MON: Berczyński, Nowaczyk i Misiewicz nie mieli dostępu do dokumentów offsetowych
- 05/05/2017 06:01 PM
Były szef podkomisji smoleńskiej Wacław Berczyński, jego zastępca Kazimierz Nowaczyk i b. szef gabinetu politycznego MON nie mieli nic wspólnego z negocjacjami offsetowymi, a jedynie dostęp do archiwalnych dokumentów dot. wyboru śmigłowców - powiedział w piątek wiceszef MON Michał Dworczyk.
Dworczyk i wiceminister obrony Bartosz Kownacki odnieśli się do wypowiedzi parlamentarzystów PO, którzy zapoznawali się z dokumentami dotyczącymi przetargu na śmigłowce, rozpoczętego przez poprzedni rząd, a zakończony przez rząd PiS bez podpisania kontraktu.
"Wszystkie osoby, które zostały wymienione przez posłów PO jako rzekomo mające wpływ na przebieg negocjacji offsetowych, czyli pan dr Berczyński, pan dr Nowaczyk, pan dyrektor Misiewicz, wszystkie te osoby nie miały nic wspólnego ani z dokumentacją dotyczącą postępowania offsetowego, ani z samym postępowaniem offsetowym" - podkreślił Dworczyk na briefingu po kontroli posłów PO w MON, gdzie mieli oni dostęp do dokumentów w sprawie postępowań na śmigłowce.
Dworczyk powiedział, że postępowanie, którego dokumentację poznawali Berczyński i inne osoby, "zostało zakończone - śmigłowiec został wyłoniony; trwało inne postępowanie - w Ministerstwie Rozwoju".
Dworczyk przekonywał, że "jeżeli było tak wiele wątpliwości wokół tego postępowania, to jakiś fachowiec, a za takiego niewątpliwie można uznać pana doktora Berczyńskiego, musiał ocenić tę dokumentację".
Kownacki dodał, że szef MON, wobec wątpliwości, miał prawo skontrolować dokumentację przez swojego przedstawiciela. Podkreślił też, że Berczyński - wbrew twierdzeniom posłów PO - miał certyfikat dostępu do informacji niejawnych. Jak powiedział, działacze PO prosili o dodatkowe informacje, pytali np. o certyfikat dla Berczyńskiego, lecz wypowiedzieli się dla mediów zanim uzyskali odpowiedź od MON. Wg dokumentów, na które powołał się Kownacki, poświadczenie wydano Berczyńskiemu 21 marca br. "Mam nadzieję, że posłowie PO teraz przeproszą za formułowanie nieprawdziwych informacji" - dodał.
Dworczyk zaznaczył, że ani Berczyński, ani żadna z pozostałych wymienionych osób nie mieli wpływu na negocjacje offsetowe. Powiedział też, że Berczyński, Nowaczyk i Misiewicz otrzymali dostęp "do dokumentacji archiwalnej", czyli dotyczącej postępowania, które w MON zakończyło się we wrześniu 2015 r., czyli przed ostatnimi wyborami parlamentarnymi (później rozpoczęły się negocjacje offsetowe prowadzone przez Ministerstwo Rozwoju).
Wiceminister podkreślił, że w każdym ministerstwie są osoby, które mogą dekretować dokumenty, czyli przekazywać je innym, i szef MON miał prawo upoważnić do wglądu w dokumentację swoich współpracowników. Jak mówił, "minister obrony narodowej, tak jak każdy inny minister, mógł upoważnić wskazaną przez siebie osobę do zapoznania się z taką dokumentacją". "I działając na podstawie takiego ustnego upoważnienia pan dr Berczyński, pan dr Nowaczyk zapoznali się z tą - podkreślam - archiwalną, dotycząca postępowania zakończonego we wrześniu 2015 r. dokumentacją" - podkreślił Dworczyk.
Kownacki zaznaczył, że ustawa o dostępie do informacji niejawnych pozwala szefowi MON wydać upoważnienie do czasowego dostępu dla osoby, która dopiero ubiega się o certyfikat bezpieczeństwa. "To jest naturalna kolej rzeczy i w wielu przypadkach wiele osób z tego korzysta, dlatego że takie postępowanie o uzyskanie poświadczenia bezpieczeństwa trwa od kilku do kilkunastu miesięcy w zależności od tego jak sprawa jest skomplikowana" - mówił. Podkreślił, że z tej procedury korzystało także wielu ministrów rządu PO.
"Proszę sobie wyobrazić, że np. doradca ministra lub wiceminister wchodzi do urzędu i przez rok czy półtora roku nie ma dostępu do informacji ściśle tajnych i urząd jest sparaliżowany" - mówił Kownacki. Zaznaczył, że Berczyński uzyskał certyfikat w okresie roku i kilku tygodni od złożenia dokumentów, czyli "w dosyć typowym terminie".
"To pokazuje jak w soczewce, że cała dyskusja na temat udziału dr. Berczyńskiego jest oparta na niemerytorycznych i nieprawdziwych zarzutach oraz insynuacjach i tak naprawdę ma na celu inne zadanie" - ocenił Kownacki.
Zarzucił przedstawicielom PO, że chodziło im o "budowanie narracji i pewnej z góry przyjętej tezy". "MON przez siedem dni gromadziło dokumentację, to było kilka tysięcy stron, a posłowie opozycji nie byli zainteresowani wglądem w większość tej dokumentacji" - powiedział.
Dworczyk zaznaczył, że w przeciwieństwie do "standardów Platformy Obywatelskiej" obecne kierownictwo MON pokazało dokumenty parlamentarzystom, którzy chcieli przeprowadzić kontrolę na podstawie przepisów ustawy o wykonywaniu mandatu posła i senatora. "My zmieniamy standardy, nie mamy nic do ukrycia, jesteśmy transparentni" - podkreślił wiceminister. Zadeklarował, że MON jest gotowe nadal udostępniać dokumenty parlamentarzystom ze wszystkich ugrupowań.
Wg Dworczyka "jest problem, jeśli chodzi o tamto postępowanie, tylko to nie jest problem, na który chce zwrócić uwagę PO, bo taki nie istnieje". Za ten "problem" uznał on zmianę w trakcie postępowania wymagań technicznych, w tym prędkości wznoszenia. "Gdyby te wymagania nie zostały obniżone, śmigłowiec, który został wskazany na zakończenie przez PO, nie mógłby wygrać" - dodał. Przypomniał, że PiS złożył w sprawie postępowania zawiadomienia w CBA i prokuraturze.
Pytany o obecne postępowanie w sprawie śmigłowców dla wojska Kownacki powiedział, że negocjacje trwają.
Kilkoro posłów PO wystąpiło do MON o wgląd w dokumenty przetargowe oraz korespondencję między MON a Ministerstwem Rozwoju, które negocjowało offset, by zbadać m. in. ewentualny wpływ Berczyńskiego na rezygnację rządu z kontraktu na śmigłowce H225M Caracal produkcji Airbus Helicopters.
W kwietniu Berczyński w wywiadzie dla "Dziennika Gazety Prawnej" powiedział, że to on "wykończył" Caracale. Przedstawiciele rządu i politycy PiS zapewniali, że Berczyński nie miał nic wspólnego z negocjacjami offsetu, który był warunkiem zawarcia umowy na dostawę maszyn.
Przetarg na wielozadaniowe śmigłowce dla wojska rozpisano wiosną 2012 r. W kwietniu 2015 r. MON wskazało na śmigłowiec Airbusa, wartość kontraktu miała wynieść łącznie z podatkami 13,4 mld zł. Protestowały wtedy opozycyjne wówczas PiS i związki zawodowe działające w zakładach w Mielcu i Świdniku, które również startowały w przetargu. We wrześniu 2015 r. rozpoczęły się negocjacje umowy offsetowej. Na początku października ub. r. Ministerstwo Rozwoju uznało, że ofertę offsetowa za niezadowalającą a dalsze rozmowy za bezprzedmiotowe.(PAP)
Reklama