Kiedy Jezus został ukrzyżowany, Maria Magdalena była jedną z niewielu, którzy zostali na wzgórzu Golgoty, aby oglądać tę straszną scenę. Piotr i inni apostołowie gdzieś się pochowali. Został tylko najmłodszy z nich, Jan, ukochany uczeń Jezusa. Oprócz niego same kobiety...
Wszyscy czterej Ewangeliści, każdy na swój sposób, opowiadają o kobietach pod krzyżem. U św. Marka czytamy: „Były tam również niewiasty, które przypatrywały się z daleka, między nimi Maria Magdalena, Maria, matka Jakuba Mniejszego i Józefa, oraz Salome. One to, kiedy przebywał w Galilei, towarzyszyły mu i usługiwały. I było wiele innych, które razem z Nim przyszły do Jerozolimy”.
Na podstawie samej wzmianki o ich obecności w pobliżu krzyża można się domyślać, jak wielkim wstrząsem były dla tych kobiet wydarzenia męki i śmierci Jezusa.
Pusty grób
Nazajutrz po zdjęciu Jezusa z krzyża Maria Magdalena przyszła do Jego grobu w ogrodzie, aby namaścić ciało. I odkryła, że grób jest pusty, ciało Jezusa zniknęło. Ewangelia według św. Jana daje najpełniejszą relację z tego wydarzenia. Widząc pusty grób, Maria Magdalena pobiegła do miejsca, gdzie gromadzili się uczniowie Jezusa, aby przekazać im tę wiadomość. Nie uwierzyli jej.
Piotr i drugi uczeń poszli z nią do grobu, żeby to osobiście sprawdzić. Kiedy weszli do grobu wykutego w skale, Piotr zobaczył zrzucony całun i rozgniewał się. Uznał, że grób został okradziony i zbezczeszczony. Dwóch uczniów odeszło, nie odzywając się do Marii Magdaleny, jakby ona była cokolwiek temu winna.
Maria Magdalena zapłakana, do tego niezbyt przyjemnie potraktowana przez Piotra – tego, do którego Jezus powiedział w Ogrodzie Oliwnym, że nim kogut po raz trzeci zapieje, wyrzeknie się Jezusa, co też się stało – została sama obok grobu. Nagle wyczuła czyjąś obecność i ktoś ją zapytał, dlaczego płacze. Myślała, że to ogrodnik. Odpowiedziała: „Zabrano ciało mojego Pana, a ja nie wiem, gdzie ono jest”. Wtedy „ogrodnik” wymówił jej imię.
Natychmiast rozpoznała głos. Odwróciła się i zobaczyła Jezusa powstałego ze zmarłych. Zaskoczona, uradowana, wyciągnęła do niego rękę. Jezus powstrzymał ją: „Nie dotykaj mnie”. Zrobił to prawdopodobnie dlatego, że według wierzeń żydowskich krew przelana podczas ukrzyżowania czyniła go nieczystym. Następnie wysłał Marię Magdalenę do uczniów, aby powiedziała im, że powstał z martwych.
To był centralny moment, najważniejsza chwila, która powiodła chrześcijaństwo w nowym, ważnym kierunku. To, że Jezus został w cudowny sposób wskrzeszony z martwych, oznaczało, że Jego misja nie była porażką. A tak z początku myśleli Jego uczniowie, gdy zobaczyli, że skonał na krzyżu. Tymczasem ta śmierć i zmartwychwstanie okazały się „sukcesem”. Mały ruch żydowskich zwolenników Jezusa przekształcił się w całkowicie nową religię, która znajdowała coraz więcej wyznawców.
Oczernianie i rehabilitacja
Maria Magdalena była bezpośrednim świadkiem najważniejszych wydarzeń w życiu Jezusa. Była jedną z kilku ostatnich osób, które Go widziały na ziemi – tak za życia Jezusa, jak i po Jego śmierci na krzyżu. Mimo to postać Marii Magdaleny została zmarginalizowana w chrześcijańskiej religii.
Jezus i Maria Magdalena dobrze się znali. Dowodem na to są cztery Ewangelie. W każdej z nich Maria Magdalena jest niejednokrotnie wspominana. Dlaczego więc później nie tylko została zmarginalizowana, ale bywała oczerniana?
To oczernianie trwało przez setki lat. W sztuce religijnej przedstawiano ją jako kobietę upadłą, grzesznicę. To dziwne, ponieważ w żadnej Ewangelii nie ma choćby wzmianki, że to właśnie Maria Magdalena była kobietą upadłą – tak wówczas nazywano prostytutki.
W Ewangelii według św. Łukasza występuje grzesznica, ale bez imienia. Wytarła stopy Jezusa swymi włosami. Nie wiadomo, dlaczego – bo nie ma na to żadnych dowodów – ale pod koniec VI wieku papież Grzegorz Wielki ogłosił oficjalnie, że ową grzesznicą bez imienia, kobietą upadłą, jest Maria Magdalena. To spowodowało, że została zepchnięta na margines religii katolickiej.
Tylko, trzeba przyznać, wielu teologów, także poetów i artystów malarzy, jakoś intuicyjnie nie wierzyło w prawdziwość orzeczenia Grzegorza Wielkiego. I pod koniec XVII wieku papież Klemens IX, o dziwo, zaliczył Marię Magdalenę w poczet świętych. Została patronką Florencji i Neapolu.
Podczas Soboru Watykańskiego II w 1969 roku – po ponad 1300 latach! – papież Paweł VI wydał deklarację rehabilitacji Marii Magdaleny. Jasno oświadczył, że nie była ową grzesznicą, za jaką ją niegdyś uznano. A w 2016 roku Watykan, zgodnie z wolą papieża Franciszka, wydał dekret, który przypomniał znaczenie Marii Magdaleny w ukazywaniu godności kobiet i ich roli w działalności ewangelizacyjnej Kościoła.
W otoczeniu Jezusa znajdowało się wiele kobiet. Dzięki Ewangeliom znane są z imienia. Były Jego uczennicami. Także dostarczały Jezusowi wsparcia materialnego, udzielały mieszkania i pożywienia. Jezus bardzo je cenił.
Po odejściu Jezusa kobiety w zgromadzeniach chrześcijańskich były z każdym rokiem coraz mniej doceniane. Już nie było mowy, żeby one nauczały. Jeszcze tylko święty Paweł postawił kilka kobiet na czele zborów chrześcijańskich.
Wczesnym Kościołem rządzili mężczyźni. Podobnie jak całym światem. Mężczyźni byli aktywni, wojowniczy. Kobiety odgrywały pośledniejsze role. Miały zajmować się domem, dziećmi, zamiatać w kościele. Dla pierwszych biskupów wspólnot chrześcijańskich było nie do pomyślenia, żeby kobieta była ważną postacią w zgromadzeniu, a tym bardziej w historii chrześcijaństwa. Z wyjątkiem Marii, matki Jezusa.
Główni uczniowie, apostołowie, musieli być mężczyznami – choć w żadnej Ewangelii nie zostało to powiedziane. To uzasadniało obecność mężczyzn na stanowiskach kapłanów, biskupów, papieży. Kobiety zostały wykluczone z urzędów kościelnych.
Obecny papież Franciszek chciałby widzieć więcej kobiet w Kościele, nie tylko po jednej stronie ołtarza. Nie, żeby od razu były kapłanami, jak to jest u protestantów. Ten pomysł nie podoba się wielu biskupom i kardynałom.
Ryszard Sadaj
Reklama