Jeżeli, Drogi Rodzicu, dziwi Cię nieco tytuł tego artykułu, bo przecież jest zima i to zupełnie nie pora na takie atrakcje jak Roller Coaster, to zachęcam do dalszego czytania. Za chwilę wyjaśnię. Pierwszą inspiracją do napisania tego tekstu była moja niedawna rozmowa z pewną wyjątkową mamą. Wspomniała ona o emocjach, które towarzyszą rodzicom i są niezwykle zmienne, a do tego dynamiczne. Moim pierwszym skojarzeniem w tym momencie stała się właśnie kolejka górska. To właśnie ona wywołuje u mnie pewną ekscytację, a zaraz później lekki strach, i tak na zmianę.
Jednocześnie myślę sobie, że ten pierwszy miesiąc roku, jest całkiem podobny. Mamy pewne postanowienia/ cele (być może również rodzicielskie), które może nawet, wciąż wywołują radość. A może też zaczyna pojawiać się rutyna, pewne zniechęcenie, które odbiera nam motywację do dalszych prób.
Jak z bliska wygląda ten rodzicielski Roller Coaster i czy są na niego jakieś sposoby?
W górę
Prawdopodobnie jedną z najwyższych górek w rodzicielskiej „karierze” przeżywamy jeszcze zanim pierwszy raz przytrzymamy nasze dziecko w ramionach. Jest to czas, kiedy bycie rodzicem wielu z nas jawi się jako pasmo radości i poczucia spełnienia. Nawet jeśli słyszymy tu i ówdzie, że może być ciężko, że nieprzespane noce, że kolki, a później tylko coraz większy kłopot… Często pojawia się myśl, że przecież to wszystko na nas nie spadnie, a w razie czego: damy radę, poradzimy sobie!
Na tym nie koniec! Później górki też się pojawiają, wraz z pierwszymi uśmiechami naszego maleństwa, pierwszymi krokami i tymi wyczekanymi słowami: „Mama”, „Tata”. Pamiętasz?
Mówi się czasem, że im dalej w las, tym więcej drzew, więcej przeszkód. Wskazują na to również badania, według których dzieci uśmiechają się średnio około 400 razy dziennie, podczas gdy dorośli zaledwie około 15. Gubimy te nasze uśmiechy, radość, choć nadal na szczęście, potrafią nas wzruszyć sukcesy naszych dzieci i ich osiągnięcia.
W dół
Kolejka górska ma to do siebie, że czasem jesteśmy na górze, aby za chwilę z dość dużą zwykle szybkością zjechać w dół. Poddajemy się temu, zbyt często przestając ufać własnym umiejętnościom rodzicielskim. Podczas zjazdu kolejką, tracimy przede wszystkim kontrolę nad tym, co się dzieje. Podobnie działa „dołek” rodzicielski. Sposoby, z których korzystamy, aby poradzić sobie z daną sytuacją, nie działają. Tracimy grunt pod nogami i zaczynamy krzyczeć, lub na oślep wymachiwać rękami, aby zwrócić czyjąś uwagę, a w końcu poddajemy się. To wtedy powtarzamy sobie: „Jestem fatalna matką”, „Nie nadaję się na ojca”.
W takich chwilach, jak spragniony wody, potrzebujemy choć jednego dobrego słowa, nadziei, że może być lepiej. Często jednak zapominamy, że oprócz wsparcia z zewnątrz, mamy też siebie i to właśnie w naszych sercach jest ukryta odpowiedź, jak wyjechać na powierzchnię.
Odzyskać kontrolę
W tym naszym rodzicielskim Roller Coasterze nie ma zewnętrznego mechanizmu sterującego. Tutaj, to naszym zadaniem jest wyjść z dołka, a nawet nauczyć się kontrolować swoje wzloty i upadki, a przynajmniej, związane z nimi emocje. Jak to zrobić?
Przede wszystkim, ważne jest zauważenie i zapamiętanie, że bycie rodzicem, nigdy nie będzie pasmem wyłącznie sukcesów, lub porażek. To jest życie, w którym nie ma przygotowanego scenariusza. Doświadczamy przeróżnych sytuacji, w których czasami mamy wystarczające zasoby, a kiedy indziej potrzebujemy czegoś dodatkowo się nauczyć, odpowiednio przygotować, aby pójść dalej. Tym, co może nam w tym pomóc, jest chociażby „plan przetrwania”, czyli przygotowanie sobie wcześniej listy możliwych problemów, a także różnych sposobów na ich rozwiązanie. Nie wszystko możemy oczywiście przewidzieć, ale w wielu codziennych i niecodziennych sytuacjach, jak na przykład: wyjazd z dzieckiem, kładzenie spać, obowiązki domowe, taki plan przetrwania, może znacznie ułatwić sprawę. Dużo tutaj daje samo znajdywanie rozwiązań, uświadomienie sobie, że nie ma jednego – słusznego, ale na każdy problem można znaleźć różne możliwości. Nie zawsze ponadto, nasze rozwiązanie będzie skuteczne, ale to nie koniec świata. Brak spodziewanych efektów, to nie słaba ocena dla nas, jako Rodziców, a jedynie informacja, że to zdarzenie wymaga czegoś innego!
Niezależnie od wszystkiego, warto również pamiętać, że rodzicielstwo to nie więzienie. Nie musimy poddawać się wszelkim dziecięcym kaprysom. Znacznie lepszym rozwiązaniem będzie poszukanie sposobu, który będzie satysfakcjonujący dla obu stron.
Powodzenia!
Iwona Kozłowska
jestem pedagogiem, mediatorem, a także Praktykiem i Masterem Emotion NLP. Od 2006r. pracuję z dziećmi, młodzieżą, a także ich rodzicami, nieustannie poszerzając swój warsztat pracy.Po godzinach natomiast jestem całkiem zwyczajną mamą, której również zdarza się nadepnąć na rozrzucone klocki, czy też mierzyć się z wyzwaniami pod tytułem: „Nie chcę jeszcze iść się myć!”, lub „Jeszcze tylko 5 minut…”Moją wielką pasją jest odkrywanie i wspieranie potencjału jaki drzemie w każdym dziecku i w każdym rodzicu. Głęboko wierzę, bo widzę to na swoim przykładzie, że nawet mając dzieci u boku, można realizować swoje marzenia i cele. Jednocześnie, takim podejściem można „zarażać” swoje dziecko, następnie je wspierać, a później wzajemnie się motywować i czerpać ze swoich doświadczeń.Prowadząc MamoKompas pomagam mamom sprawić, aby ich podróż wychowawcza była przyjemna, ciekawa i wzbogacająca!