Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
czwartek, 26 września 2024 19:22
Reklama KD Market

Droga, nie całkiem prosta

Droga, nie całkiem prosta

Prawie dwa lata temu przestałam regularnie biegać. Pamiętam jak dziś ten trudny czas w moim życiu, kiedy moje ciało „wołało” wręcz o odpoczynek. Wtedy nie znalazłam innego rozwiązania. Po przerwie jednak trudno było wrócić i wstyd się przyznać, ale do tej pory nie znalazłam na to właściwej metody.

Nie tylko ja tak mam, że chcę zacząć biegać, ćwiczyć, stosować dietę, rzucić palenie, częściej jeździć na rowerze zamiast samochodem… i na pięknych planach się kończy. To samo dotyczy naszych dzieci, u których często obserwujemy tak zwany „słomiany zapał”, który gaśnie równie szybko, jak się pojawił. W takim razie,  jak to zrobić, aby wytrzymać? Czy jest na to jakiś sposób?

Mój czy Twój?

Któż z nas patrząc na swojego małego Skarba, nie wyobrażał sobie, jaki będzie, co będzie robił? Nie znam chyba żadnego rodzica, który nie próbuje na podstawie cech, skłonności, czy upodobań swego dziecka, przewidzieć jego przyszłości. Najczęściej robimy to z przymrużeniem oka, rzucając mimochodem: „Będzie z niego piłkarz, jak tak mocno kopie”, „Taki ma głos, że chyba zostanie śpiewaczką”. Zdarza się jednak, że te nasze plany, marzenia i wyobrażenia o naszych pociechach staramy się wcielić w życie. Wtedy to bardziej lub mniej świadomie popychamy dziecko w kierunku, który sobie wcześniej ustaliliśmy, który uznajemy za najlepszy, aby nasza pociecha mogła być szczęśliwa.

W tym właśnie miejscu, niejednokrotnie pojawia się problem. Nawet jeżeli nasze dziecko jest nawet skłonne pójść nam na rękę… Nawet jeśli nie chce się sprzeciwiać tradycji rodzinnej, czy też naszym silnym charakterom… I w końcu, jeśli nawet ufa nam do tego stopnia, że nie będzie chciało szukać własnej drogi… Będzie to zawsze droga pod górkę.Znacznie łatwiej jest nam robić to, co sami chcemy niż to, czego inni od nas oczekują. Pierwsze robimy z przyjemnością, dążąc do tego, co nam w duszy gra, co podpowiada serce. Drugie też może przynieść efekty, ale próżno tu raczej szukać lekkości, pewnej fantazji, znacznie więcej jest ciężkiej wyrobniczej pracy.

Pierwszy zatem warunek realizacji marzeń, celów, zamierzeń, to odkryć, co NAM w duszy gra, co nas porywa i popycha do działania. Im człowiek jest młodszy, tym łatwiej to dostrzec. Z czasem na te nasze „iskierki” nakładane są powinności, obowiązki, wymagania i oczekiwania innych wobec nas.

Cel – pal!

Tyle razy słyszałam te dwa, nierozerwalnie ze sobą połączone wyrazy. Czy to na strzelnicy, czy na filmach, zawsze zanim wystrzelimy ważne jest prawidłowe wycelowanie. Jak się okazuje, nie tylko na strzelnicy obowiązuje ta zasada. W życiu codziennym również.

Kiedy nie wiemy dokąd chcemy dojść, co osiągnąć, nasze wysiłki „wystrzeliwane” są na oślep. Być może znajdą jakiś ciekawy cel, coś co będzie dla nas interesujące na krótszy, czy dłuższy moment, ale ciężko przewidzieć, jak to się skończy, dokąd i kiedy nas zaprowadzi.

Zupełnie inaczej jest kiedy cel jest obrany a działania są precyzyjnie wymierzone. Ta droga jest krótsza i bardziej efektywna. Nie zawsze mamy gwarancję sukcesu, ale szybciej jesteśmy w stanie się przekonać, czy wybraliśmy właściwie, czy może warto jeszcze poszukać.

Najlepszy

W naszych codziennych staraniach nie zawsze dążymy do tego, aby być najlepsi, aby prześcignąć innych. Warto jednak dążyć do tego, aby być każdego dnia lepszym od siebie z dnia wcześniejszego.

Trafiłam ostatnio na film „Najlepszy” o Polaku, którego nazwisko większości nie powie nic, bądź niewiele. Jerzy Górski, bo o nim mowa, to mistrz świata z 1990 roku w podwójnym Ironmanie. Jego wyczyn jest niesamowity, a nabiera dodatkowego wyrazu, kiedy się wspomni, że pan Jerzy jako młody człowiek był narkomanem, który wychodził z nałogu pod okiem Marka Kotańskiego w jednym z ośrodków Monaru. Kiedy wydawało się, że wszystko jest na dobrej drodze do startu w Ironmanie, w trakcie jednego z treningów, w pana Jerzego wjechał samochód. Zamiast trenować do zawodów, musiał niemal od początku uczyć się stawać na nogach i chodzić.

W pewnym momencie, jeszcze na etapie wychodzenia z nałogu, z ust trenera pada zdanie, że najważniejsze jest mieć cel, mocny cel, bo tylko do takiego dążymy z determinacją.

Ktoś może powiedzieć, że determinacja to kwestia charakteru. Albo ktoś ją ma i dąży do realizacji swych marzeń, albo nie i wciąż szuka wymówek. Ja jednak mam wrażenie, że z determinacją jest jak z mięśniami. Jeżeli je ćwiczysz i zaczynasz zauważać efekty, rośnie chęć na więcej, szczególnie że i cel się przybliża.

Ja zdecydowanie czuję, że jestem na dobrej drodze do odnalezienia mojego nowego celu biegowego, bo widzę wyraźnie, że to właśnie jego mi zabrakło.

Iwona Kozłowska

jestem pedagogiem, mediatorem, a także Praktykiem i Masterem Emotion NLP. Od 2006r. pracuję z dziećmi, młodzieżą, a także ich rodzicami, nieustannie poszerzając swój warsztat pracy.Po godzinach natomiast jestem całkiem zwyczajną mamą, której również zdarza się nadepnąć na rozrzucone klocki, czy też mierzyć się z wyzwaniami pod tytułem: „Nie chcę jeszcze iść się myć!”, lub „Jeszcze tylko 5 minut…”Moją wielką pasją jest odkrywanie i wspieranie potencjału jaki drzemie w każdym dziecku i w każdym rodzicu. Głęboko wierzę, bo widzę to na swoim przykładzie, że nawet mając dzieci u boku, można realizować swoje marzenia i cele. Jednocześnie, takim podejściem można „zarażać” swoje dziecko, następnie je wspierać, a później wzajemnie się motywować i czerpać ze swoich doświadczeń.Prowadząc MamoKompas pomagam mamom sprawić, aby ich podróż wychowawcza była przyjemna, ciekawa i wzbogacająca!


Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama