Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama
piątek, 27 grudnia 2024 14:56
Reklama KD Market

Mała czy duża

fot. Pixabay.com

Jako małej dziewczynce zdarzało mi się zazdrościć chłopcom. Miałam wrażenie, że mają oni znacznie więcej swobody niż dziewczynki, od których rodzice wymagali pomocy i zaangażowania w obowiązki domowe. Chłopcy w tym czasie mogli swobodnie biegać z kolegami, grać w piłkę i wspinać się na drzewa.

Niejednokrotnie miałam i nadal mam wrażenie, że rodzice niejako spodziewają się, że ich syn może się pobrudzić, zniszczyć ubranie, wrócić z dziurą na kolanie. To wszystko jest wkalkulowane w opiekę nad chłopcem. Wyposaża się ich zatem w ubrania ciemne i często wzmocnione, na wypadek ewentualnych przetarć. Całkowicie odwrotnie wygląda sytuacja dziewczynek, które często od małego przyzwyczajane są do falbanek, tiulów i pastelowych kolorów, opatrzonych często uwagą ze strony mamy: „Tylko się nie pobrudź”, „Tylko uważaj”.

Mimo nawet najszczerszych chęci, równe traktowanie dziewcząt i chłopców nastręcza nam rodzicom wielu trudności. Przyjrzyjmy się na początek sytuacji dziewczynek.

Odświętna sukienka

Prawdopodobnie pisałam tu już kiedyś, że moja córka uwielbia sukienki. Odkąd tylko mogła sama decydować o tym, w co się ubiera – wyjątek stanowią te dni, kiedy zakłada spodnie. Wyraźnie jednak widać, że nie jest jej w nich wygodnie. Jednocześnie jest dość ruchliwym dzieckiem z głową pełną artystycznych pomysłów, więc nieobce są nam skoki w kałużach, eksperymenty z farbami na zabawkach, ciele i ubraniu, a także potłuczone kolana.

Czy da się połączyć piękne, tiulowe sukienki z jazdą na rowerze i zabawą w błocie? Oczywiście, że tak, lecz czasami łatwiej o to połączenie w naturze niż w głowie rodzica, a szczególnie mamy. Okazuje się bowiem, że nie było to dla mnie łatwe, aby opanować przekonania, które we mnie krzyczały: „Takie sukienki są na specjalne okazje!”. Niejednokrotnie gryzłam się w język, aby nie zareagować i nie zakazać… Przełomem okazało się uświadomienie sobie, że dla mojej córki każdy dzień jest szczególny i wyjątkowy. Zwróciłam wtedy uwagę, jak wiele przekonań, które wcale nie są sprzyjające, siedzi w głowie nie tylko mojej, ale wielu kobiet, matek. Są to przekonania dotyczące roli kobiety, naszych możliwości, powinności. Niejedna z nas żyje zgodnie z nimi, tłumacząc sobie, że jej nie wypada, nie powinna, czy tez co inni pomyślą.

Wychowywać i kochać

Przekonania dotyczące roli kobiet są naprawdę trudne do zmiany. Dzieje się tak głównie z tego powodu, że wrosły w nas, podobnie jak w nasze matki, babki, prababki, poprzez codzienne z nimi obcowanie. Ciężko jest nam je dostrzec, a nawet kiedy uda nam się ta sztuka, potrzebny jest jeszcze wysiłek, aby zauważyć w nich błąd, a później zastąpić je czymś znacznie bardziej sprzyjającym. Wszystko po to, abyśmy same mogły zacząć oddychać pełną piersią, a także dla naszych córek, abyśmy mogły zacząć je swobodnie kochać!

Jawanza Kunjufu, autor wielu edukacyjnych książek powiedział: „Niektóre matki swoje córki wychowują, a swoich synów – kochają”. Widać to między innymi w ilości obowiązków domowych, które mają dziewczynki i chłopcy. Postępując zgodnie z narzuconymi stereotypami „przygotowujemy” nasze córki do wykonywania najróżniejszych czynności. Dbamy i wychowujemy zatem, aby umiały zrobić wszystko w domu, ugotować czy zaopiekować się kimś bliskim. W przypadku chłopców zdecydowanie rzadziej zwracamy uwagę, aby umieli gotować, prasować, a za zadania domowe (dodatkowe) chłopcy częściej niż dziewczynki dostają od rodziców pieniądze.

Po latach…

Lata mijają, dziewczynki dorastają i okazuje się, że – jak pokazują badania Fundacji Sukces Pisany Szminką – aż 96 proc. kobiet czuje się ograniczona przez oczekiwania innych. Dodatkowo: 70 proc. kobiet rezygnuje z czasu dla siebie, uważając, że ktoś inny ich bardziej potrzebuje, 60 proc. kobiet wprowadza zmiany w swojej ścieżce kariery na podstawie oceny innych, a 81 proc. uważa, że brakuje im pewności siebie, aby podejmować ambitne zadania.

Ostatnio miałam okazje rozmawiać z niezwykłą kobietą, ultramaratonką, która opowiadała o zmianach, jakie zaszły w jej życiu. Cała jej droga zaczęła się w momencie kiedy uwierzyła, że może i sama sobie pozwoliła na zmiany. Nie wywróciła jednak swojego życia natychmiast do góry nogami, ale powoli, krok po kroku, zaczęła podążać w kierunku swoich marzeń. Po drodze jednak napotykała najróżniejsze przeszkody, na które szukała rozwiązań, aby udowadniać sobie, że jednak można. Wspomniała między innymi o sytuacji kiedy dostała telefon ze szkoły, że jej dziecko źle się poczuło. Chciała w ten sposób zobrazować, jak bardzo my, jako społeczeństwo jesteśmy przywiązani do opinii, że to kobieta jest odpowiedzialna za dziecko. Rzadko kiedy bowiem pierwszy telefon do rodzica w sprawie dziecka wykonywany jest do ojca. Najczęściej w pierwszej kolejności informowana jest matka.

To świetnie pokazuje z jednej strony, jak wiele mamy jeszcze do zrobienia, a z drugiej, że każda z nas na co dzień spotyka się z takimi i podobnymi sytuacjami. To znakomita okazja do tego, aby zacząć działać i zmieniać swój świat. Nie jesteśmy już przecież małymi dziewczynkami, które muszą czekać na pozwolenie z zewnątrz. Same jesteśmy odpowiedzialne za nasze życie i nasze szczęście. Pozwólmy więc sobie iść naprzód w kierunku marzeń, pokazując naszym dzieciom, że kobiety i mężczyźni są równi, a co za tym idzie – zasługują na równe szanse.

Iwona Kozłowska

jestem pedagogiem, mediatorem, a także Praktykiem i Masterem Emotion NLP. Od 2006r. pracuję z dziećmi, młodzieżą, a także ich rodzicami, nieustannie poszerzając swój warsztat pracy.Po godzinach natomiast jestem całkiem zwyczajną mamą, której również zdarza się nadepnąć na rozrzucone klocki, czy też mierzyć się z wyzwaniami pod tytułem: „Nie chcę jeszcze iść się myć!”, lub „Jeszcze tylko 5 minut…”Moją wielką pasją jest odkrywanie i wspieranie potencjału jaki drzemie w każdym dziecku i w każdym rodzicu. Głęboko wierzę, bo widzę to na swoim przykładzie, że nawet mając dzieci u boku, można realizować swoje marzenia i cele. Jednocześnie, takim podejściem można „zarażać” swoje dziecko, następnie je wspierać, a później wzajemnie się motywować i czerpać ze swoich doświadczeń.Prowadząc MamoKompas pomagam mamom sprawić, aby ich podróż wychowawcza była przyjemna, ciekawa i wzbogacająca!

Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama