Osoby starające się o wizę do USA – pracowniczą lub studencką – już wkrótce będą musiały podać szczegóły dotyczące swojej aktywności w mediach społecznościowych w ciągu 5 lat poprzedzających złożenie wniosku. W ten sposób wchodzą w życie przepisy, które administracja zgłosiła już w marcu ubiegłego roku.
Trzeba będzie także poinformować amerykańskich urzędników o używanych w tych czasie adresach poczty elektronicznej oraz numerach telefonów. Osoby przyłapanie na kłamstwie będą musiały liczyć się z ,,poważnymi konsekwencjami” – ostrzegają władze.
Wszyscy jesteśmy terrorystami?
Poprzednio podobne wymagania dotyczyły osób podejrzewanych o powiązania z grupami terrorystycznymi, czyli przede wszystkim obywateli krajów uznanych przez USA za ogniska światowego terroryzmu (Irak, Syria, Iran, Sudan, Libia, Somalia oraz Jemen). Teraz wymóg ten dotyczy praktycznie wszystkich osób starających się o przyznanie amerykańskiej wizy. Do wyjątków należeć będą występujący o wizy dyplomatyczne oraz niektórych wiz wydawanych w celach oficjalnych.
Oprócz podania danych dotyczących aktywności online, osoby występujące o wizy będą musiały poddać się dotychczasowemu procesowi weryfikacji. Formularz wizowy już teraz jest bardzo wymagający. Trzeba ujawnić w nim bardzo dużo danych osobowych, dotyczących m.in. historii zatrudnienia, czy sytuacji finansowej.
Teraz dojdzie do tego ujawnienie adresów poczty elektronicznej używanych w ciągu ostatnich pięciu lat oraz profili w mediach społecznościowych znanych w Europie i USA – Facebooku, Instagramie, Google+, LinkedIn, YouTube, Twitterze, ale także na innych platformach lokalnych jak np. chińskie Douban, Tencent QQ i Sina Weibo, czy polska Nasza Klasa. Rząd będzie mógł tym samym sprawdzić wszystkie posty, lajki, tweety i retweety oraz inne wpisy. Jeśli władze uznają, że ten materiał nie wskazuje na zagrożenie dla bezpieczeństwa państwa, będzie można przyznać wizę. Oczywiście po spełnieniu wszystkich innych warunków.
Na razie bez hasła
Na razie Departament Stanu prosi jedynie o linki do profili w mediach społecznościowych, a nie o hasła. Nie znaczy to jednak, że takie pomysły się nie pojawiają. W 2017 roku, ówczesny sekretarz Departamentu Bezpieczeństwa Krajowego John Kelly otwarcie sugerował, że jest to propozycja poważnie brana pod uwagę. Być może więc w przyszłości chętni do wyjazdu do USA będą musieli ujawniać jeszcze więcej informacji o sobie.
Administracja Trumpa ogłosiła plany zaostrzenia procedur jeszcze w marcu 2018 r., jako element polityki wprowadzania ,,najściślejszej kontroli” cudzoziemców wjeżdżających do USA. Departament Stanu potwierdził już, że dokonał niezbędnych zmian w nowych formularzach wizowych. Oprócz nowych wymogów dotyczących ujawnienia aktywności online znalazły się w nich pytania o ewentualne powiązania członków rodzin z terroryzmem.
Osoby wypełniające formularz mogą podać, że nie korzystają z mediów społecznościowych, ale Departament Stanu ostrzega, że kłamstwo w tej sprawie grozi ,,poważnymi konsekwencjami imigracyjnymi”.
Kłopot dla prawie 15 milionów
Departament Stanu szacuje, że nowe przepisy dotkną rocznie około 14,7 mln osób rocznie – 14 mln to aplikujący o wizy nieimigracyjne, 700 tys. – o zielone karty. ,,Nieprzerwanie poszukujemy mechanizmów poprawy procesów kontrolnych, aby chronić amerykańskich obywateli, jednocześnie wspierając możliwość legalnego podróżowania do USA” – informuje agencja rządu federalnego, powołując się na interes bezpieczeństwa narodowego. Przedstawiciele Departamentu Stanu tłumaczą amerykańskim dziennikarzom, że to właśnie media społecznościowe stały się w minionych latach narzędziem rozsiewania terroryzmu. Dzięki nowej procedurze rząd otrzymuje ,,ważne narzędzie identyfikowania terrorystów i zagrożeń dla bezpieczeństwa narodowego”. Chodzi też o zapobieżenie wykorzystywania imigracyjnych benefitów przez ,,innych niebezpiecznych osobników” i uniemożliwienie im ,,postawienia stopy na amerykańskiej ziemi”.
Na szczęście osoby, które mają już wbite w paszportach promesy wizowe przejdą przez dodatkowe sito kontroli tylko w przypadku występowania o kolejną wizę, po wygaśnięciu ważności obecnej.
Ocenzuruj się sam
Od samego początku Amerykańska Unia Wolności Obywatelskich (American Civil Liberties Union – ACLU) zgłaszała swoje zastrzeżenia. Jak twierdziła nie istnieją żadne dowody na to, że monitorowanie aktywności w mediach społecznościowych przyniesie wymierne efekty. Poza tym wprowadzenie przepisów spowoduje, że osoby planujące wyjazd do USA będą się samocenzurować. Także inne organizacje broniące praw do prywatności mówię o poważnych wątpliwościach związanych z naruszeniem zasad wolności słowa.
Nie chodzi tu tylko o kwestie bezpieczeństwa państwa, ale o poważną ingerencję w prywatne życie kandydatów do wyjazdu do USA. Będą tacy, którzy uznają, iż to zbyt wiele. Inni zaczną sie zastanawiać, czy np. polubienie memu wykpiwającego amerykańskiego prezydenta nie będzie stanowiło dla urzędnika konsularnego powodu do wydania decyzji odmownej. Urzędnicy przed podjęciem decyzji będą mogli zobaczyć nasze zdjęcia, daty urodzenia naszych znajomych, miejsca, które odwiedzamy, czy nasze wpisy – nie daj Boże o planach zawodowych związanych z USA dla aplikujacych o wizy turystyczne. I tak dalej i tym podobnie.
,,Nie ma żadnej gwarancji, że monitoring mediów społecznościowych będzie efektywny i sprawiedliwy” – ostrzega Hina Shamsi, szefowa National Security Project w ACLU. Zwraca się także uwagę na bariery językowe i kulturowe, które mogą utrudnić interpretację wpisów. Trudno sobie wyobrazić aby Departament Stanu dysponował armią ekspertów językowych będących w stanie szybko wychwycić, co w języku wnioskodawcy jest wpisem dokonanym na serio, a co żartem czy zwykłym sarkazmem. A jak ułomnie potrafią tłumaczyć automatyczne serwisy – jak Google Translate – wiadomo nie od dziś. Powstaje więc coraz więcej znaków zapytania. Zapewne już wkrótce usłyszymy o licznych, kuriozalnych odmowach wizowych. Oby nie utrudniło to tylko procesu włączenia Polski do ruchu bezwizowego.
Jolanta Telega
[email protected]
fot.Pexels/Wikipedia
Reklama