Chicagowskie kuratorium (CPS) mierzy się z potężnym wyzwaniem: zaplanowany na styczeń i luty powrót dzieci do szkół jest torpedowany przez związek zawodowy nauczycieli (CTU), trzeba zatrudnić 2 tys. osób, a pod szkolne dachy zamierza powrócić tylko jedna trzecia dzieci i młodzieży z dystryktu. Jakby tego było mało, CPS znalazł się w ogniu krytyki i stoi w obliczu kłopotów wizerunkowych związanych ze znaczną podwyżką pensji szefowej instytucji, Janice Jackson.
80 tys. uczniów, czyli około 37 proc. wszystkich dzieci uczących się w Chicago Public Schools planuje wrócić do nauki stacjonarnej po ponownym otwarciu szkół. Dane dystryktu wskazują na to, że największy chicagowski dystrykt edukacyjny i trzeci pod względem wielkości dystrykt w Stanach Zjednoczonych podzieli los podobnie dużych i zróżnicowanych okręgów w kraju – do nauki stacjonarnej nie powrócą w większości dzieci z rodzin mniejszości rasowych – Afroamerykanów i Latynosów i Azjatów – grupa ta stanowi jedną trzecią wszystkich dzieci powracających do szkół. Specjalistów martwi również fakt, że do szkół powróci niewielu uczniów uczących się języka angielskiego, dzieci z rodzin z niskimi dochodami oraz dzieci bezdomnych.
CPS planuje w styczniu przyjąć do szkół przedszkolaki (Pre-K) i dzieci uczące się w ramach programów specjalnych (Special Ed), a w lutym – wszystkich uczniów podstawówek (K-8) i deklaruje, że stanie się tak niezależnie od tego, ilu uczniów powróci do ławek szkolnych – nawet jeśli będzie to mała ich część, szkoły zostaną otwarte.
Krytyczne zdanie na temat planu CPS ma związek zawodowy nauczycieli (CTU), który konsekwentnie torpeduje wysiłki CPS.
CTU stawia warunki
CTU przedstawił niedawno listę niezbędnych warunków, których spełnienia oczekuje przed powrotem dzieci do szkolnych ławek. Wysunięte żądania związku zawodowego, zatwierdzone przez 800 członków organizacji, podzielone są na trzy kategorie: bezpieczeństwo, równość i zaufanie. Nauczyciele żądają m.in.: zaprzestania nauczania symultanicznego (równocześnie w klasie i zdalnie), skrócenie czasu nauczania o jedną godzinę dziennie. CTU domaga się również jasnych kryteriów zdrowia publicznego dotyczących otwierania i zamykania szkół i proponuje 3 proc. wskaźnik zachorowalności jako granicę, na podstawie której podejmowano by decyzję. Średnia zachorowalności w mieście wyniosła w ostatni czwartek 13,1 proc.
Inne propozycje CTU w kwestii bezpieczeństwa obejmują protokoły dotyczące masek, sprzątania, badań przesiewowych, środków ochrony indywidualnej, dystansowania społecznego i wentylacji. CPS zapowiedziało, że podejmie działania we wszystkich tych kwestiach, ale związek twierdzi, że zasady CPS nie są dość rygorystyczne.
CTU żąda również, żeby co tydzień testowano 25 proc. nauczycieli dystryktu, ze szczególnym uwzględnieniem społeczności bardziej narażonych. CTU żąda również szeroko zakrojonego śledzenia kontaktów oraz po udostępnieniu szczepionki, dostępu do niej, począwszy od dzielnic, które zostały najbardziej dotknięte przez wirusa.
Związek wzywa również do utworzenia wspólnej komisji CPS-CTU ds. COVID-19, w skład której weszliby niezależni eksperci, którzy mogliby przeprowadzać inspekcje, badania i wydawać dyrektywy, a także prosi o obecność rodziców, członków społeczności, dyrektorów i specjalistów przy stole negocjacyjnym. CTU chce również utworzenia komisji ds. bezpieczeństwa w każdej szkole.
Prezes CTU Jesse Sharkey powiedział w transmisji na żywo do członków związku zawodowego kilka dni temu, że nie chciał, żeby Lightfoot forsowała narrację, iż szkoły są zamknięte z powodu związku. Zamiast tego chciał jasno powiedzieć, że pandemia zmusza do zamykania szkół i złe warunki zdrowia publicznego powstrzymują je przed ponownym otwarciem.
Na początku tego tygodnia CTU złożyło skargę w stanowej Edukacyjnej Radzie ds. Relacji Pracowniczych (Illinois Educational Labor Relations Board), domagając się wydania nakazu przeciwko planowanemu ponownemu otwarciu CPS w styczniu. Rada odrzuciła drugi już wniosek związku w czwartek po południu. „Ponieważ zdecydowana większość uczniów zostanie w domu, zmuszenie wszystkich nauczycieli do wejścia do budynków szkolnych w rzeczywistości zaszkodzi edukacji większej liczby dzieci” – powtarzał Jesse Sharkey, który w ubiegłym tygodniu zapowiadał również wewnętrzną dyskusję związku na temat dalszych kroków organizacji. Obserwatorzy wśród możliwości wymieniają strajk generalny, mimo tego, że związek CTU deklaruje nieprzerwane negocjacje z kuratorium CPS.
Przygotowania CPS
Tymczasem CPS prowadzi szeroko zakrojone przygotowania do powrotu dzieci do szkół i zmierzenia się z wyzwaniem nauczania symultanicznego, odrzucanego przez CTU. Janice Jackson zapowiedziała właśnie szkolenie w zakresie takiego nauczania, obowiązkowe dla wszystkich nauczycieli. Chicagowskie Szkoły Publiczne jednak przede wszystkim zamierzają zatrudnić 2 tys. nowych pracowników, którzy podejmą się obowiązków związanych z pandemią i uzupełnią braki kadrowe po powrocie dzieci do szkół w styczniu. Połowa miejsc pracy, płatnych 15 dolarów za godzinę, obejmuje nadzorowanie uczniów w klasach, w których nauczyciele przeprowadzają lekcje zdalnie, monitorowanie dystansowania społecznego i noszenia masek oraz przeprowadzanie badań lekarskich. Druga połowa nowych miejsc pracy to tak zwani „nauczyciele zastępczy”, którzy są licencjonowanymi edukatorami i będą pracować w szkołach, aby wzmocnić szeregi nauczycieli w dystrykcie. Te stanowiska są tymczasowe, ale otrzymują świadczenia. W przeciwieństwie do zwykłych etatów dla pracowników miejskich, żadne z nowych stanowisk nie wymaga zamieszkania w Chicago.
Podwyżka dla szefowej CPS
Pomiędzy informacjami o problemach szkolnictwa znajduje się jeszcze jedna, która prawdopodobnie przyniesie kuratorium kryzys wizerunkowy. W czwartek media podały do publicznej wiadomości, że szefowa kuratorium Janice Jackson dostała 40 tys. dolarów podwyżki zatwierdzonej już przez miejską radę szkolną. Roczne zarobki Jackson wyniosą w trudnym roku pandemii 300 tys. dolarów. Członkowie rady argumentują, że wysiłki i działania Jackson są uznawane i naśladowane przez specjalistów ds. edukacji z innych dużych dystryktów w kraju, należy więc wyrównać jej zarobki do poziomu zarobków osób na podobnych stanowiskach, a ci, zarządzający podobnej wielkości dystryktami zarabiają około 350 tys. dolarów rocznie.
Janice Jackson nie odnosi się do sprawy. Powtórzyła natomiast w tym tygodniu, że dane z całego kraju i naszego stanu wskazują na to, iż szkoły można bezpiecznie otworzyć przy zachowaniu odpowiednich protokołów bezpieczeństwa mających zapobiegać lub przynajmniej spowolnić rozprzestrzenianie się COVID-19. „Wiem, że będzie to skomplikowany proces i że być może pierwsze dwa tygodnie będą trudne, tak, jak podczas każdego roku szkolnego” – przyznała Jackson. „Ale wiem, że po pewnym czasie będziemy mogli robić to bezpiecznie i zapewnić naszym dzieciom edukację, na którą zasługują.”
Kryzys goni kryzys, prognozy dotyczące powrotu dzieci do szkół są niepewne. Impas w CPS trwa.
Katarzyna Korza
[email protected]
Reklama