Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
sobota, 28 września 2024 18:19
Reklama KD Market
Reklama

Podatek od zwycięstwa



 

Ponad 10 tysięcy sportowców kończy w Rio de Janeiro rywalizację podczas igrzysk olimpijskich. Zmagania amerykańskich zawodników, którzy najprawdopodobniej po raz kolejny wygrają klasyfikację medalową, obserwuje także Urząd Podatkowy (IRS). Jeśli nie zmieni się obowiązujące prawo, fiskus obłoży zwycięzców podatkami. Za to, że zdobyli medal dla Stanów Zjednoczonych.

Azerbejdżan płaci najwięcej

Nagrody wypłacane przez Amerykański Komitet Olimpijski (US Olympic Committee) to 25 tys. dol. za złoto, 15 tys. dol. za srebro oraz 10 tys. dol. za brąz. Skromnie jak na najbogatsze państwo świata, zwłaszcza gdy porównamy te sumy z dochodami czołowych tenisistów, koszykarzy, czy golfistów. To mniej niż w przypadku Polaków. Za złoto w sportach indywidualnych nasi rodacy dostają 120 tysięcy zł (ponad 30 tys. dol.), za srebro 80 tys. (ponad 20 tys.), a brąz 50 tys. zł. (13 tys. dol.). Te sumy i tak wydają się niewielką rekompensatą od narodowej federacji olimpijskiej za lata heroicznych wysiłków i hektolitry wylanego na treningach potu. W tym roku najhojniejsze okazały się komitety olimpijskie Azerbejdżanu i Tajlandii, które płacą swoim sportowcom za złoto odpowiednio 510 tys. i 314 tys. dolarów. W przypadku tego drugiego kraju nagroda wypłacana byłaby w ciągu 20 lat, co znacznie zmniejsza jej atrakcyjność.

Podatek od każdego

W przypadku Amerykanów nawet jednak tak skromne premie są przedmiotem zainteresowania ze strony Internal Revenue Service, czyli urzędu podatkowego. Nie ma znaczenia, że igrzyska olimpijskie odbywają się Rio de Janeiro w Brazylii: Stany Zjednoczone nakładają obowiązek podatkowy na wszystkie dochody swoich obywateli osiągane na całym świecie. IRS może też opodatkować same medale. Zgodnie z obowiązującym prawem skarbówka traktuje bowiem olimpijskie trofea dokładnie tak samo jak wygrane w kasynie lub na loterii.

Warto też pamiętać, że dla wielu profesjonalnych sportowców głównym źródłem dochodów są kontrakty reklamowe oraz sponsoring wielkich korporacji, które płacą dużo większe sumy, niż wynoszą olimpijskie nagrody. Ale od tych pieniędzy atleci też uczciwie płacą podatki.

Według obliczeń American for Tax Reform, organizacji walczącej o reformę prawa podatkowego w USA, maksymalne opodatkowanie oficjalnej nagrody dla mistrza olimpijskiego może sięgnąć nawet 9900 dolarów. Srebrny medalista może zapłacić maksymalnie 5940 dol., a brązowy – 3960 dol., zakładając zmieszczenie się sportowca w najwyższym przedziale podatkowym (39,4 proc.). Oznacza to, że Michael Phelps, który do czwartku 18 sierpnia zdobył w Rio de Janeiro pięć złotych medali i jeden srebrny, mógłby być winny fiskusowi nawet 55 tys. dolarów, jeśli jego roczne dochody mieściłyby się we wspomnianym najwyższym przedziale podatkowym. Sam Phelps z majątkiem szacowanym na 55 milionów dolarów nie miałby zapewne problemu z zapłaceniem IRS nawet takiej sumy, ale dla wielu mniej znanych sportowców startujących w bardziej niszowych dyscyplinach olimpijskich mógłby to być nie lada problem. Nawet 15-procentowy podatek (odpowiednio 3750 dol., 2250 dol. i 1500 dol. w zależności od koloru medalu) mógłby być problemem.



( ...) najhojniejsze okazały się komitety olimpijskie Azerbejdżanu i Tajlandii, które płacą swoim sportowcom za złoto odpowiednio 510 tys. i 314 tys. dolarów"



Medale też pod lupą

Nieco inaczej ma się sprawa z medalami. Sam podatek od medalu na pewno nie byłby wysoki. Złota bowiem w złotym medalu tyle, co kot napłakał. Według „USA Today” wartość żółtego kruszcu w tym trofeum wynosi zaledwie ok. 500 dolarów. Wartość srebrnych medali nie przekracza 300 dolarów. Medale brązowe, wykonane głównie ze stopu miedzi i cynku, zawierają metale o stosunkowo niewielkiej wartości – około 5 dolarów. Zresztą w wypadku samych krążków obowiązek podatkowy zaistnieje dopiero w przypadku, gdy zdobywca medalu zdecyduje się na jego sprzedaż – twierdzą eksperci podatkowi. Dobre i to. Jeszcze tego by brakowało, że należałoby zapłacić fiskusowi za samo zdobycie trofeum. Odnotujmy więc, że na wolnym rynku ceny medali olimpijskich zaczynają się od 6 tys. dol. (brąz), 8 tys. dol. (srebro) i 10 tys. dol. (złoto) ze względu na ich wartość kolekcjonerską. Oczywiście, im bardziej znany sportowiec, tym wartość medalu na rynku kolekcjonerskim jest większa.

Ulgi jak dla każdego

Prawo podatkowe daje jednak także sportowcom możliwość obniżenia obciążeń podatkowych lub nawet całkowitego ich uniknięcia, jeśli potraktują swoje zajęcie jako działalność biznesową. IRS pozwala wówczas profesjonalnym sportowcom – tak jak innym osobom pracującym na własny rachunek – na odtrącenie od sumy pozyskanych nagród większości wydatków związanych z ich zdobyciem. Chodzi tu np. o koszty treningu, w tym wydatki na trenerów, sprzętu sportowego, jeśli płaci zań sam zawodnik, czy koszty podróży. A wiemy, że mogą to być koszty niebagatelne. Podczas poprzedniej olimpiady rodzice amerykańskiej pływaczki Missy Franklin przyznali dziennikowi „New York Times”, że realizacja marzeń córki kosztowała ich około 100 tys. dolarów rocznie. W takich przypadkach sportowiec ma nawet prawo wykazywania strat.

Jeśli natomiast sportowiec traktuje udział w zawodach raczej jako hobby, a nie biznes (przecież duży odsetek amerykańskich sportowców to uczniowie i studenci), to odpisy są także możliwe, ale tylko do sumy uzyskanych dochodów. W takim przypadku jednak, aby kwalifikować się do odpisu, wydatki muszą przekraczać dwa procent dochodów brutto (adjusted gross income – AGI).

Zlikwidować „victory tax”



Demokratyczny senator z Nowego Jorku Charles Schumer zaapelował do Izby Reprezentantów o zniesienie „podatku od zwycięstwa” i wyłączenie nagród za olimpijskie medale spod obowiązku podatkowego. Współsponsorem ustawy w izbie wyższej jest republikanin z Dakoty Południowej sen. John Thune. „Nasi sportowcy uczestniczący w igrzyskach olimpijskich i paraolimpijskich powinni zająć się biciem rekordów, a nie martwieniem się o podatki, gdyby udało im się zdobyć medal” – napisał sen. Schumer w oświadczeniu. (Podobną propozycję złożył w 2012 roku republikański senator Marco Rubio). Ustawa została przegłosowana w Senacie jeszcze w lipcu i czeka na rozpatrzenie w Izbie Reprezentantów. Tam projekt sponsorowany przez republikanina z Teksasu Blake’a Farenthooda ugrzązł na razie w Komisji Środków Budżetowych. Biuro kongresmana twierdzi, że będzie naciskać, aby jak najszybciej projekt został rozpatrzony i przegłosowany, ale ciągle nie ma konkretnej daty, kiedy mogłoby do tego dojść. Za likwidacją „victory tax” opowiedział się także prezydent Barack Obama.

Do tej pory jednak Kongres nie zmienił obowiązującego prawa. Mamy więc do czynienia z paradoksem – młodzi sportowcy ciężko trenują latami, aby jak najlepiej reprezentować swój kraj. A gdy im się udaje na najbardziej prestiżowych zawodach na świecie – rząd wyciąga ręce po część wygranych pieniędzy. Tymczasem mało kto z nich dorabia się na sporcie dużych fortun. Na igrzyskach zarabiają duże korporacje reklamujące się na sponsoringu zawodów pod szyldem pięciu kółek oraz stacje telewizyjne. A to właśnie wielki biznes opanował do perfekcji sztukę uchylania się od płacenia podatków.

Jolanta Telega

[email protected]

Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama