Problem imigracji był w czasie kampanii jednym z głównych tematów wskazywanych przez wyborców jako wymagający radykalnych rozwiązań. Pomysł masowych deportacji i ograniczenia napływu kolejnych fal migrantów stał się jednym z filarów udanej kampanii reelekcyjnej Trumpa. Prezydent elekt zapowiadał m.in., że rozważy stacjonowanie wojsk amerykańskich na granicy z Meksykiem i współpracę z gubernatorami przy rozmieszczeniu Gwardii Narodowej w głębi kraju.
Deportacyjne „jastrzębie”
Tom Homan ogłoszony przez prezydenta-elekta przyszłym „carem granic” zapowiedział, że nowa administracja Trumpa wzmoże naloty na miejsca pracy. „Gdzie znajdujemy najwięcej ofiar handlu ludźmi w celach seksualnych i pracy przymusowej? W miejscach pracy” – uzasadnił w mediach swoją decyzję były dyrektor Immigration and Customs Enforcement (ICE). Homan za pierwszej administracji Trumpa dał się poznać jako zwolennik polityki „zero tolerancji”, co doprowadziło do rozdzielenia ok. 4000 dzieci od rodziców. Teraz oświadczył, że w przypadku deportacji będzie priorytetowo traktować „zagrożenia dla bezpieczeństwa publicznego i zagrożenia dla bezpieczeństwa narodowego”. Jego zdaniem, cudzoziemcy, którzy otrzymali nakaz deportacji, „stali się uciekinierami”, co stanowi zapowiedź, że imigranci bez przeszłości kryminalnej, ale posiadający prawomocny nakaz deportacji, znajdowaliby się wysoko na liście deportacyjnych priorytetów.
Wieloletni doradca Trumpa Stephen Miller będzie z kolei zastępcą szefa personelu Białego Domu. W poprzedniej republikańskiej administracji Homan i Miller dali się poznać jako antyimigracyjne „jastrzębie”. To im przypisuje się polityczną odpowiedzialność za szereg inicjatyw, np. zakazu wjazdu do USA z niektórych krajów muzułmańskich. Miller nigdy nie stronił od antyimigranckiej retoryki i też dał się poznać jako zwolennik masowych deportacji. W ubiegłym roku poparł pomysł, aby jednostki Gwardii Narodowej w poszczególnych stanach oddelegować do pomocy w operacjach deportacyjnych. W listopadzie 2023 r. powiedział także dziennikowi „The New York Times”, że administracja może utworzyć „obozy”, w których będą przetrzymywani ludzie do czasu wydalenia. Doradcy Trumpa twierdzili także, że deportacje nie oszczędzą nikogo przebywającego w kraju nielegalnie.
Kto jest „nielegalnym”?
Choć podczas kampanii Trump zapowiadał, że egzekwowanie przepisów imigracyjnych będzie dotyczyć tylko osób przebywających w USA bez dokumentów, nie brakowało także akcentów sygnalizujących bardziej radykalną politykę. Chodzi np. o wypowiedzi prezydenta elekta, że Haitańczycy legalnie przebywający w kraju na mocy prawa federalnego, które przyznaje im „tymczasowy status chroniony” (temporary protected status-TPS) , w rzeczywistości są „nielegalnymi imigrantami”.
Trump zapowiadał także, że podpisze dekret ograniczający obywatelstwo wynikające z prawa ziemi – przywileju zapisanego w 14. Poprawce do Konstytucji Stanów Zjednoczonych przyznającego obywatelstwo każdemu urodzonemu na terytorium USA, niezależnie od statusu prawnego jego rodziców (za wyjątkiem dzieci dyplomatów).
Moblizacja prawników
Po wyborach Republikanie mają większość w Kongresie, ale Demokraci zachowali możliwość blokowania ustaw w Senacie. W tej sytuacji batalia o prawa imigrantów może się przenieść do sal sądowych. „Nauczyli się pewnych rzeczy od czasu, gdy ostatni raz sprawowali władzę” – powiedział o Millerze i Homanie prawnik imigracyjny Greg Siskind – „Zobaczymy, czy zastosują bardziej metodyczne podejście, próbując znaleźć sposoby na ominięcie przeszkód, na które natknęli się ostatnim razem, czy też zastosują ‘opcję atomową’ polegającą na polityce faktów dokonanych”.
Wątpliwości prawne mogą budzić zapowiedzi zastosowania innych twardych środków wobec imigrantów, w tym hasła o uznaniu sytuacji na granicy z Meksykiem za „inwazję” i zastosowania środków nadzwyczajnych i szybkich deportacji na podstawie ustawy z XVIII wieku. Na mocy właśnie tego prawa osoby pochodzenia japońskiego były przetrzymywane w obozach dla internowanych podczas II wojny światowej.
„New York Times” pisze o „sieci setek prawników, którzy są gotowi do walki z represjami, zapowiedzianych przez Trumpa podczas drugiej kadencji”. Pierwszym impulsem było wprowadzenie zakazu wjazdu z krajów muzułmańskich już w pierwszych dniach kadencji Trumpa w 2017 roku. Dziś prawnicy twierdzą, że od miesięcy przygotowują się na możliwość masowych nalotów na miejsca pracy, łapanki w enklawach imigrantów, nowych ograniczeń dotyczących azylu, wydłużenia okresu detencji i zakończenia programów czasowo chroniących całe grupy osób przed deportacją.
Temida kontra rozporządzenia
Jest o co walczyć, bo przy obecnych środkach deportacja milionów ludzi jest praktycznie niemożliwa. Państwo federalne nie dysponuje ani środkami, ani infrastrukturą, aby masowo wydalać miliony osób. Nie ma na to ani środków, ani rozwiązań prawnych. W styczniu społeczność zajmująca się imigrantami stanie jednak wobec nowej rzeczywistości. Nastroje wyborców uległy wyraźnej zmianie – znacznie więcej Amerykanów wyraża obawy dotyczące imigracji i wspiera bardziej rygorystyczną politykę wobec cudzoziemców. Oczekuje się, że Trump, który w tej kampanii ponownie uczynił imigrację swoją wizytówką, wyda serię rozporządzeń wykonawczych już pierwszego dnia urzędowania, na przykład o uszczelnieniu granicy i aresztowaniu nielegalnych imigrantów, w tym w głębi kraju. Podczas pierwszej kadencji wiele tego rodzaju decyzji udało się podważyć w sądzie.
Należy się spodziewać, że od stycznia liczba procesów sądowych będzie sie mnożyć. „Planowaliśmy to przez ostatnie dziewięć miesięcy i jesteśmy gotowi zwracać się do sądu tak często, jak to konieczne” – powiedział „NYT” Lee Gelernt, prawnik Amerykańskiej Unii Wolności Obywatelskich (ACLU), który prowadził wiele spraw dotyczących rozdzielania rodzin na granicy. ACLU napisała list otwarty do Trumpa, w którym poinformowała, że planuje bronić praw ludzi „w sądach, stanowych organach ustawodawczych i na ulicach”.
Nie tylko Dreamersi
Największe obawy dotyczą losu tzw. Dreamersów – uczestników programu Deferred Action for Childhood Arrivals, znanego jako DACA, który chroni przed deportacją i przyznaje pozwolenia na pracę setkom tysięcy nieudokumentowanych imigrantów, którzy dostali się do Stanów Zjednoczonych jako dzieci. Trump podczas pierwszej kadencji próbował rozwiązać program, ale Sąd Najwyższy utrzymał DACA w mocy orzeczeniem 5 do 4, stwierdzając, że administracja Trumpa nie zachowała odpowiednich procedur, aby go zakończyć.
Od tego czasu Teksas i kilka innych stanów wystąpiły o zakończenie DACA, a orzeczenie sądu federalnego na ich korzyść jest rozpatrywane przez sąd apelacyjny, w którym zasiada kilku sędziów nominowanych przez Trumpa. Druga administracja Trumpa mogłaby ponownie spróbować zakończyć DACA.
Benjamin Johnson, dyrektor wykonawczy Amerykańskiego Stowarzyszenia Prawników Imigracyjnych, powiedział, że organizacja od dawna analizuje obietnice imigracyjne Trumpa, przygotowując postępowania sądowe mające na celu zakwestionowanie praktyk, które ich zdaniem naruszałyby prawa ich klientów do sprawiedliwego rozpatrzenia ich spraw zgodnie z prawem.
Liga Zjednoczonych Obywateli Ameryki Łacińskiej (LULAC), najstarsza latynoska organizacja praw obywatelskich w Stanach Zjednoczonych, zabezpiecza pieniądze i prawników do walki z tym, co już nazywa potencjalną „złośliwą, złowrogą, okrutną i bezwzględną” polityką imigracyjną. „Nie dajcie się zwieść: masowe deportacje zaszkodzą milionom osób, które były celem Donalda Trumpa, rodzinom i społecznościom, których są częścią, a także każdej osobie w naszym kraju. Wyrwą rodziców dzieciom, zniszczą firmy i źródła utrzymania oraz zdewastują tkankę naszego narodu i naszej gospodarki” – powiedział Juan Proaño, dyrektor generalny LULAC.
Najwięcej obaw dotyczy rodzin o mieszanym statusie, składających się z obywateli USA lub legalnych rezydentów oraz nieudokumentowanych imigrantów.
W Kalifornii, gdzie rolnicy są uzależnieni od pracy imigrantów, wciąż powtarzane są wezwania do reformy imigracyjnej, która umożliwiłaby ludziom wjazd do USA w celu tymczasowej pracy w rolnictwie oraz do nadania statusu prawnego obecnym pracownikom.
Burmistrz Los Angeles Karen Bass powiedziała CNN: „Społeczność imigrantów jest sercem naszego miasta i w obliczu zagrożeń i strachu Los Angeles będzie stać razem. Nikt nie powinien żyć w strachu ze względu na swój status imigracyjny. Będziemy nadal wspierać politykę lokalną i stanową, która chroni imigrantów i zapewnia niezbędne zasoby”.
Nowy Jork, gdzie tysiące migrantów i osób ubiegających się o azyl korzystało ze statusu miasta-sanktuarium też szykuje się do walki. „Współpracujemy ze wszystkimi agencjami, które wchodzą w interakcję ze społecznościami imigrantów, aby upewnić się, że rozumieją, jakie są przepisy dotyczące naszych sanktuariów i czego się od nich oczekuje” – powiedział Manuel Castro, komisarz burmistrza ds. imigrantów.
Walka o prawa imigrantów jest wielkim wyzwaniem. Murad Awawdeh, przewodniczący Nowojorskiej Koalicji Imigracyjnej, ostrzega, że trudno będzie powstrzymać federalne agencje imigracyjne od robienia tego, co chcą. „Przepisy dotyczące sanktuariów nigdy nie stanowiły zapory ogniowej” – dodaje Awawdeh.
Jolanta Telega
[email protected]