Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama
piątek, 15 listopada 2024 16:52
Reklama KD Market

Atak w sercu Manhattanu

Jednym z największych i perfekcyjnie dokonanych napadów rabunkowych w historii był atak na luksusowy nowojorski hotel Pierre, 2 stycznia 1972 roku. Trafił nawet do Księgi Rekordów Guinnessa. Wartość łupu w gotówce i kosztownościach oszacowano wtedy na 27 milionów dolarów (ponad 200 milionów dzisiejszych). Napad został istotnie dokonany precyzyjnie, ale potem jego wykonawcy popełnili szereg fatalnych błędów...

Mafijni pomysłodawcy

Pierre Hotel istnieje do dziś i oferuje swoim gościom obszerne pokoje z widokiem na Park Centralny, średnio za 600 dolarów za dobę. Są w nim również 2-sypialniowe apartamenty, które kosztują ponad 4 tysiące dolarów za dobę. Przed prawie półwieczem hotel oferował mniej więcej te same usługi, a jego gośćmi byli wyłącznie ludzie zamożni lub bardzo zamożni.

Głównymi organizatorami napadu na hotel byli Robert Comfort i Samuel Nalo, zawodowi włamywacze, których specjalnością było obrabowywanie gości hotelowych. Wcześniej dokonali oni włamania do apartamentów słynnej włoskiej aktorki Sophii Loren, mieszkającej w Sherry Netherland Hotel. Skradli wtedy biżuterię o wartości ponad miliona dolarów. Jednak plan ataku na Hotel Pierre był znacznie bardziej brawurowy i został opracowany pod patronatem niezwykle wpływowej w gangsterskim świecie mafijnej rodziny Lucchese. W skład 8-osobowej ekipy włamywaczy weszło kilku gangsterów, łącznie z dwójką zawodowych zabójców.

Akcja została zaplanowana bardzo skrupulatnie. Comfort i Nalo doszli do wniosku, że napad 2 stycznia wcześnie rano, przed godziną 4.00, był najbardziej optymalny z kilku powodów. Po pierwsze, ogromna większość gości hotelowych spała jeszcze w swoich pokojach. Po drugie, obsługa hotelu po hucznych sylwestrowych celebracjach była znacznie mniej liczna niż zwykle. Wreszcie po trzecie, bogaci mieszkańcy hotelu tuż po balach z okazji Nowego Roku z pewnością złożyli swoje kosztowności do depozytu w hotelowych skrytkach. Mieli rację – zawartość tych skrytek okazała się wręcz imponująca.

W przeddzień napadu Comfort zarezerwował telefonicznie pokój w Pierre Hotel, podając się za „doktora Fostera”. Był to ważny element całego planu. W pierwszy dzień roku 1972 cała 8-osobowa ekipa prowadziła odpowiednie przygotowania. Szajka dostała od mafii czarną limuzynę, zachowując tym samym całkowitą anonimowość. Wszystkie pojazdy, które były użyte w czasie napadu, zostały zaraz potem całkowicie zniszczone, tak by nie pozostał po nich żaden ślad. Początkowo policja nie miała absolutnie żadnego pojęcia, kim byli sprawcy, a ponieważ w tamtych czasach nie istniały żadne nagrania z monitoringu, śledztwo niemal od razu utknęło w miejscu.

Wcześniej, na kilka tygodni przed planowanym napadem, Nalo i Comfort przeglądali sterty gazet w New York Public Library, by znaleźć informacje o bogatych gościach Pierre Hotel. Dane te pozwoliły im później na identyfikację skrytek w hotelowym sejfie na podstawie kart indeksowych przechowywanych w recepcji. Nie wiedzieli oczywiście, kto dokładnie tego dnia mieszkał w hotelu, ale nie miało to większego znaczenia, gdyż część tych gości była niemal stałymi lokatorami. Niektórzy z nich byli niezwykle bogatymi ludźmi, znanymi na całym świecie.

Brawurowy napad

Przestępcy przybyli limuzyną do hotelu Pierre o godzinie 3.50 nad ranem 2 stycznia. Zostali zatrzymani przez strażnika, któremu powiedzieli, iż należą do grupy doktora Fostera. Strażnik skontaktował się z recepcją i uzyskał potwierdzenie, że doktor Foster był istotnie gościem hotelu. Limuzyna wjechała na parking, gdzie szajka natychmiast sterroryzowała strażnika, a następnie wtargnęła do wnętrza. Cały personel został zakuty w kajdanki i wyprowadzony do oszklonego przedsionka tuż przy recepcji.

Trafiło też tam kilku gości hotelowych. Wszystkim polecono położyć się twarzą do podłogi i zagrożono śmiercią na wypadek złożenia policji jakichkolwiek zeznań. Z drugiej jednak strony włamywacze traktowali swoich zakładników bardzo uprzejmie, zwracając się do nich per „sir” i „madam”. Gdy tylko w recepcji pojawiali się dodatkowi ludzie, byli natychmiast zakuwani w kajdanki i wyprowadzani do alkowy.

Cała operacja trwała nieco ponad 2 godziny. W tym czasie Comfort odpowiadał na wszystkie telefony do recepcji i wysłał nawet jednego ze swoich ludzi do gościa hotelowego, który potrzebował dodatkowej poduszki. W tym czasie reszta gangu wtargnęła do sejfu i zaczęła otwierać skrytki, koncentrując się na ludziach powszechnie znanych w nowojorskich wyższych sferach. Do godziny 6.00 rano złodziejom udało się skutecznie dostać do większości skrytek. W jednej z nich znajdowało się 500 tysięcy dolarów, a w innej – 3 miliony. Ponadto w skrytce należącej do Harry’ego Winstona znajdował się diamentowy naszyjnik o wartości 750 tysięcy dolarów, który należał do austriackiej baronowej von Langendorff.

W sumie złodzieje splądrowali prawie 200 skrytek. Hotel opuścili o godzinie 6.30 rano, zabierając ze sobą gotówkę i liczne kosztowności. Na odchodnym Comfort wręczył każdemu członkowi personelu hotelu banknot 20-dolarowy w ramach zadośćuczynienia za doznany stres. Mniej więcej w tym samym czasie pod hotelem zjawił się radiowóz policyjny, ale nie zatrzymał się, gdyż nie było żadnych widomych znaków tego, że działo się tam coś niezwykłego.

Napad został zaplanowany w taki sposób, że zakończył się przed godziną 7.00 rano. Miało to spore znaczenie, gdyż o tej porze w hotelu pojawiłaby się znaczna liczba pracowników, co byłoby ogromną komplikacją dla przestępców. Kiedy pracownicy ci w końcu przyszli do pracy, po włamywaczach nie było już ani śladu, a ich identyfikacja przez świadków okazała się praktycznie niemożliwa. Z zapisów policyjnych wynika, że żadna z przesłuchiwanych osób nie była w stanie opisać napastników, a wszyscy zdawali sobie sprawę z tego, że szajka działała w swoistym makijażu.

Wielka wpadka

Napad na hotel został wykonany dokładnie tak, jak to zaplanowali rabusie. Nie było absolutnie żadnych problemów, a łup okazał się znacznie większy od spodziewanego. Włamywacze odjechali w siną dal swoją limuzyną i zapewne byłoby to idealne przestępstwo, gdyby nie fakt, iż – jak to zwykle bywa – zaraz potem popełniono kilka kardynalnych błędów. Mafii nie sprawiło większych problemów sprzedanie niemal wszystkich kosztowności, ale komplikację stanowiła pewna okoliczność.

Wspomniane wcześniej 3 miliony dolarów skradzione z jednej ze skrytek składały się z banknotów 500-dolarowych, które zostały wycofane z obiegu 3 lata wcześniej. W związku z tym wymiana tych pieniędzy na inne banknoty wymagała wizyty w banku, co było w oczywisty sposób niebezpieczne i musiało odbywać się stopniowo. Mafia poradziła sobie z tym w ten sposób, że banknoty rozprowadzane były sukcesywnie wśród zaprzyjaźnionych jubilerów, bankierów i szefów różnych firm.

Kluczem do identyfikacji przestępców stał się fakt, iż naszyjnik baronowej został sprzedany gangsterowi z Detroit, który był jednocześnie informatorem FBI. Doprowadziło to do aresztowania Comforta i Nalo. Obaj postanowili dogadać się z prokuraturą w Nowym Jorku. Istnieją w miarę uzasadnione podejrzenia o to, że rodzina Lucchese dała sędziemu sądu na Manhattanie łapówkę w wysokości pół miliona dolarów, w zamian za co obaj podsądni zostali skazani na zaledwie 19 miesięcy więzienia.

Choć skazani współpracowali ze śledczymi i wyjawili tożsamość pozostałych członków szajki, nikt inny nie został w tej sprawie postawiony w stan oskarżenia. Wynika to zapewne z faktu, że ludzie ci byli ochraniani przez mafię, która w tamtych czasach poważnie zinfiltrowała wymiar sprawiedliwości w stanie Nowy Jork.

Gangsterskie porachunki

Podczas gdy Comfort i Nalo „śpiewali” na policji, mafia zajmowała się dystrybucją łupu, ale to również nie odbywało się w idealny sposób. Jeden z członków szajki, najemny morderca Donald Frankos, poczuł się oszukany i zamordował dwóch innych włamywaczy, Alego Bena i Ala Greena. Znacznie później, w roku 1988, nieznany sprawca zastrzelił Nalo, natomiast Comfort zmarł na raka dwa lata wcześniej. O ile wiadomo, zamach na Nalo nie był dziełem Frankosa i był częścią zupełnie innych porachunków.

Dziś jedynym żyjącym uczestnikiem napadu na Pierre Hotel jest Nick „The Cat” Sacco, który w roku 1974 został włączony do Federal Witness Protection Program, w ramach którego dostał od władz nową tożsamość i przepadł bez śladu. Roztoczenie nad nim federalnej ochrony nie miało jednak nic wspólnego z nowojorskim skokiem – chodziło o jego zeznania w sprawie mafijnego morderstwa, w wyniku których jego życie znalazło się w niebezpieczeństwie. Ostatnio Sacco pojawił się ponownie i rozmawiał telefonicznie z Danielem Simonem, który napisał następnie książkę pod tytułem The Pierre Hotel Affair.

Sacco przyznaje, że na akcji zarobił w sumie około 2 milionów dolarów. Łup w ogromnej większości nigdy nie został odzyskany i nie wiadomo dokładnie, w jaki sposób został podzielony wśród wszystkich uczestników. Członkowie szajki byli uzbrojeni, ale broń nigdy nie została użyta. Jednak Sacco twierdzi, iż przestępcy byli gotowi strzelać do policjantów, gdyby zaszła tego rodzaju potrzeba. Ujawnia też fakt, iż wszyscy pasażerowie limuzyny, z wyjątkiem kierowcy, ubrani byli w smokingi oraz mieli na sobie sztuczne brody a także peruki. Ich zamiarem było dokonanie „dżentelmeńskiego napadu”, w ramach którego nikt nie doznaje żadnej szkody. I plan ten w pełni zrealizowali, mimo że w ich gronie było dwóch płatnych morderców.

Zarówno Comfort, jak i Nalo uważali się za przestępców w białych rękawiczkach, ludzi żyjących wprawdzie poza prawem, ale działających według niepisanego dżentelmeńskiego kodu. Ten pierwszy do końca życia twierdził, że napad na Pierre Hotel miał być jego ostatnim przestępczym przedsięwzięciem. Miał zamiar zgarnąć swoje zyski, wycofać się w cień i roztoczyć opiekę nad żoną i dziećmi. Nic z tego nie wyszło. Jeśli chodzi o Nalo, był on dość niezwykłym gangsterem irackiego pochodzenia, który marzył o potędze. Jednak skończył w roli mało prawdopodobnego wcielenia Robin Hooda lub Arsène’a Lupin. Został zlikwidowany z nieznanych powodów, które niemal na pewno nie miały nic wspólnego z nowojorskim atakiem.

Pomijając napad w 1972 roku, Pierre Hotel jest niezwykłą nowojorską instytucją o bogatych tradycjach. Powstał w 1930 roku i gościł wielu znanych ludzi, między innymi prezydenta elekta Richarda Nixona, który mieszkał tam przez kilka miesięcy. Wśród innych gości, niektórych niemal stałych, należy wymienić: wspomnianą już Sophię Loren, Elizabeth Taylor, Aristotle’a Onassisa i Yvesa Saint-Laurenta.

O ile początkowo było tam ponad 700 pokoi, dziś placówka przyjmuje tylko 1989 gości. Hotel obecnie znajduje się w posiadaniu indyjskiego koncernu i nie szczyci się za bardzo faktem, że kiedyś doszło tam do niezwykłego przestępstwa, które pod wieloma względami nie ma sobie równych do dziś. Z drugiej strony, niemal każdy rodzaj reklamy jest pożądany, w związku z czym dzisiejszy personel hotelu chętnie opowiada o wydarzeniach sprzed 49 lat, które przez pewien czas gościły na pierwszych stronach wszystkich gazet.

Krzysztof M. Kucharski

Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama