Mieszkanka Round Lake Beach została oskarżona o pobicie na śmierć swojego 6-letniego syna. Po zamordowaniu chłopca dzieciobójczyni zawiozła jego ciało do Chicago… pociągiem Metry.
29-letnia Jamie Jones pobiła swojego sześcioletniego syna Carla Rice’a juniora wieczorem 30 czerwca. Chłopiec zmarł w nocy na skutek ran po ciosach zadanych w głowę i tułów. 1 lipca rano wyrodna matka znalazła jego zwłoki i postanowiła wywieźć ciało do Chicago.
Przy pomocy swojej dziewięcioletniej córki Jamie Jones zaniosła ciało syna na stację Metry w Round Lake Beach. W budynku stacji posadziła zwłoki syna na narożnej ławce i podparła je plecakiem. Następnie wniosła je do pociągu udając, że chłopiec zasnął. Po dojechaniu na chicagowski dworzec Union Station wsiadła wraz z ciałem dziecka do samochodu prowadzonego przez ojca chłopca. Dopiero w samochodzie członkowie rodziny zauważyli, że sześciolatek nie oddycha i wezwali pogotowie.
Sekcja zwłok wykazała, że Carl Rice zmarł na skutek pobicia. Po trwającym cztery miesiące śledztwie, 4 listopada Jamie Jones została aresztowana, a 7 listopada oskarżona o morderstwo z premedytacją. Sędzia wyznaczył kaucję w wysokości trzech milionów dolarów.
(gd)
Reklama