Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama
czwartek, 14 listopada 2024 18:58
Reklama KD Market

Nowy Jork rozważa wprowadzenie tablic rejestracyjnych dla rowerów

W Nowym Jorku nie obowiązują dotąd tablice rejestracyjne dla rowerów, ale wkrótce może się to zmienić. Wiąże się to z rosnącą liczbą tych pojazdów na ulicach miasta, ścieżek rowerowych, jak też wypadków.

"Musimy lepiej wykonywać swoją pracę, ucząc wszystkich, jak wypełniać ich obowiązki. (…) Myślę, że z pewnością należy wziąć pod uwagę takie pomysły jak tablice rejestracyjne, ponieważ wkraczamy w nowy świat. Coraz więcej ludzi jeździ na rowerze, w pewnym sensie musimy jednak nadrobić zaległości w tej rzeczywistości i to jest rodzaj projektu, który należy przeanalizować" – wyjaśniał burmistrz Bill de Blasio.

Mówił o tym także w kontekście bezpieczeństwa. Rowerzyści powodują bowiem dużo wypadków i obrażeń.

Stacja CBS2 zwróciła uwagę, że zgodnie z policyjnymi statystykami w ciągu ubiegłych czterech tygodni 482 osoby zostały ranne. Jest to wzrost o 115 proc. w porównaniu z tym samym okresem minionego roku.

Policja stara się ściślej kontrolować ruch drogowy; samochody i motocykle. Służą temu patrole i rozbudowywany system kamer bezpieczeństwa pozwalający karać winnych naruszania przepisów mandatami.

Przeciwny projektowi jest prowadzący w sondażach kandydat na nowego burmistrza Nowego Jorku i były pretendent do Białego Domu Andrew Yang.

"Powinniśmy budować ścieżki rowerowe, a nie biurokrację" - powiedział Demokrata, który też jest cyklistą. Także inni podzielają ten pogląd. Ich zdaniem tablice rejestracyjne ograniczą liczbę rowerzystów.

Rowerzyści w Nowym Jorku mają nie tylko zwolenników. Psioczą na nich przechodnie i kierowcy za nieostrożną jazdę. Ci ostatni także ponieważ na zatłoczonych ulicach likwiduje się pasy jezdni i przeznacza tylko dla rowerów.

Piesi i rowerzyści są w praktyce wyłączeni z obowiązujących reguł drogowych. Szczególnie ci drudzy narażają ludzi na wypadki. Wielu jeździ z dużą szybkością, często pod prąd. Nie istnieją dla nich czerwone światła, nie zatrzymują się na znakach stop.

„Są to piraci drogowi, a najgorsi dostarczyciele dokumentów i innych rzeczy, którym się zawsze spieszy, bo od tego co zrobią zależy ich zapłata. Kiedyś chciałem przejść na zebrach na drugą stronę 5 Alei na zielonym świetle i nie zauważyłam jak jakiś facet pędził tak pod prąd, że mógł mnie zabić. Jego torba mignęła mi przed nosem. Brakowało kilka cali” - powiedziała PAP mieszkanka Nowego Jorku Johanna.

Z Nowego Jorku Andrzej Dobrowolski (PAP)

Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama