REKLAMA

REKLAMA

0,00 USD

Brak produktów w koszyku.

Ogłoszenia(773) 763-3343

Strona głównaPublicystykaPremier Tusk nareszcie jedzie do Ameryki

Premier Tusk nareszcie jedzie do Ameryki

-

Warszawa – W najbliższą niedzielę szef centroprawicowego rządu polskiego Donald Tusk wybiera się z pierwszą oficjalną wizytą do Stanów Zjednoczonych. Ale jego pobyt na ziemi Waszyngtona budził kontrowersję, zanim nawet premier wsiadł do samolotu. Wizyta w stolicy głównego partnera NATO może mieć daleko idące konsekwencje dla polskiej polityki zagranicznej, interesów strategicznych i bezpieczeństwa państwa polskiego. Skoro tak–zapytują krytycy–dlaczego wobec tego odbywa się dopiero teraz?

W lutym minęło sto dni od zaprzysiężenia koalicyjnego rządu Platformy Obywatelskiej i mniejszościowych ludowców, i w tym czasie premier złożył już wizyty w krajach, które uważa za kluczowe dla polskich interesów narodowych. Pewną niespodzianką była pierwsza wizyta w Wilnie, a bardziej przewidywalny był wybór Brukseli (siedziby Unii Europejskiej i NATO) i Watykanu jako celów kolejnych podróży oficjalnych. Tusk odwiedził m.in. Czechy, Niemcy, Francję, Słowację, Portugalię, a ostatnio Rosję.

Mocno dyskusyjnym stał się termin wizyty w Moskwie ze względu na kolejność – krytycy uważają, że najpierw premier powinien był złożyć wizytę na Ukrainie, będącej strategicznym partnerem Polski. Nieco opóźniony wyjazd do Waszyngtonu naraził Tuska na oskarżenie o chęć osłabienia tradycyjnych więzi ze Stanami Zjednoczonymi.

Niektórzy wywodzący się z opozycji PiS-owskiej krytycy zarzucali rządowi, że stopniowo wycofuje się z projektu zbudowania amerykańskiej bazy antyrakietowej na terenie Polski. Obrońcy obecnego rządu odrzucają takie zarzuty, twierdząc, że chodzi jedynie o wytargowanie od Amerykanów korzystniejszych dla Polski warunków. Rozmowy w tej sprawie prawdopodobnie zdominują oficjalne rozmowy rozpoczynające się w najbliższy poniedziałek.

Ze swej strony politycy Platformy Obywatelskiej krytykowali rzekomo przesadną uległość wobec Waszyngtonu poprzedniego rządu pod wodzą Jarosława Kaczyńskiego. Zarzucono mu nawet, że dąży prawie do „satelizacji” Polski i gotów jest zaakceptować każde warunki, byle jak najszybciej powstała tzw. tarcza antyrakietowa. Ale także poprzedni rząd podnosił kwestię dodatkowych amerykańskich zabezpieczeń dla obrony kraju jak rakiety typu Patriot.

Jak to zwykle bywa, oba skrajne stanowiska zawierają więcej politykierstwa niż rozsądnej oceny sytuacji. Ani Tusk nie jest antyamerykański, ani Kaczyński nie uosabiał wiernopoddańczego stosunku wobec Stanów. Oba rządy jedynie nieco inaczej rozkładają akcenty i używają nieco innej retoryki, ale końcowy efekt może być taki sam. Przypomnijmy, że tzw. „tarcza antyrakietowa” ma być częścią systemu broniącego przed atakiem rakietowym ze strony takich uważanych przez USA za nieobliczalne państw „zbójniczych” jak Iran czy Korea Północna. Instalacja radarowa ma powstać na terenie Czech, a 10 silosów z rakietami przechwytującymi ma zostać zbudowanych na terytorium Polski, prawdopodobnie na Pomorzu Zachodnim.

Jedną z różnic między poprzednim a obecnym obozem rządzącym w sprawie tarczy jest większa gotowość konsultowania tej kwestii ze wschodnimi sąsiadami. Po powrocie w Moskwy Tusk stwierdził, że w czasie rozmów z Putinem i innymi notablami na Kremlu każda ze stron pozostała przy swoim stanowisku: Rosja pozostaje nieprzejednanym przeciwnikiem „tarczy”, a Polska zamierza prowadzić dalsze rokowania w sprawie jej zainstalowania na swoim terytorium.

Mimo wszystko pozostaje sporo niejasności w polityce zagranicznej rządu Tuska. Jak powiedział b. wiceminister spraw zagranicznych Paweł Kowal, „jest trochę jak koncert rozstrojonych instrumentów. My do końca nie wiemy, kto co mówi, bardzo trudno jest to analizować. Inne rzeczy jednak mówił minister obrony Bogdan Klich, kiedy wyjeżdżał do Ameryki, potem inaczej mówił i też inne rzeczy mówił minister spraw zagranicznych Radosław Sikorski. On jakby częściowo czy w przeważającej mierze powrócił do tego sposobu negocjacji, jakie prowadził poprzedni rząd. On potwierdził, że Polska jest zdecydowana na ten projekt. Potem się wypowiadał kilkakrotnie premier Tusk, który mówił, że Polska nie jest zdecydowana. Potem się okazało, że była jakaś rozmowa nocna ministra spraw zagranicznych z panią Condoleezzą Rice. I wczoraj mówiono, że jesteśmy blisko porozumienia. Czyli krótko mówiąc, jak to wszystko poskładamy, to nie wiadomo”.

Kowal także powołał się na słowa czeskiego premiera Mirka Topolanka, który skrytykował Polskę za stawianie wygórowanych żądań w rozmowach z USA i odwlekanie w czasie podpisania umowy. Jego zdaniem, Polacy nie powinni uzależniać umieszczenia amerykańskiej bazy antyrakietowej na swoim terytorium od modernizacji swojej armii.

Praga już wyraziła zgodę na umieszczenie radarowej części tarczy na swoim terytorium i spodziewa się podpisania umowy z USA najpóźniej podczas kwietniowego szczytu NATO w Bukareszcie.

Na polskiej scenie politycznej z jednej strony mamy tu do czynienia z nieustającą walką polityczną. Można powiedzieć, że wzorując się na Platformie, kiedy za rządów Kaczyńskiego była w opozycji i na rządzie PiS nie zostawiała suchej nitki, PiS teraz odpłaca jej pięknym za nadobne. Niemal każde posunięcie i każda wypowiedź jest kwestionowana i podważana. Różnica na tym polega, że obecny rząd ma komfort większości parlamentarnej, więc ataki opozycji są zaledwie niedogodnością. Natomiast szykany Platformy często wręcz blokowały mniejszościowy rząd Kaczyńskiego i sprawiały, że nie mógł rządzić – stąd wcześniejsze wybory.

Z drugiej strony, wysyłanie przez rząd Tuska mieszanych sygnałów, co mu wytknął Kowal, mogą być grą dyplomatyczną wynikającą z przyjętej taktyki negocjacyjnej. Sprawy o takiej drażliwości politycznej jak rokowania strategiczne nie powinny być omawiane przy otwartej kurtynie przed kamerami telewizyjnymi. Od tego jest dyplomacja. Gorzej by było, gdyby ten rozgardiasz nie był tylko pozorny, a wynikał z braku koordynacji przedsięwzięć w łonie obozu rządzącego.

Który z tych wariantów jest prawdziwy, może się okazać dopiero w trakcie wizyty premiera w Waszyngtonie albo nieco później.
Jedni twierdzą, że już po niedzieli mogą zapaść ważne decyzje w sprawie tarczy, inni że to jeszcze musi potrwać. Szef dyplomacji Sikorski nie wyklucza, że rozmowy o tarczy antyrakietowej nie zakończą się za kadencji George’a Busha i będą kontynuowane później, z nową administracją amerykańską. „To jest wręcz prawdopodobne, gdyż wszystkie ustalenia ze stroną amerykańską podlegają chociażby klauzulom o znalezieniu finansowania, a finansowanie w tym roku jest już zamknięte, bo budżet jest uchwalony. Więc nawet jeśli byśmy umowy podpisali, to ich realizacja i tak będzie zależała od woli następnego Kongresu Stanów Zjednoczonych, a jeszcze w Polsce od woli Sejmu” – powiedział Sikorski.

Oczekuje się, że podczas rozmów Tuska z Bushem podniesiona zostanie kwestia uwolnienia polskich turystów od obowiązku wizowego. Kwestię tę dyskutowali z Waszyngtonem chyba wszyscy od odzyskania niepodległości polscy premierzy i prezydenci i zawsze odpowiedź była taka sama: Ameryka ceni „miłujących wolność Polaków, swoich najwierniejszych sojuszników” i prezydent zrobi wszystko, co w jego mocy w kierunku zniesienia tego obowiązku, ale ta kompetencja należy do Kongresu, nie do Białego Domu. Obawiając się takiej odpowiedzi, prezydent Kaczyński tej sprawy już nawet nie poruszał podczas ostatniego spotkania z prezydentem USA.

Czy sytuacja się zmieni za sprawą Ottawy? Rząd Kanady ogłosił ostatnio, że Polacy będą mogli przyjeżdżać do Kanady bez wiz na okres do trzech miesięcy. Minister Sikorski lekko się uśmiechał, gdy powiedział reporterom w Warszawie: „Teraz tylko jeden kraj NATO wymaga od nas wiz” (bez wymieniania go z nazwy). Kanadyjski przykład jednak może co najwyżej wywrzeć pewien wpływ moralny, bo prawo amerykańskie nadal pozostawia tę kwestię w gestii parlamentu. Wszystko zatem zależy od tego, jakie będzie podejście do sprawy wizowej nowego Kongresu, który zostanie wybrany w listopadzie.

Na marginesie warto dodać, że maleje liczba Polaków, którym odmawia się wiz z powodu naruszania przepisów imigracyjnych, a to jest głównym kryterium zwolnienia obywateli danego kraju z obowiązku wizowego. Cała sprawa przyjęła nieoczekiwany obrót z powodu topniejącego dolara. Jeśli obowiązek wizowy zostanie zniesiony, coraz więcej Polaków zacznie na wycieczki i zakupy przyjeżdżać do USA, gdzie wszystko jest stosunkowo tanie. Już maleje liczba tych, którzy wyjeżdżają, by popracować na czarno, bo nie opłaca się drżeć na każdym kroku przed policją i „imigrejson” przy kursie $1 = 2,20zł.
Robert Strybel

REKLAMA

2091038918 views
Poprzedni artykuł
Następny artykuł

REKLAMA

2091039217 views

REKLAMA

2092835676 views

REKLAMA

2091039498 views

REKLAMA

2091039644 views

REKLAMA

2091039788 views