Teksas. Władze stanu nie chcą wysłanników OBWE podczas wyborów; grożą im więzieniem
Jak informuje agencja Associated Press - władze Teksasu zagroziły więzieniem wysłannikom OBWE, którzy mają obserwować przebieg wyborów prezydenckich m.in. w tym stanie. Jakby tego było mało...
- 10/28/2012 07:30 PM
Jak informuje agencja Associated Press - władze Teksasu zagroziły więzieniem wysłannikom OBWE, którzy mają obserwować przebieg wyborów prezydenckich m.in. w tym stanie. Jakby tego było mało, gubernator Rick Perry kategorycznie zakazując obecności obserwatorów pomylił OBWE z Unią Europejską.
Do USA wybiera się grupa 50 obserwatorów Organizacji Bezpieczeństwa i Współpracy w Europie. Mają oni trafić do punktów wyborczych w czterech stanach: w Teksasie, Nowym Jorku, Kalifornii i na Florydzie.
W reakcji na tę wiadomość prokurator generalny Teksasu Greg Abbott na Twitterze napisał, że nie dopuści do mieszania się ich w wybory i jeśli trzeba, postawi im zarzuty kryminalne. Wsparł go w tym gubernator stanu, który także na Twitterze dodał: "Obserwatorzy/inspektorzy z Unii Europejskiej nie będą częścią żadnego procesu wyborczego w Teksasie" ("No UN monitors/inspectors will be part of any TX election process"). Problem w tym, że OBWE nie jest przedstawicielstwem UE.
Członkami powstałej w 1995 roku organizacji są także Stany Zjednoczone, Kanada, Gruzja, Armenia, Azerbejdżan, Kazachstan, Uzbekistan, Kirgizja, Tadżykistan, Turkmenistan.
Sprawa oparła się o Departament Stanu. Janez Lenarčič, dyrektor urzędu OBWE ds. instytucji demokratycznych i praw człowieka, w liście do Hillary Clinton napisał, że tego typu groźby są "nie do zaakceptowania" oraz, że wszystkie kraje należące do organizacji, w tym USA, "mają obowiązek zapraszać obserwatorów na swoje wybory".
Prokurator Generalny Greg Abbott, członek Tea Party, jest jednak nieugięty. W specjalnym liście nawiązującym do obecności obserwatorów OBWE napisał, że nie wolno im wchodzić na teren lokali wyborczych. "Gdyby reprezentanci OBWE znaleźli się w promieniu stu stóp od wejścia do komisji wyborczej, byłoby to przestępstwo kryminalne".
Podłożem tak ostrej reakcji władz stanu są kontrowersje związane z nowym przepisem, który mówi o tym, że wyborca podczas głosowania musi okazać dokument tożsamości wydany przez stan. Najczęściej jest to prawo jazdy. Jednak wiele osób, biedoty, Latynosów i Afroamerykanów, uznawanych za potencjalnych zwolenników obecnego prezydenta, takiego dokumentu nie ma. W Teksasie w punkcie wyborczym moża okazać za to pozwolenie na broń. Taki dokument mają często zwolennicy partii republikańskiej. Wprowadzenie w tym roku powyższych przepisów uznawane było za próbę wpłynięcia na wynik wyborów.
tz
Reklama