Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama
czwartek, 14 listopada 2024 19:01
Reklama KD Market

Kurort szpiegów

W roku 1974 grupa włoskich inwestorów zbudowała nad Morzem Czerwonym w Sudanie szczególny ośrodek wczasowy Arous. Składał się z 15 malowniczych domów, kuchni oraz obszernej jadalni z wyjściem na plażę. Było to dość dziwne miejsce na wczasowy kurort – domy powstały w terenie pustynnym i nie było zasadniczej infrastruktury. W roku 1980 zjawił się tam agent izraelskiego wywiadu Mossad, co doprowadziło do szeregu niezwykłych wydarzeń... Wcześniej, mimo braku choćby utwardzonych dróg czy kanalizacji, w latach 1974-79 Włosi prowadzili ten ośrodek z jakim takim powodzeniem. Elektryczność dostarczana była przez zainstalowany generator, a wodę pitną sprowadzano z miasta Port Sudan, oddalonego o 70 kilometrów. Jednak po pewnym czasie doszło do konfliktu inwestorów z miejscowymi władzami, co ostatecznie doprowadziło do porzucenia placówki. W latach 1979-80 pozostawała więc całkowicie opuszczona. Do czasu, gdy pojawił się tam przypadkowo Dani Limor, wspomniany już funkcjonariusz tajnych służb Izraela. Ucieczka z Etiopii Historycy nie wiedzą dokładnie, w jaki sposób w Etiopii znalazły się tysiące Żydów należących do grupy zwanej Domem Izraelitów (Beta Israel). Przez wiele lat zakładano, że pojawili się tam mniej więcej w roku 950 przed naszą erą i byli uchodźcami szukającymi schronienia przed wojnami domowymi na terytorium dzisiejszego Izraela. Na początku lat 70. pojawiła się teoria, zgodnie z którą etiopscy Żydzi stanowili jedną z 10 sekt zaginionych w VIII wieku p.n.e. po inwazji na ówczesne królestwo Izraela. W Etiopii ludzie ci praktykowali tzw. biblijny judaizm i zbierali się na modły w budynkach przypominających synagogi. Jednak pozostawali przez wieki na tyle izolowani od reszty społeczności żydowskiej, że w przeszłości sądzili nawet, iż są jedynymi Żydami w skali całego globu. W drugiej połowie XX wieku życie członków Domu Izraelitów w Etiopii stawało się coraz trudniejsze. Byli obiektem prześladowań, a kraj nękany był wojnami oraz powtarzającymi się klęskami głosu. Jednak o jakimś masowym exodusie do Izraela nie było mowy, gdyż Etiopia nigdy by się na to nie zgodziła. W roku 1977 jeden z przywódców etiopskiej społeczności żydowskiej, Ferede Aklum, uciekł do Sudanu. Nie mógł tam jednak liczyć na jakiekolwiek schronienie, gdyż znalazł się w kraju na wskroś muzułmańskim, w którym oficjalnie Żydów nie było. Jego celem było przedostanie się do Izraela. Zaczął pisać listy do licznych organizacji humanitarnych z prośbą o pomoc, a jeden z tych listów został przechwycony przez Mossad i przekazany ówczesnemu premierowi Izraela Menachemowi Beginowi. Sprawa ta zainteresowała izraelskiego przywódcę. Sam był zbiegiem z ogarniętej faszyzmem Europy (urodził się w Brześciu Litewskim, a przed wojną studiował prawo w Warszawie) i uważał państwo żydowskie za miejsce schronienia wszystkich Żydów, niezależnie od ich pochodzenia. Begin polecił Mossadowi, a w szczególności Daniemu, by odnalazł w Chartumie Ferede i wspólnie z nim opracował plan zorganizowania ucieczki wszystkich uchodźców żydowskich z Sudanu do Izraela. Znalezienie Ferede nie było łatwym zadaniem, gdyż izraelscy agenci musieli działać w pełnej konspiracji. Ostatecznie jednak Dani spotkał się z etiopskim zbiegiem i poinformował go o gotowości Izraela do ewakuacji z Sudanu wszystkich Żydów, którzy zdołają tam dotrzeć z Etiopii. Ferede zaczął swoimi tajnymi kanałami zachęcać swoich etiopskich pobratymców, by uciekali do Sudanu. Był jednak oczywisty problem. Dani nie miał jeszcze żadnego pomysłu na to, w jaki sposób zbiegowie zostaną przewiezieni z Sudanu do Izraela. I to właśnie dlatego badał sudańskie wybrzeże, szukając odludnej plaży, gdzie mogłoby dojść do lądowania izraelskich sił specjalnych. Istniała też dodatkowa, istotna trudność. Członkowie Domu Izraelitów musieli iść z Etiopii do Sudanu na piechotę, pokonując dystans 800 km w niezwykle trudnych warunkach. Następnie musieli czekać na ewakuację, skrzętnie ukrywając swoją tożsamość i wyznanie. Gdy Dani zobaczył porzucony ośrodek wczasowy Arous, wpadł na niezwykle śmiały i ryzykowny pomysł. Uznał, że jeśli uda mu się wejść w posiadanie tego miejsca, będzie to idealna „przykrywka” dla działań zmierzających do wywozu żydowskich uciekinierów z Sudanu do Izraela. W ten sposób doszło do nagłego wskrzeszenia kurortu. Mossad zorganizował ekipę pod dowództwem Daniego, której celem było odremontowanie ośrodka. Przemycono do niego drogą morską wiele izraelskiego sprzętu, między innymi klimatyzatory, silniki do motorówek, deski do windsurfingu, itd. Ponadto zatrudniono 15 lokalnych mieszkańców (kelnerów, sprzątaczki, szefa kuchni, kierowcę, etc.). Żaden z tych ludzi nie wiedział, kim naprawdę byli ich mocodawcy. Jedynym miejscem w Arous, które było niedostępne dla niewtajemniczonych, pozostawał magazyn ze „sprzętem do nurkowania”. Tam przechowywane były nadajniki radiowe, przez które agenci porozumiewali się z bazą w Tel Awiwie. Cały projekt był na tyle tajny, że nie wiedział o nim nikt poza kilkoma członkami dyrekcji Mossadu. Szpiedzy pracujący w Arous nie mogli zdradzić swojej misji nawet najbliższej rodzinie. Premier Begin wiedział wprawdzie o prowadzonych działaniach, ale tylko w dość ogólnym sensie. Wakacyjna fikcja W różnych europejskich biurach podróży na początku lat 80. zaczęły pojawiać się kolorowe broszury zachęcające do spędzenia wakacji w „przepięknym miejscu w Sudanie, idealnym dla miłośników zacisznych plaż, nurkowania i niezapomnianych widoków”. Wkrótce do Arous zaczęli przyjeżdżać turyści. Dotarcie do ośrodka było wprawdzie trudne, ale ci, którzy się na tę wyprawę decydowali, mogli liczyć na zaciszne lokum, doskonałe wyżywienie i liczne atrakcje wodne. Z wszystkiego tego zadowolone było też sudańskie ministerstwo turystyki, które wydzierżawiło Arous grupie europejskich inwestorów, by ci skutecznie sprowadzili do Sudanu zagranicznych turystów. Dani, pozujący na szefa szwajcarskiego towarzystwa turystyki, przekonał Sudańczyków, że będzie w stanie wskrzesić Arous i zrobić z tego miejsca międzynarodową atrakcję. Zapłacił za dzierżawę 250 tysięcy dolarów. Rzeczywistość wyglądała jednak zupełnie inaczej. Wszyscy „europejscy inwestorzy” byli agentami izraelskiego wywiadu. Arous prowadzony był przez Mossad, czyli prawie cały personel składał się ze szpiegów. Przyjeżdżający tam turyści nie mieli pojęcia o tym, że ośrodek, w którym przebywają, w gruncie rzeczy służy zupełnie innym celom. A cele te były trudne do zrealizowania. W dzień kurort do złudzenia przypominał typowy ośrodek turystyczny. Jednak przynajmniej raz w tygodniu, nocą, grupa agentów udawała się do miejsca zwanego Gedaref, skąd zabierani byli żydowscy uciekinierzy z Etiopii. Konwojem ciężarówek wieziono ich przez dwa dni do nadbrzeżnego miejsca położonego w pobliżu Arous. Tam zjawiały się po pewnym czasie pontony izraelskich sił specjalnych, które zabierały uchodźców na pokład izraelskiego okrętu Bat Galim. Wszystko to było możliwe z dwóch powodów. Po pierwsze, Mossadowi udało się zorganizować w Sudanie swoistą bazę całej tej operacji. Po drugie, transport etiopskich Żydów odbywał się w terenie pustynnym i bardzo odludnym, gdzie w zasadzie nie ma większych skupisk ludności, posterunków policji, baz wojskowych, itd. Nie zmienia to jednak faktu, iż była to działalność niezwykle ryzykowna. W marcu 1982 roku sudański patrol wojskowy zauważył na plaży grupę ludzi wsiadających do pontonów. Wojskowi myśleli, że mają do czynienia z przemytnikami i oddali do nich ogień. Jednak wszystkim pontonom udało się skutecznie wypłynąć na morze. Wkrótce po tym zdarzeniu szefowie Mossadu zdecydowali, że dalsze transporty będą odbywać się drogą powietrzną. W związku z tym agentom w Arous polecono znalezienie odpowiedniego pustynnego lądowiska dla samolotów transportowych C130 Hercules. Wybór padł na porzucony przed laty pas startowy, zbudowany przez Brytyjczyków w czasie II wojny światowej. Pierwszy izraelski samolot wylądował tam pod osłoną nocy w maju 1982 roku. Pas był bardzo miernie oświetlony, a żadne naziemne urządzenia nawigacyjne nie istniały, co powodowało, iż lądowania tam były niebezpieczne. W sumie jednak maszyny C130 z Izraela wykonały z powodzeniem 17 lotów, choć po dwóch pierwszych lotach postanowiono przenieść lądowisko bliżej Gedarefu, gdzie warunki były jeszcze gorsze. Tajne loty Pod koniec 1984 roku sytuacja w Sudanie zaczęła się dramatycznie zmieniać. W kraju ogłoszono stan klęski głodu, a pod naciskiem rządu USA ówczesny prezydent, generał Jaafar Nimeiri, zgodził się na ewakuację lotniczą ludności żydowskiej z Chartumu do Europy. Nie chciał jednak, by jego decyzja została ujawniona, gdyż obawiał się negatywnej reakcji ze strony państw arabskich. W sumie odbyło się 28 tajnych lotów z Chartumu do Brukseli, skąd uchodźcy przewożeni byli do Izraela. Niestety 5 stycznia 1985 roku w gazetach pojawiły się pierwsze informacje o tych lotach, co spowodowało, że Nimeiri natychmiast je zawiesił i stanowczo zaprzeczył, by kiedykolwiek zgodził się na tę operację. Mimo to dwa miesiące później na prośbę wiceprezydenta George’a H. Busha odbył się jeszcze jeden, ostatni lot, który z Chartumu do Izraela zawiózł prawie 500 uchodźców. Przez cały ten czas „kurort” Arous działał nadal, ale sytuacja stała się dość groźna z chwilą, gdy w kwietniu 1985 roku Nimeiri został obalony przez grupę oficerów armii, którzy natychmiast ogłosili akcję na rzecz wyrugowania z Sudanu wszystkich agentów Mossadu, zarówno prawdziwych, jak i urojonych. W związku z tym szefowie izraelskiego wywiadu postanowili ewakuować swoich agentów, co nastąpiło tuż po świętach wielkanocnych. W nocy na północ od ośrodka wylądował raz jeszcze samolot C130, który zabrał do Jerozolimy wszystkich „pracowników” kurortu. W ten sposób następnego ranka przebywający w Arous turyści nagle zorientowali się, że ich gospodarze przepadli bez śladu. Wyjazd z Arous zabrał im wiele dni. Dziś ośrodek jest całkowicie porzucony i mocno zdewastowany. Nic nie wskazuje na to, by miał zostać kiedykolwiek wyremontowany. Pracującym tam agentom Mossadu udało się wywieźć z Sudanu do Izraela ponad 7 tysięcy etiopskich Żydów, a w sumie ewakuacja, z uwzględnieniem lotów do Europy, objęła około 18 tysięcy ludzi. 1500 uchodźców zginęło w czasie pieszej podróży z Etiopii do Sudanu, najczęściej z powodu wycieńczenia lub chorób, choć zdarzały się również przypadki porwań. Jeśli chodzi o Ferede Akluma, został on zdemaskowany w Sudanie w 1980 roku i musiał być błyskawicznie ewakuowany do Izraela, gdzie zmarł w 2009 roku i jest dziś uważany za bohatera narodowego. Daniel Limor, czyli Dani, w Mossadzie pracował przez 25 lat, a gdy przeszedł na emeryturę, stał się doradcą biura izraelskiego premiera. Stoi też na czele kilku organizacji. Na podstawie jego opowieści w Netflixie pokazany zostanie wkrótce film pt. The Red Sea Diving Resort, który jednak już teraz jest mocno krytykowany. Głównie za to, że koncentruje się za bardzo na roli Mossadu, a nie na losie etiopskich Żydów, którzy są głównymi bohaterami wszystkich tych wydarzeń. Poza tym film nie do końca trzyma się tego, co się rzeczywiście wydarzyło, czyli koloryzuje rzeczywistość i wprowadza czysto fikcyjne wątki. Andrzej Heyduk
Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama