Huntem, ani stopniowe wycofywanie się rządu z niemal wszystkich złożonych obietnic, nie pomogło Truss, która coraz bardziej traciła zaufanie własnych posłów, a także pobijała rekordy negatywnych ocen w sondażach.
Jeszcze w środę w południe Truss zapewniała w Izbie Gmin, że jest osobą, która walczy, a nie poddaje się, zatem nie zamierza rezygnować. Jednak wydarzenia środowego popołudnia spowodowały, że jej pozycja stała się nie do utrzymania. Najpierw z funkcji zrezygnowała minister spraw wewnętrznych Suella Braverman, zarzucając premier, że rząd zupełnie przestał realizować program, a wieczorem doszło w Izbie Gmin do gorszących scen podczas głosowania nad moratorium nad wydobyciem gazu łupkowego. Niektórzy posłowie Partii Konserwatywnej mieli być zastraszani i zmuszani do tego, by głosować zgodnie ze stanowiskiem rządu.
W czwartek po spotkaniu z Grahamem Bradym, szefem Komitetu 1922 skupiającego posłów niepełniących stanowisk rządowych i osoby, do której kierowane są listy z żądaniem głosowania nad wotum nieufności dla lidera, Truss przyznała, że jej pozycja jest nie do utrzymania. Była minister spraw zagranicznych przechodzi do historii jako najkrócej urzędujący szef brytyjskiego rządu w historii.
Brady poinformował, że nowy lider partii, który obejmie jednocześnie urząd premiera, ma zostać wybrany do 28 października oraz że szeregowi członkowie partii będą brać udział w wyborach. Zgodnie z partyjnym regulaminem, na kandydatów głosują najpierw posłowie, wyłaniając finałową dwójkę, a z niej lidera wybierają wszyscy członkowie. Biorąc pod uwagę napięty harmonogram, oznacza to, że jedyną realistyczną możliwością jest to, że członkowie partii głosowaliby przez internet.
Zgodnie z przewidywaniami wszystkie partie opozycyjne zażądały przeprowadzenia wyborów do Izby Gmin, twierdząc, że konserwatyści stracili mandat do rządzenia. Jednak biorąc pod uwagę, że wciąż oni mają bezpieczną większość, to o ile uda im się porozumieć między sobą i powołać rząd, nie będą musieli ich rozpisywać.
Z Londynu Bartłomiej Niedziński (PAP)