Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama
czwartek, 14 listopada 2024 19:42
Reklama KD Market

Kogo nie kocham, kogo nie lubię…


 


Senator Bernie Sanders odnosi nad Hillary Clinton lokalne sukcesy w prawyborach, a Donald Trump musi uporać się z oporem establishmentu Partii Republikańskiej i uzyskać formalne błogosławieństwo tego ugrupowania jako kandydat. Jednak wszystko wskazuje na to, że to właśnie między byłą pierwszą damą a ekscentrycznym miliarderem rozegra się w listopadzie walka o Biały Dom. I – biorąc pod uwagę negatywny elektorat obojga kandydatów – należy spodziewać się brutalnej, czy wręcz brudnej kampanii.

Czarny wizerunek rywala

Sukcesy socjalisty Sandersa i odpadnięcie w przedbiegach ustabilizowanych kandydatów republikańskich mogą świadczyć o tym, że Amerykanie znów będą chcieli dać prztyczka w nos Waszyngtonowi. Głosować będą także nie za kimś, tylko przeciwko komuś. Osoby popierające Trumpa widzą w Hillary Clinton liberalną demokratkę głęboko osadzoną w życiu politycznym Waszyngtonu. Do tego kontynuatorkę polityki obecnego prezydenta Baracka Obamy, mocno nielubianego przez prawicę.

Ci, którzy z kolei poprą pierwszą potencjalną kobietę prezydent, największe zło widzą w kandydaturze Trumpa – zainteresowanego głównie samym sobą celebryty o mocno niespójnych i populistycznych poglądach. Przejęcie przez niego władzy postrzegają w kategoriach potencjalnej katastrofy.



Parada niechęci

Będą to więc wyjątkowe wybory, bo prezydentem zostanie bądź pierwsza kobieta w historii bądź miliarder, który nigdy nie pełnił żadnej wybieralnej funkcji. O wyjątkowości tej kampanii świadczyć też może fakt, że każdy z kandydatów posiada gigantyczny negatywny elektorat przekraczający 50 procent. Takiej sytuacji nie widziano w Ameryce od 1992 roku, kiedy to George H.W. Bush (ojciec) przegrał z Billem Clintonem. Według najnowszego sondażu Gallupa złe zdanie o Trumpie ma 64 proc. badanych, o Hillary Clinton – 55 procent.

W tej sytuacji kampania wyborcza i jej przebieg jest wielką niewiadomą. Czy wyborcy głosujący „przeciw” a nie „za” swoim kandydatem rzeczywiście pójdą głosować? A jeśli tak, to z który elektorat okaże się liczniejszy – wrogów Trumpa, czy wrogów Clinton? Tego nie wie nikt.

Eksperci jednak są pewni, że w trakcie kampanii będziemy mieli do czynienia z ostrymi atakami na oboje kandydatów. Choć zastosowane przez sztaby wyborcze strategie mogą być bardzo różne.

Czego nie lubią kobiety?

Kathleen Hall Jamieson, szefowa Annenberg Public Policy Center na University of Pennsylvania ostrzega na łamach “Christian Science Monitor”, że o ile spoty reklamowe podające konkretne fakty i liczby edukują wyborców, nieuzasadnione ataki, zwłaszcza personalne, mogą przynieść skutek odwrotny od zamierzanego. Stają się bronią obosieczną szczególnie w przypadku kobiet, które nie lubią braku kultury i łamania reguł elementarnej przyzwoitości. Widać to przede wszystkim w przypadku Donalda Trumpa. W kwietniu jego negatywny elektorat w grupie wyborców płci piękniej sięgnął 70 procent. Nic więc dziwnego, że wielu ekspertów od wizerunku będzie odradzało miliarderowi stosowania podobnych metod podczas głównej kampanii wyborczej.

Na razie jednak obie strony nie rezygnują z obrzydzania wyborcom swoich przeciwników. Donald Trump systematycznie sugeruje, że pani Clinton ma kłopoty z uczciwością (nazywa ją nawet „crooked Hillary”). W minionym tygodniu wyciągnął nawet na wierzch słynny skandal rozporkowy, w który uwikłany był mąż kandydatki Bill Clinton. Jego zdaniem Hillary sama stworzyła warunki dla zdrady męża. Określił ją jako „total enabler”.

Obóz Hillary Clinton nie pozostaje dłużny. W ubiegłym tygodniu jej kampania wpuściła do internetu wideospot zawierający bardzo krytyczne wypowiedzi republikańskich rywali Trumpa. Na samym końcu były gubernator Florydy Jeb Bush sugeruje wprost, że ekscentryczny celebryta potrzebuje przede wszystkim terapii. Eksperci przypominają, że ta metoda nie jest niczym nowym. Wykorzystał ją w 1964 roku Lyndon Johnson przeciwko republikaninowi Barry’emu Goldwaterowi, także cytując rywali konserwatysty z okresu walki prawyborczej.



Hillary uczy się szybciej?

Na razie zarówno Trump jak i Hillary opierają się na negatywnej kampanii, ale istnieje między nimi duży kontrast” – uważa Norman Ornstein, z waszyngtońskiego think tanku American Enterprise Institute. Kampania demokratów koncentruje się na poszczególnych problemach i atakowaniu poglądów Trumpa w ważnych kwestiach społecznych. Według Jamieson obóz byłej pierwszej damy wyciągnął wnioski z prawyborczych porażek przeciwników Donalda – wie, że należy odpowiadać na jego ataki, ale nie w ten sam sposób co doradcy miliardera. “Hillary robi wszystko, aby nie przestać brzmieć jak przyszły prezydent” – mówi Jamieson o kampanii byłej pierwszej damy.

Eksperci zwracają także uwagę na sukcesy kampanii Trumpa. Miliarder potrafi przyciągać na swoje wiece ogromne tłumy, triumfować po prawyborczych zwycięstwach w poszczególnych stanach oraz zyskiwać aplauz po swoich ostrych oświadczeniach. Ta strategia przynosi jednak także negatywne skutki. Trump swoimi bezkompromisowymi poglądami zniechęca do siebie całe grupy wyborców, jak choćby wspomniane wyżej kobiety, czy potomków meksykańskich imigrantów. Tych ostatnich utożsamił publicznie z handlarzami narkotyków i przestępcami. Jeśli chce marzyć o wygraniu wyborów, musi trochę zmienić retorykę – doradza Jamieson. Pytanie tylko – kiedy.

Z drugiej strony, zarówno Trump, jak i Hillary nie mogą zrezygnować z bezpardonowego atakowania przeciwnika. Na twardy elektorat pani Clinton miliarder działa jak przysłowiowa płachta na byka i jest czynnikiem motywującym do wzięcia udziału w wyborach. Trump potrzebuje ataków na byłą pierwszą damę, aby mobilizować i jednoczyć republikanów w walce z coraz bardziej prawdopodobną kandydatką Partii Demokratycznej.

Skazani na ataki

W świecie doskonałym kampania negatywna powinna zostać wyparta przez pozytywną. Spoty atakujące przeciwników powinny zastąpić reklamy promujące pozytywny przekaz na temat sponsorujących je kandydatów. I opowiadać dobre rzeczy o ich programach wyborczych. Bez tego trudno w ogóle marzyć o zmniejszeniu negatywnego elektoratu. O wyniku najbliższych wyborów rozstrzygnie więc nie to, którego z kandydatów bardziej lubimy. Wszystko wskazuje na to, że zwycięzcą listopadowej rywalizacji będzie ten, do kogo Amerykanie żywią mniej niechęci. Chyba, że partyjne konwencje przyniosą jakiś gwałtowny zwrot akcji. Tak jak w przypadku Billa Clintona w 1992 roku, mało znanego wówczas gubernatora Arkansas, który potrafił przekonać do siebie wyborców.

Jolanta Telega

[email protected]

 

US Republican presidential candidate Donald Trump speaks about primary voting results in Indiana

US Republican presidential candidate Donald Trump speaks about primary voting results in Indiana

Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama