REKLAMA

REKLAMA

0,00 USD

Brak produktów w koszyku.

Ogłoszenia(773) 763-3343

Strona głównaPublicystykaŚwiętowanie z Schengen i Irakiem w tle

Świętowanie z Schengen i Irakiem w tle

-

Warszawa – Mijające święta gwiazdkowo-noworoczne upływają pod znakiem Traktatu Schengen, znoszącego wewnętrzne granice Unii Europejskiej, oraz perspektywy zakończenia za 10 miesięcy polskiej misji wojskowej w Iraku. Napisałem „mijające”, bo choć w Ameryce nie brak takich, co choinki wyrzucają na śmietnik już 26 grudnia, w kraju okres świąteczny trwa co najmniej do Trzech Króli, a zdaniem niektórych aż do Matki Boskiej Gromnicznej (2 lutego).

Podpisana w 1985 r. w luksemburskiej wiosce Schengen umowa zniosła kontrole graniczne między Beneluksem, Francją i Niemcami, a w następnych latach kolejne państwa dołączały do bezgranicznej strefy Schengen. Tuż przed świętami Bożego Narodzenia nastąpiło kolejne rozszerzenie o Polskę i innych nowych członków Unii. W sumie do układu należą obecnie 24 państwa unijne.
Moment przystąpienia do Schengen hucznie uczcili Polacy, zebrani przy różnych przejściach granicznych. Niebo rozjaśniły sztuczne ognie, lał się szampan, orkiestry grały unijną „Odę do radości” oraz hymny narodowe, błyskały flesze, a kierowcy trąbili na wiwat.

Zagadywani przez reporterów świętujący Polacy najczęściej mówili, że jest to wyjątkowy moment i wielkie, historyczne wydarzenie. Ludzie ustawiali się w kolejkach, aby jako jedni z pierwszych przejść przez nieistniejącą już granicę. Inni zrobili to o parę minut wcześniej, aby na pamiątkę tej chwili mieć w paszporcie ostatni stempelek graniczny.

W miejscu, gdzie zbiegają się granice Polski, Czech i Niemiec, premier Donald Tusk uczestniczył w symbolicznym „przepiłowaniu szlabanu” wraz z kanclerzem Niemiec Merkel i czeskim premierem Topolankiem. Przemawiając do zebranych, premier powiedział m.in.: „Odchodzi w przeszłość zły czas dla Europy, podział, który był w naszych umysłach i sercach (…) W ten zimny dzień wszystkim nam jest bardzo ciepło w okolicach serca. To dzień wyjątkowy dla ludzi mojej generacji, których przyzwyczajano od urodzenia do granic, nakazów i zakazów”.

Na oddalonym o 800 km (500 mil) drugim krańcu kraju prezydent Lech Kaczyński uczestniczył wraz z prezydentem Litwy Valdasem Adamkusem. „Dopełnił się ostatni akt integracji europejskiej, która obejmuje Litwę i Polskę. Przestały, nie w sensie politycznym, a w sensie wszelkiej kontroli istnieć granice. Kolejne wielkie osiągnięcie w ramach procesu jednoczenia naszego kontynentu. (…) To osiągnięcie, które przede wszystkim ma wymiar ludzki, jest bardzo istotne z punktu widzenia przeciętnego Polaka, Litwina, obywateli wielu innych krajów”.

Ale nie u wszystkich Układ Schengen wywołuje aplauz. Zaczęło nawet ostatnio krążyć powiedzonko, że „Polak świętuje, Ukrainiec żałuje”. Wschodni sąsiedzi obawiają się, że wizy nie tylko są drogie, ale ich otrzymanie może być trudne. Rosja i Ukraina podpisały z UE porozumienie w tej sprawie i wjeżdżając do Polski za jednorazową wizę mieszkańcy tych krajów zapłacą 35 euro ($50), co dla większości jest sporym wydatkiem. Białorusini za wizę schengeńską muszą zapłacić 60 euro ($86), co dla nich jest ceną wręcz zaporową.

Polscy górale martwią się, że Schengen ich najmocniej bić będzie. Goście ze Wschodu przyjeżdżali w Tatry i Beskidy w czasie prawosławnego Bożego Narodzenia (od Sylwestra do 6 stycznia). Jeździli na nartach, zwiedzali Wieliczkę i Kraków, lubowali się w suto zakrapianych biesiadach góralskich i kuligach połączonych z pieczeniem kiełbasek przy ognisku. W 2006 roku, według danych Polskiej Izby Turystyki, z Ukrainy przyjechało w polskie góry 2,5 miliona turystów, z Białorusi – 1,5 miliona, a z Rosji – ponad 700 tys. i w sumie zostawili w Polsce ponad miliard dolarów. Po wprowadzeniu drogich wiz schengeńskich zaczęto odwoływać pierwsze rezerwacje i górale szacują, że ich dochody z turystyki „wschodniej” mogą zmaleć nawet o 20 procent.

Ale zastrzeżenia do strefy Schengen słychać także na Zachodzie. Szczególnie niektórzy politycy niemieccy już żałują tego kroku i po cichu zamierzają w zastępstwie kontroli granicznych wprowadzić na niemieckich drogach przygranicznych dodatkowe policyjne kontrole. Ministerstwo Spraw Wewnętrznych Saksonii radzi, aby zachować szczególną ostrożność, meldować o podejrzanych osobach i przypadkach i pilnować domów. „Radzimy zamykać wszystkie okna i drzwi nawet podczas krótkiej nieobecności w domu lub mieszkaniu” – brzmi jedna z wytycznych ministerstwa. Od dłuższego czasu funkcjonariusze niemieckiej policji granicznej protestują przeciwko spodziewanemu zalewowi „przestępców i terrorystów” ze Wschodu.

Przed tym ma zabezpieczyć SIS (System Informacyjny Schengen), skomputeryzowany system zbierania i szybkiego przekazywania danych o osobach poszukiwanych listem gończym, skazanych, podejrzanych czy z innych względów niepożądanych. Strażnicy będą kontrolować trasy, pociągi międzynarodowe, dworce kolejowe, a także miejsca, gdzie mogą ukrywać się lub pracować nielegalni imigranci. Będą też zapobiegać przemytowi broni, narkotyków, alkoholu czy papierosów oraz nielegalnemu wywozowi zabytków. Takie przynajmniej są zamierzenia, bo trudno na razie przewidzieć, jak to będzie wyglądało w praktyce, czy system okaże się sprawny i niezawodny.
Nie wiadomo, czy i na ile przyczynił się do tego Układ Schengen, ale pół miliona Polaków pracujących za granicą, głównie na Wyspach Brytyjskich, spędza tegoroczne święta w kraju. Jeśli jest tu jakiś związek, to chyba tylko psychologiczny, ponieważ kontrole graniczne zostaną zniesione na lotniskach dopiero w marcu. Tęsknota za krajem i pozostawionymi w nim bliskimi zawsze wzrasta w okresie świąt, ale taka masa podróżnych w krótkim czasie także spowodowała różne dantejskie tłoki na lotniskach, zamieszanie z bagażem i inne komplikacje, nie mówiąc o gigantycznych korkach na rozkopanych z powodu robót modernizacyjnych drogach.

Taki nagły odpływ zmartwił Brytyjczyków, którzy zastanawiali się, kto ich będzie obsługiwał w czasie świąt w restauracjach, barach, hotelach i innych przybytkach usługowych i turystycznych. Rodacy, którzy zostali na Wyspach, w tym większość matek 13 tys. polskich dzieci urodzonych tam w tym roku, zostali ostro potraktowani przez celników brytyjskich. Strumień płynących o tej porze roku z Polski do emigrantów w Wielkiej Brytanii paczek żywnościowych został niemiłosiernie przetrzebiony. Były w nich kiełbasy, karpie, bigos, domowe wypieki i inne specjały, ale wszystko, co nie było w oryginalnej puszce czy innym opakowaniu fabrycznym, wylądowało na śmietniku. Nieszczęsnemu adresatowi jeszcze wlepiono do tego spory mandat.

Ponieważ każda akcja wywołuje reakcję, nagły powrót świąteczny takiej masy emigrantów także spowodował niebywałe oblężenie kantorów wymiany. W okresie tuż-przedświątecznym właściciele kantorów zanotowali nawet 300-procentowy wzrost obrotów. Wracający na święta do Polski, emigranci na złotówki wymieniają głównie euro i funty brytyjskie. Ale klienci szturmujący kantory nie są zadowoleni z obecnego kursu walut. Rok temu funt kosztował 6 złotych, a dzisiaj za „portret Królowej” dostają już tylko 5.

Rodziny mające kogoś w Iraku odetchnęły z ulgą, że sprawa wycofania z tego kraju polskiej misji wojskowej jest już przesądzona. Tuż przed świętami prezydent Kaczyński podpisał wniosek rządowy o ich powrocie do kraju do 31 października 2008 roku. Początkowo z Pałacu Prezydenckiego dochodziły sygnały, że termin ten nie odpowiada prezydentowi, ale nie miał innego wyboru. Gdyby nie podpisał, misja by się skończyła już 31 grudnia, po której musiałaby nastąpić pośpieszna ewakuacja wojsk. 10-miesięczny termin pozwoli na spokojne zakończenie misji, demontaż urządzeń i systematyczny wyjazd polskich żołnierzy, których jest w Iraku obecnie 900.

Podobnie jednak jak trudne do przewidzenia są wszelkie konsekwencje, w tym ewentualne niepożądane skutki uboczne działania system Schengen, jeszcze trudniejsza do odgadnięcia jest sytuacja iracka. W ciągu 10 miesięcy w tak niestabilnym i wybuchowym zakątku świata, gdzie prawie codziennie polscy żołnierze są ostrzeliwani, prawie wszystko jest możliwe.

Wprawdzie 85 procent Polaków popiera wycofanie wojsk polskich z Iraku. I prawie wszyscy Polacy uważają, że korzyści z tej misji, jak obiecane przez Waszyngton lukratywne kontrakty dla polskich firm, są minimalne. Jednak, gdyby w jakiejś dziś trudnej do przewidzenia sytuacji podbramkowej rząd USA zwrócił się do swego „najlojalniejszego sojusznika” o przedłużenie pobytu jego wojsk w tym kraju, czy rząd Tuska bez namysłu by odmówił?
Robert Strybel

REKLAMA

2090736543 views

REKLAMA

2090736848 views

REKLAMA

2092533314 views

REKLAMA

2090737140 views

REKLAMA

2090737290 views

REKLAMA

2090737437 views