Na początku lat 70. w Huston zaczęli ginąć nastoletni chłopcy. Policja długo ignorowała zgłoszenia rodziców, którzy domagali się wszczęcia poszukiwań. Policjanci tłumaczyli, że młodociani chętnie uciekają z domu, bo szukają wrażeń i uciekają przed problemami. Nikt nie podejrzewał, że za zaginięciami mógł stać Dean Corll, miejscowy elektryk. Przez rodzinę i sąsiadów uważany był za spokojnego i uprzejmego mężczyznę. Nawet jego była dziewczyna mówiła: „Dean jest najmilszym człowiekiem, jakiego znam”. Jakże wszyscy się mylili...
W środę, 8 sierpnia 1973 roku, około godz. 8.30 dyżurny policjant z komisariatu w Pasadenie odebrał zgłoszenie od młodego chłopaka, Elmera Wayne’a, który przyznał się do zastrzelenia swojego znajomego. Kiedy patrol przyjechał na miejsce, przed biało-zielonym domem stał Elmer, jego dziewczyna, Rhonda, i kumpel, David. Zaś w domu na podłodze leżał zastrzelony 33-letni Dean Corll.
Trójka nastolatków została zabrana na komisariat na przesłuchanie, a pozostali policjanci zaczęli rozglądać się po domu. Ich uwagę zwrócił fakt, że w sypialni wszystko było przykryte plastikową folią. Zdziwiła ich gruba deska ze sklejki z przymocowanymi do niej kilkunastoma parami kajdanek i kablami. Natknęli się też na nóż, ogromny sztuczny penis i taśmę klejącą. Ale jeszcze wtedy nie wiedzieli, że za pojedynczym morderstwem kryje się jeszcze bardziej makabryczna zbrodnia: gwałty i morderstwa na nieletnich. A ich główny sprawca leży martwy.
(Nie)słodkie dzieciństwo
W Wigilię 1939 roku Mary i Arnoldowi Corllom urodził się drugi syn. Dali mu na imię Dean. Rodzina mieszkała wtedy w Fort Wayne w stanie Indiana. Szybko okazało się, że niezgodność charakterów uniemożliwia Mary i Arnoldowi wspólne życie. Kiedy Dean miał 6 lat, rodzice rozwiedli się, a obydwaj synowie zostali z matką. Corllowie postanowili jednak, że dadzą sobie jeszcze jedną szansę, w nowym miejscu. W 1950 roku przeprowadzili się do Huston w stanie Teksas. Szybko przekonali się, że nie wchodzi się dwa razy do tej samej rzeki. Mary znalazła sobie kochanka, z którym zamieszkała.
Dean był bardzo ładnym chłopcem, ale słabego zdrowia, miał szmery w sercu. W szkole nie należał do najlepszych uczniów, ale był zawsze grzeczny i uprzejmy, więc bez problemu przechodził z klasy do klasy. Pod koniec lat 50. matka Deana zaczęła piec domowe ciasteczka z orzechami. Chłopiec zaś roznosił ciasteczka po okolicznych klientach aż do 1960 roku, kiedy to wyjechał do Indianapolis, by zająć się owdowiałą babcią.
Miły pan od ciasteczek
Kiedy wrócił po dwóch latach, okazało się, że biznes matki rozkwitł. Domowa kuchnia zamieniła się w piekarnię, garaż przerobiono na sklep. 23-letni wówczas Dean wciąż pomagał matce wypiekając w nocy ciastka, natomiast w dzień pracował w Houston Power and Light. W 1964 został powołany do wojska, ale po roku zwolniono go ze służby. Był znowu potrzebny matce, która rozwiodła się z drugim mężem i przeniosła fabrykę słodyczy na ulicę West 22, niedaleko szkoły podstawowej. Dean zapraszał jej uczniów na darmową degustację wypieków. To właśnie wtedy zaczęto go nazywać Candy Man. Wszyscy myśleli, że Dean jest miłym i uprzejmym mężczyzną, który po prostu lubi dzieci, i nikt nie podejrzewał, że wkrótce okaże się zwyrodnialcem, którego zbrodnie wstrząsną okolicą.
Po rozpadzie trzeciego małżeństwa Mary zamknęła fabrykę i wyjechała do Kolorado. Dean został sam i wreszcie nie musiał robić tego, co mu kazano. Przez wiele lat udawało mu się jednak zachowywać pozory. Chodził do pracy, miał nawet dziewczynę, Betty Hawkins, rozwódkę z dwójką dzieci. Spotykali się przez 5 lat. Kiedy został zamordowany, to ona twierdziła, że Dean nie jest katem, tylko ofiarą.
Policjantom zeznała wówczas: – Dean był jednym z najmilszych ludzi, jakich znałam. Jeśli coś miał, a ktoś tego potrzebował, dawał mu to. Z tego, co wiem, nie miał żadnego hobby, poza pomaganiem innym ludziom. Przez te pięć lat musiał mieć z pięć telewizorów. Za każdym razem, kiedy u niego byłam, znikał jego telewizor. Ktoś przychodził i mówił, że potrzebuje telewizora, a on mu go dawał.
Hawkins przyznała, że przez te 5 lat nigdy nie uprawiali seksu, co najwyżej przytulali się i całowali, Podobno Dean nie uznawał seksu przedmałżeńskiego…
Drugie życie Deana
Z czasem jednak do policjantów zaczęły dochodzić informacje o tzw. drugim życia Corlla. Guy, nastoletni homoseksualista, twierdził, że Dean często uprawiał z nim seks w publicznej toalecie. Zeznał też, że mężczyzna był zawsze wobec niego bardzo delikatny i miły, nigdy nie zdradził żadnych oznak przemocy. Guy postrzegał go raczej jako osobę pozbawioną pewności siebie i przewrażliwionego: – Był niezwykle czuły na punkcie swojego wieku, wyglądu, tego czy wygląda młodo, czy aby na pewno jego włosy wyglądają dobrze. Zawsze oczekiwał komplementów.
Ale dziwiło Guya to, że Dean nigdy nie chciał go zaprosić do swojego domu ani przedstawić swoim przyjaciołom. Guy wiedział tylko, że jeden z nich to Wayne. Ten sam, który go później zastrzelił.
Dostawcy ofiar
Elmer Wayne i David Brooks pochodzili z patologicznych rodzin. Przesiadywali u Corlla, palili z nim trawkę i pili alkohol. Często Dean dawał im zarobić. Fucha polegała na tym, że chłopcy jeździli samochodem Corlla po biedniejszych dzielnicach Huston i porywali swoich rówieśników. Za każdego dostawali po kilkaset dolarów. Pierwszą ofiarą był 18-letni Geoffrey Konen, który zaginął 25 września 1970 roku. Kolejni to dwaj 14-latkowie – James Glass i Danny Yates. W sumie między wrześniem 1970 a sierpniem 1973 roku Wayne i Brooks dostarczyli Corllowi 28 ofiar, z których najmłodsi, David Hilligiest i James Dreymala, mieli po 13 lat, a najstarszy, Raymond Blackburn, był 20-latkiem.
W dniu, kiedy Wayne przyznał się do morderstwa, zaczął opowiadać policjantom, kim naprawdę był Dean Corll. Ci jednak nie dawali mu wiary, uważali, że to typowe, iż sprawca chce zrzucić winę na ofiarę. Jednak akcesoria znalezione w sypialni zamordowanego nie dawały im spokoju. Kiedy chłopak zaczął mówić o zwłokach zakopanych w schowku na łodzie – postanowili sprawdzić ten trop. Śledczy wraz z Waynem udali się do przystani jachtowej należącej do firmy Southwest Boat Storage. Zaczęli kopać w kontenerze nr 11 należącym do Corlla. Po przekopaniu warstwy wapna natrafili na zafoliowane zwłoki nastolatka. Pod nim znajdował się kolejny szkielet. W sumie wykopano tam 17 ciał. Pozostałe 11 ciał wykopano w okolicy jeziora Sam Rayburn oraz na plaży High Island.
Wyroki
Początkowo Wayne przyznał się tylko do dostarczania ofiar. – Czuję się winny, tak jakbym zabił tych chłopców własnymi rękami. Spowodowałem to, że są martwi. Zaprowadziłem ich do Deana – zeznał. Twierdził, że nie uczestniczył w torturowaniu i mordowaniu, że był jedynie świadkiem. Kiedy jednak usłyszał, iż David Brooks złożył pełne zeznanie – złamał się i również przyznał do brania udziału w znęcaniu się oraz w morderstwach. Przerażające jest to, że chłopcy rekrutowali swoich znajomych, często takich, których znali od dzieciństwa, doskonale zdając sobie sprawę, że będą oni torturowani i zostaną zabici.
Wayne zastrzelił Corlla w samoobronie. Podobno wraz z Davidem już wcześniej planowali go zabić – bali się o własne życie. Nie była to jednak dla sądu okoliczność łagodząca. Po przyznaniu się do zamordowania i torturowania ofiar Elmer został skazany na sześć wyroków po 99 lat więzienia, a David – na dożywocie. Główny oprawca już nie żył.
Wszystkie wnioski o przedterminowe zwolnienie składane przez adwokatów Wayne’a i Brooksa są odrzucane przez specjalną komisję ds. przedterminowych zwolnień. Za każdym razem na jej posiedzenie udają się rodzice Marka Scotta, który został zamordowany 20 kwietnia 1972 roku. Chcą się upewnić, że wniosek zostanie odrzucony, a sprawa nie zostanie zapomniana.
Małgorzata Matuszewska