Prawdopodobnie w czwartek Senat USA zagłosuje nad projektem ustawy nakładającej dodatkowe sankcje na gazociąg Nord Stream 2. Według źródeł PAP ustawa ma małe szanse na sukces m.in. ze względu na presję ze strony administracji prezydenta Bidena.
Pod głosowanie ma trafić projekt ustawy zgłoszony przez republikańskiego senatora Teda Cruza, który zakłada nałożenie sankcji na operatora gazociągu w ciągu 15 dni od jej uchwalenia. Ustawa ma w ten sposób odwrócić wcześniejszą decyzję administracji Bidena o odstąpieniu od nałożenia restrykcji wymaganych przez Kongres na spółkę Nord Stream 2 AG.
Mimo że jeszcze niedawno nałożenia tych sankcji domagała się większość senatorów z obu partii, prawdopodobieństwo przegłosowania ustawy Cruza jest niewielkie. Najwięksi wśród Demokratów przeciwnicy projektu, jak szefowa podkomisji spraw zagranicznych ds. Europy Jeanne Shaheen oraz odpowiadający za partyjną dyscyplinę Dick Durbin zasygnalizowali, że będą głosować przeciwko. Twierdzą oni, że przegłosowanie ustawy w momencie próby zażegnania kryzysu wokół Ukrainy przez Biały Dom może zaszkodzić wysiłkom Waszyngtonu.
"Potrzebujemy legislacji, która dotyczy sytuacji politycznej w odpowiedzi na zwiększającą się rosyjską agresję. Dynamika się zmieniła i zmienić się musi nasza strategia" - stwierdziła Shaheen cytowana przez "Washington Post".
Zwrot Demokratów to również m.in. wynik skoordynowanego lobbingu ze strony administracji Bidena. Do głosowania przeciwko senatorów namawiali m.in. znani z krytycznego stosunku do projektu podsekretarz stanu Victoria Nuland i doradca Departamentu Stanu ds. bezpieczeństwa energetycznego Amos Hochstein. Według źródeł PAP w Senacie, mieli oni tłumaczyć, że uchwalenie sankcji w tym momencie może podważyć transatlantycką jedność w kluczowym momencie. Mieli też zapewnić, że są w porozumieniu z niemieckim rządem, że w przypadku wznowionej agresji Rosji przeciwko Ukrainie projekt zostanie zawieszony. Według administracji nałożenie sankcji już teraz pozbawi Zachodu karty przetargowej mogącej zniechęcić Rosję od inwazji.
Dodatkowo, Biały Dom publicznie poparł konkurencyjny projekt ustawy szefa komisji spraw zagranicznych Boba Menendeza, przewidujący "kaskadę" ciężkich sankcji - również przeciwko NS2 - które miałyby zostać uruchomione w przypadku wznowionej agresji. Zdaniem Republikanów, projekt ma dać polityczną wymówkę Demokratom, by głosować przeciwko sankcjom zaproponowanym przez Cruza. Głosowanie w tej sprawie planowane jest na przyszły tydzień.
Z drugiej strony w lobbing za przyjęciem sankcji - zarówno publicznie, jak i za zamkniętymi drzwiami - włączyły się ukraińskie władze. Prezydent Wołodymyr Zełenski wezwał do wsparcia projektu Cruza na Twitterze, zaś ukraiński Naftohaz rozesłał do niemal wszystkich senatorów tzw. "non paper" argumentując, że sprawa ma fundamentalne znaczenie dla bezpieczeństwa Ukrainy, sankcje pokażą determinację Zachodu, a gazociągowi sprzeciwia się co najmniej połowa niemieckiej koalicji rządzącej (Zieloni).
Mimo tych zabiegów, szanse na przegłosowanie projektu Cruza są niewielkie, bo do przejścia ustawy - podobnie jak większości aktów w Senacie - potrzebne jest 60 ze 100 głosów, co oznacza konieczność pozyskania co najmniej 10 głosów Demokratów.
"Myślę, że pozyskamy głosy kilku Demokratów, ale możliwe, że nie dotrzemy do 60 głosów" - mówi PAP jedna z osób zaangażowanych w projekt. Jeszcze w środę możliwość zagłosowania za projektem sygnalizowali senatorowie Jon Tester, Richard Blumenthal, Joe Manchin i Jeff Merkley. Głosowanie planowane jest na 20.45 czasu polskiego.
Nawet jeśli projekt Cruza przejdzie przez Senat, nadal musiałby zostać przyjęty przez Izbę Reprezentantów. To byłoby teoretycznie możliwe, bo za sankcjami opowiadało się kilku demokratycznych posłów, w tym członkowie zespołu parlamentarnego ds. Ukrainy. Ale według źródeł PAP, ustawa prawdopodobnie trafiłaby do "zamrażarki" ze względu na szefa komisji spraw zagranicznych, Gregory'ego Meeksa.
"Myślę, że szanse na to, że to w ogóle trafi pod obrady są niskie, bo Meeks będzie się opierał i wykonywał polecenia administracji" - mówi PAP źródło w Izbie.
Z Waszyngtonu Oskar Górzyński (PAP)