W trzecim meczu World Series MLB Cleveland Indians pokonali na Wrigley Field Chicago Cubs 1:0 i w serii do czterech zwycięstw objęli prowadzenie 2:1. Spotkania czwarte i piąte zostaną rozegrane w sobotę i niedzielę ponownie w Chicago.
Nie tak wyobrażali sobie kibice Cubs powrót Serii Światowej po 71 latach i 18 dniach na Wrigley Field. „Niedźwiadki” po raz trzeci w tegorocznym play-off przegrali „na sucho” i już teraz wiadomo, że losów mistrzostwa nie przesądzą w Chicago. Teoretycznie to Indians mogą już w niedzielę świętować tytuł, ale wygranie meczów w sobotę i niedzielę jest praktycznie mało prawdopodobne, choć teoretycznie absolutnie możliwe.
Losy meczu rozstrzygnęły się w siódmej odsłonie, kiedy po odbiciu Coco Crispa Michael Martinez zdobył punkt, jak się później okazało na wagę zwycięstwa, a kto wie, może nawet mistrzowskiego tytułu.
Cubs mieli kilka szans na odwrócenie losów piątkowego pojedynku. Gdyby trener miejscowych Joe Maddon wcześniej zdecydował się na wprowadzenie Kyle Schwarbera, a nie dopiero w końcówce. Gdyby Jorge Soler w siódmej odsłonie, już przy prowadzeniu Indians, po dalekim odbiciu od razu ruszył do przodu, gdyby nie został zatrzymany przez trenera trzeciej bazy, gdyby zaryzykował i postawił wszystko na jedną kartę, próbując dobiec, może by się udało zdobyć wyrównujący punkt. Gdyby w ostatniej odsłonie przy zapełnionych dwóch bazach Javier Baez miał więcej szczęścia i udałoby mu się odbić, to Cubs cieszyliby się ze zwycięstwa. Jest to jednak tylko gdybanie, co by było, gdyby było. Pewne jest tylko to, że Indians wygrali i są w tej chwili w korzystniejszej sytuacji i to na ich stadionie rozstrzygną się losy mistrzostwa.
To, że ryzyko i pokerowe zagrywki niekiedy przynoszą sukces pokazał trener Cleveland Terry Francona, kiedy jednego z najlepszych kończących miotaczy Andrewa Millera wprowadził już w piątej odsłonie, końcówkę rezerwując dla mniej pewnego Cody’ego Allena. Pierwszy był nie do osiągnięcia dla Cubs, drugiemu pomogło trochę szczęście, ale to on oszukał wspomnianego już Baeza i największe gratulacje po zwycięskim meczu przeznaczone były właśnie dla niego.
W sobotę miotaczem Cleveland będzie Corey Kluber, ten sam, który w pierwszym meczu poprowadził Indians do zwycięstwa 6:0. Tym razem będzie w znacznie trudniejszej sytuacji, nie tylko dlatego, że zagra na Wrigley Field, ale dlatego, że zbyt krótki odpoczynek może wpłynąć na jego dyspozycję.
Dariusz Cisowski
Reklama