Inspiracją dla wielu oszustów finansowych jest od lat Charles Ponzi. Zasłynął on jako wynalazca tzw. piramidy Ponziego, zwanej też schematem Ponziego (Ponzi scheme). Carlo Ponzi w roku 1903, w wieku 21 lat, wyemigrował z Włoch do USA. Podobno miał przy sobie wtedy zaledwie 2 dolary. Zaczął pracę jako pomywacz w restauracji i po kilku latach awansował na kelnera. Stracił jednak tę posadę, bo został przyłapany na okradaniu klientów. Przeprowadził się do Montrealu i tam został kasjerem w Banco Zarossi, obsługującym włoskich imigrantów...
Pomysł na bogactwo
Nie wszystkie transakcje przeprowadzane przez ten bank były uczciwe. Właściciel placówki, Luigi Zarossi, oferował klientom dwukrotnie wyższe oprocentowanie depozytów niż konkurenci, ale środki na wypłatę tak wysokiego oprocentowania pochodziły nie z działalności gospodarczej, lecz z depozytów nowych klientów. System – wówczas jeszcze nie nazywany piramidą, choć miał jej cechy – musiał się załamać. Kiedy to nastąpiło, Zarossi uciekł do Meksyku, natomiast Ponzi trafił na 3 lata do więzienia za wypisanie czeku bez pokrycia na swoje nazwisko. Po raz drugi trafił do więzienia za szmuglowanie włoskich imigrantów przez granicę kanadyjsko-amerykańską.
Po wyjściu na wolność Ponzi osiadł w Bostonie. W 1918 roku ożenił się i bez powodzenia próbował prowadzić własny interes. Później pomysł na nowe przedsięwzięcie zrodził się z chwilą, gdy Ponzi otrzymał pewnego dnia przesyłkę zawierającą tzw. Międzynarodowy Kupon na Odpowiedź (International Replay Coupon, IRC). Był to uniwersalny znaczek, który przesyłały firmy np. razem z katalogami, aby klienci mogli przesłać zamówienie na oferowane towary na koszt sprzedawcy. Firma wysyłająca katalog opłacała kupon po kosztach przesyłki w jej kraju. Kupon można było wymienić na znaczki w kraju adresata.
Ponzi odkrył, że we Włoszech, gdzie po I wojnie światowej szalała inflacja, były one dla Amerykanina dużo tańsze niż te same znaczki w Stanach Zjednoczonych. Zorganizował więc wysyłkę amerykańskich dolarów do Włoch, za które nabywał kupony IRC. Następnie kupony te sprowadzał do USA i wymieniał na dolary po nominalnej cenie. Interes zdawał się całkowicie legalny, a zysk zwykle co najmniej 4-krotnie przewyższał wartość pierwotnej inwestycji.
Ponzi założył Security Exchange Company (SEC) i oferował klientom 50-procentowy zysk w ciągu 45 dni. Firma zyskała ogromną popularność. Inwestorów przybywało bardzo szybko, a w maju 1920 roku Ponzi zdeponował 420 tysięcy w niewielkim Hanover Trust Bank w Bostonie. Mniej więcej w tym samym czasie postanowił prawdopodobnie skorzystać „twórczo” z metod działania Zarossiego.
Do lipca 1920 roku SEC zgromadziła miliony dolarów. Nowi klienci zapożyczali się, a nawet zastawiali domy, by zainwestować w „złotą instytucję” jak największą sumę. Ale jednocześnie pojawiły się pierwsze wątpliwości. Duża grupa inwestorów wystąpiła latem 1920 roku o zwrot lokat. Otrzymali je bezzwłocznie, co spowodowało, że wiarygodność SEC wzrosła. Do funduszu napływało przez pewien czas 250 tysięcy dolarów dziennie.
Za kratkami
Krach tego procederu nastąpił z chwilą, gdy jeden z dziennikarzy odkrył, iż Ponzi sam nie inwestuje w swój fundusz. Kolejny reporter wyliczył, że aby pokryć wszystkie zobowiązania firmy, w obiegu musiałoby być 160 milionów kuponów pocztowych. Faktycznie było ich w sumie zaledwie 27 tysięcy. Okazało się zatem, że firma SEC jest niewypłacalna. Następnie jeszcze inny dziennikarz, który miał napisać artykuł o sukcesie Ponziego, w trakcie pracy nad tym materiałem wykrył, iż za „funduszem” SEC nic nie stoi. Innymi słowy fundusz nie opiera się na żadnych konkretnych walorach.
10 sierpnia 1920 r. agenci federalni zamknęli biuro SEC. Nie znaleźli w nim żadnych znaczków ani kuponów. Zyski pochodziły z lokat kolejnych inwestorów, a nie z handlu kuponami IRC. Ponzi został aresztowany, a w listopadzie sąd skazał go na pięć lat więzienia. Trzy i pół roku później sąd federalny dorzucił kolejne dziewięć lat. Po wyjściu na wolność w 1934 roku Ponzi został deportowany do Włoch. Piętnaście lat później zmarł w ubóstwie na emigracji w Brazylii.
Schemat Ponziego przeszedł do historii. W Stanach Zjednoczonych stał się oficjalną nazwą przestępstwa polegającego na budowaniu oszukańczej piramidy finansowej, w ramach której zyski inwestorów finansowane są z lokat dokonywanych przez nowych klientów. Jednak to nie Ponzi wymyślił ten rodzaj przestępstwa. Wynalazcą systemu był żyjący w XIX wieku nowojorczyk William Miller, zwany „520 procent”, który oszukał inwestorów w roku 1899 na olbrzymią wówczas sumę miliona dolarów. Kiedy w wyniku dziennikarskiego śledztwa oszustwo zostało ujawnione, Miller został skazany na 10 lat więzienia, a inwestorzy odzyskali 28 proc. wartości swych lokat. Niestety czasami nie odzyskują nic.
Rekordzista Madoff
Choć piramida Ponziego to w sumie dość prymitywne oszustwo, które jest łatwe do skonstruowania i niemal zawsze prowadzi do wpadki oszusta, naśladowców włoskiego imigranta nigdy nie brakowało. Nie brakowało też naiwnych szukających znacznych i szybkich zysków.
Na czele listy naśladowców z pewnością należy umieścić Bernarda Madoffa. Swym działaniem doprowadził on do ruiny kilka organizacji charytatywnych, niezliczonych ludzi, w tym niektórych powszechnie znanych, oraz kilka instytucji. Madoff oszukał też szereg banków, między innymi HSBC, Santander i PNB Paribas.
Swoją piramidę finansową budował przez dziesięciolecia i jest niewątpliwie rekordzistą wśród malwersantów, gdyż sprzeniewierzył w sumie 65 miliardów dolarów. Wszyscy oszukani z pewnością miewali czasami wątpliwości co do legalności działania Madoffa, ale przez wiele lat ignorowali ostrzeżenia, ciesząc się tym, iż ich inwestycje nieustannie rosną. Ponadto byli przekonani, że skoro Madoffowi ufali tacy ludzie jak Steven Spielberg i Elie Wiesel, wszystko jest w porządku.
Brytyjskie pismo The Economist uznało przypadek Madoffa za wzorcowe, największe oszustwo, które zostało oparte o więzi społeczne (affinity fraud). Madoff nadużywał koneksji w różnych środowiskach: np. wśród bogatych Żydów z Florydy i Izraela, członków klubów golfowych, „starych rodów” Europy, diaspor libijskich, a nawet baptystów z południa Stanów Zjednoczonych. Firma Bernard L. Madoff Investment Securities powstała w 1960 roku, a jej założyciel cieszył się na Wall Street reputacją godnego zaufania maklera. Przez całe dziesięciolecia nie wzbudzał swą działalnością podejrzeń, mimo że już sam jego styl życia mógł stanowić poważne ostrzeżenie. On i jego rodzina pławili się w luksusach, mimo że nikt dokładnie nie wiedział, z czego wynikał fakt, iż Madoff był w stanie zapewniać swoim klientom wielkie zyski.
Jego piramida załamała się pod koniec roku 2008. Doniesienie w sprawie przestępstwa złożyli jego dwaj synowie, którzy wraz z nim prowadzili firmę. Do dziś nie wiadomo, jakie były motywy ich działania, choć być może chodziło im o uniknięcie współodpowiedzialności. Madoff został skazany na 150 lat więzienia i zmarł w kwietniu tego roku w wyniku przewlekłego schorzenia nerek.
Brązowy medal
Trzecie miejsce w klasyfikacji piramidalnych oszustów zajmuje Alen Stanford, znany jako teksański miliarder, który w latach 1997-2008 sprzeniewierzył ponad 9 miliardów dolarów. Pierwsze sukcesy finansowe odniósł spekulując nieruchomościami po pęknięciu tzw. teksańskiej bańki naftowej w latach 80. XX wieku. Kupował wtedy bardzo tanio nieruchomości bankrutów i sprzedawał je następnie w czasie kolejnego ożywienia gospodarczego. Doszedł w ten sposób do wielkich pieniędzy. Po pewnym czasie założył firmę Stanford Finance. W latach 80. podjął działalność na wyspach karaibskich – najpierw na Montserrat, a następnie na Antiqua-Barabudzie. Otworzył Guardian International Bank (GIB), który później przemianował na Stanford International Bank.
Metoda działania Stanforda była w zasadzie dokładnie taka sama jak Ponziego i Madoffa. Przez 20 lat okłamywał depozytariuszy, przekonując swych klientów, że ich fundusze były bezpiecznie lokowane w akcjach, obligacjach i innych papierach wartościowych. W rzeczywistości kierowane były na jego rachunki firmowe i osobiste. W celu ukrycia tego procederu posuwał się do fałszowania ksiąg finansowych, a inwestycje dawnych klientów obsługiwał wpłatami nowych. Okradł w ten sposób ponad 30 tysięcy ludzi w 113 krajach.
Podobnie jak w przypadku Madoffa, sygnały ostrzegawcze były w miarę oczywiste. Przez pewien czas Stanford był jednym z najbogatszych ludzi w Stanach Zjednoczonych, a jego postępowanie mogło rodzić wiele podejrzeń. Słynął z wystawnego trybu życia: dla kochanki zakupił pałac na Florydzie, a dla córki – kondominium w Houston warte milion dolarów. Dysponował prywatnymi jachtami i samolotami, a jego majątek szacowano na nieco ponad 2 miliardy dolarów.
W lutym 2009 roku jego działalność gospodarcza skończyła się aresztem. Niepokój i podejrzenia władz USA wzbudził fakt, że Stanford oferował potencjalnym inwestorom zyski znacznie przekraczające obowiązującą stopę rynkową. Przed sądem oszust stanął 6 marca 2012 roku i został skazany na 110 lat więzienia, co gwarantuje, że już nigdy nie wyjdzie na wolność.
Hucpa ofiar
Zanim jeszcze proces Stanforda na dobre się zaczął, jego ofiary połączyły swe siły z ludźmi oszukanymi przez Bernarda Madoffa. Wspólnym celem było podjęcie lobbingu w Kongresie USA za uchwaleniem ustawy, która zmusiłaby firmy z Wall Street do wypłaty miliardowych odszkodowań. Jest to dość niezwykły sojusz. Z jednej strony są to mieszkańcy wschodniego wybrzeża, w większości zwolennicy demokratów i w większości żydowscy inwestorzy, z drugiej – mieszkańcy stanów południowych, najczęściej chrześcijanie i zwolennicy republikanów.
Domagają się wspólnie, by Kongres nakazał, aby firmy brokerskie wnosiły opłaty w wysokości 4 miliardów dolarów rocznie na fundusz ochrony konsumentów, prowadzony przez Securities Investor Protection Corporation. Chcą również, by Kongres zobowiązał fundusz do wypłaty odszkodowania w wysokości 500 tysięcy dolarów dla każdej z ofiar oszustwa.
Niektórzy eksperci prawni powątpiewają, by działania ofiar obu oszustów przyniosły pożądany skutek. Profesor James Cox z Duke University School of Law określa te działania jako „hucpę”, ponieważ w ostatecznym rachunku za naiwność oszukanych mieliby płacić klienci banków, co byłoby dość dziwne. Piramidy finansowe są w sumie dość łatwe do rozszyfrowania, a rekordowo duże zyski inwestycyjne powinny budzić natychmiastowe podejrzenia ze strony inwestorów.
Madoff skutecznie korzystał z faktu, iż obracał się w wysokich sferach i że liczne znane osoby gwarantowały jego uczciwość. W przypadku Stanforda, naiwni inwestorzy zwykle niewiele o nim wiedzieli, ale wierzyli doniesieniom o tym, że jego firma maklerska była kluczem do szybkiego wzbogacenia się. Natomiast co do Ponziego, jeśli ktoś twierdzi, że jest w stanie w ciągu 45 dni dać komuś 50-procentowy zysk, powinno to natychmiast wzbudzić wiele wątpliwości. Ale nie wzbudziło.
Trudno jest spekulować, dlaczego w miarę rozsądni ludzi dają się w ten sposób nabierać. Jedynym wytłumaczeniem wydaje się być ludzka chciwość. Być może po aferach Madoffa i Stanforda era wielkich oszustw piramidalnych przejdzie wreszcie do historii. Z drugiej strony, nowi szalbierze mogą pojawić się na horyzoncie w każdej chwili i należy się spodziewać, że ofiar oszustw nigdy nie zabraknie.
Andrzej Heyduk