Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
sobota, 28 września 2024 06:15
Reklama KD Market
Reklama

Zioło, czyli prawna schizofrenia

Trawka, zioło, gandzia, cannabis, czyli po prostu marihuana została zalegalizowana w najgęściej zaludnionym stanie USA – Kalifornii. Odtrąbianie zwycięstwa przez zwolenników legalizacji tego lekkiego narkotyku jest jednak przedwczesne. Administracja Donalda Trumpa postanowiła nie składać broni.

Kalifornia zezwoliła na konsumpcję marihuany wszystkim osobom, które skończyły 21 lat. Co więcej – każdy mieszkaniec Golden State ma prawo do uprawiania do sześciu krzaczków „trawki” i posiadania przy sobie do jednej uncji (28,3 g) substancji.

Pierwszym dniom legalnej dystrybucji towarzyszyły obrazki kolejek ustawiających się pod sklepami. Licencje na sprzedaż marihuany otrzymało zaledwie ok. 90 punktów. Odpowiedzialne za wydawanie pozwoleń Bureau of Cannabis Control twierdzi co prawda, że pozytywnie rozpatrzono ok. 200 aplikacji. Legalną sprzedaż ograniczały jednak lokalne regulacje. To dlatego dystrybucja skoncentrowana była zaledwie w kilku rejonach – w Zatoce San Francisco, w okolicach San Diego oraz w Santa Cruz. Jednak w samym San Francisco oraz Los Angeles nie zdołano na czas wprowadzić miejskich regulacji i tam trawka nie była dostępna. Kilka innych miast (np. Fresno, Riverside, Bakersfield) zabroniły sprzedawania marihuany w celach rekreacyjnych w granicach ich jurysdykcji. Gwoli przypomnienia: w celach medycznych można w Kalifornii konsumować trawkę i jej pochodne już od 1996 roku.

Obywatele zdecydowali

Dziś rekreacyjne korzystanie z marihuany jest dozwolone w ośmiu stanach oraz w Dystrykcie Kolumbii, czyli w samej stolicy USA. Medyczne – w 29 stanach. W praktyce rekreacyjną trawkę można kupić w sześciu stanach – oprócz Kalifornii także w Kolorado, Waszyngtonie, Oregonie, na Alasce i w Nevadzie. W Massachusetts sprzedaż rozpocznie się 1 lipca 2018 roku. W Maine także zalegalizowano rekreacyjną marihuanę, ale nie określono jeszcze daty rozpoczęcia dystrybucji.

Dzieje się to za dużym przyzwoleniem społecznym, bo w większości wypadków o dopuszczeniu do konsumpcji narkotyku decydowali obywatele w referendach. Prawdziwym przełomem w procesie legalizacji może okazać się właśnie Kalifornia. Z dnia na dzień Golden State stał się największym rynkiem sprzedaży marihuany na świecie. Stan zamieszkuje bowiem prawie 40 milionów osób. Według New Frontier Data przychody z dystrybucji trawki w Golden State mogą w ciągu kilku lat osiągnąć 7 miliardów dolarów. To więcej niż 6,6 mld dol. jakie w 2016 roku osiągnął cały legalny rynek w USA.

Ma to się odbywać z pożytkiem dla społeczności – docelowo podatki od sprzedaży trawki mają przynosić tylko w Kalifornii miliard dolarów w dochodach z podatków.

Pierwszym dniom legalnej dystrybucji towarzyszyły obrazki kolejek ustawiających się pod sklepami. Licencje na sprzedaż marihuany otrzymało zaledwie ok. 90 punktów"



Prokurator nie składa broni

Zapowiada się jednak kolejna prawna batalia, bo prokurator generalny Jeff Sessions ostrzegł o innej niż poprzednia administracja Baracka Obamy polityce, polegającej na liberalnym podejściu do egzekwowania prawa dotyczącego marihuany.

Trzeba bowiem pamiętać, że w świetle federalnych ustaw trawka pozostaje nadal nielegalnym narkotykiem. Jednak w 2013 roku administracja Obamy ogłosiła, że nie będzie ingerować w decyzje stanów, które zechcą zalegalizować używanie tej substancji także do celów rekreacyjnych. Warunek był jeden – marihuana nie powinna docierać do stanów, w których nadal była zakazana. To dlatego na lotniskach pojawiły się pojemniki, do których wylatujący z takich stanów jak Kolorado czy Waszyngton powinni wyrzucić zabierane ze sobą zioło.

Nie zmienia to faktu, że marihuana umieszczona jest w tak zwanym Schedule 1 – federalnym wykazie najbardziej niebezpiecznych substancji, których dystrybucja powinna być karana więzieniem. Władze federalne nie ścigały ostatnio dystrybutorów legalnej (w rozumieniu regulacji stanowych) marihuany; jednak to prawne rozdwojenie jaźni ma poważne konsekwencje. Stanowe i lokalne przepisy kolidują bowiem z federalnymi regulacjami dotyczącymi zwalczania narkotyków. Np. podmioty prowadzące biznes związany z trawką muszą często radzić sobie bez kont bankowych, bo większe instytucje finansowe obawiają się konsekwencji obsługi tych biznesów.

Teraz ta polityka ma ulec zmianie. Po odwołaniu zarządzenia Obamy to prokuratorzy federalni mają prawo decydować, w jaki sposób przeznaczyć środki na zwalczanie marihuany. Tam gdzie federalny prokurator zechce wykazać się nadgorliwością, służby antynarkotykowe mogą zatrzymywać klientów sklepów, które w świetle lokalnego prawa działają legalnie i płacą podatki. „To zwycięstwo – skomentował Kevin Sabet, prezes organizacji Smart Approaches to Marijuana, sprzeciwiającej się legalizacji – nie będzie już bezpiecznych miejsc, jeśli chodzi o rząd federalny i marihuanę. Mamy więc do czynienia z początkiem walki, a nie z jej końcem“.

Jedni swoje, drudzy swoje…

W ciągu ostatnich lat nastawienie do gandzi zmieniło się zasadniczo. Dziś aż 60 procent Amerykanów popiera zalegalizowanie marihuany. Zwolennicy trawki uważają, że pojawienie się substancji w sklepach przyczyni się do zlikwidowania czarnego rynku i zmniejszenie przestępczości. Z kolei poszczególne stany odrobiły pracę domową z arytmetyki i stwierdziły, że lepiej na trawce zarabiać, niż ponosić koszty jej zwalczania. I w ten sposób podatki potrafią stanowić nawet do 45 proc. ceny płaconej w legalnych punktach dystrybucji.

Ale nie brakuje też zagorzałych przeciwników legalizacji. Kalifornijskie Stowarzyszenie Komendantów Policji ostrzegało jeszcze przed referendum z 2016 r. przed pojawieniem się na drogach kierowców prowadzących po wypaleniu skręta. Organizacja mówi otwarcie o społecznych kosztach liberalizacji – zarówno w obszarze zdrowia publicznego jak i bezpieczeństwa. Sam prokurator generalny USA uważa marihuanę za narkotyk porównywalny z heroiną, wpływający na wzrost przemocy w życiu społecznym.

Warto tu jednak zauważyć, że w ciągu ośmiu lat rządów Barack Obama nie forsował depenalizacji marihuany na szczeblu federalnym, nawet wtedy gdy demokraci mieli większość w Kongresie. Teraz, przy republikańskiej dominacji, nie już ma na to szans. A amerykański system prawny zachowuje się tak niekonsekwentnie i chaotyczne, jak po wypaleniu skręta.

Jolanta Telega

[email protected]

Na zdjęciu: punkt sprzedaży marihuany w Oakland w Kalifornii fot.John G. Mabanglo/EPA-EFE/REX/Shutterstock

Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama