Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama
czwartek, 14 listopada 2024 19:50
Reklama KD Market

Donald Trump rozpala fanów w Syracuse



Syracuse w stanie Nowy Jork, sobota 16 kwietnia. Kolejka przed OnCenter, miejscową salą kongresową, zaczęła się ustawiać od czwartej rano. W południe ma tu przybyć Donald Trump, lider wyścigu do nominacji prezydenckiej w Partii Republikańskiej (GOP).

Trump, miliarder-populista, który zapowiada masowe deportacje nielegalnych imigrantów, rewizję układów o wolnym handlu i kwestionuje sens NATO, prowadzi kampanię przed prawyborami w Nowym Jorku w najbliższy wtorek. Syracuse to ważne miasto, czwarte co do wielkości w stanie.

Półkilometrowa kolejka jego fanów zdaje się nie zwracać uwagi na garstkę demonstrantów z banerami oskarżającymi Donalda o rasizm, którzy protestują za metalową barierką po drugiej stronie ulicy. Barczysty mężczyzna w garniturze i ciemnych okularach ostrzega oczekujących: „Uważajcie na nich, jak który wejdzie do środka, zawiadamiajcie security”.

O dziewiątej drzwi OnCenter się otwierają. Ludzie wchodzący do środka dostają banery z napisami: „Trump, Make America Great Again!” (Trump, przywróć wielkość Ameryce) i „Silent Majority Stands with Trump” (Milcząca większość popiera Trumpa). Hala stopniowo się zapełnia – mieści się w niej ponad 5 tysięcy osób; miejsca tylko stojące. Przeważają mężczyźni, w większości młodzi. Niemal wszyscy są biali. Twarze, ubrania, sugerują, że tłum nie jest „inteligencki”.

W hali ogłuszająca muzyka – przeboje Rolling Stonesów, Eltona Johna, Creedence Clearwater Revival. Ale także - operowe arie. Pavarotti śpiewa „Nessun Dorma”. Nagle z głośników komunikat: „Donald Trump popiera pierwszą poprawkę do konstytucji (wolność słowa). Ci, którzy się z nim nie zgadzają, mają prawo protestować. Ale niektórzy nadużywają jego gościnności (sala głośno buczy). Mogą protestować, ale na zewnątrz. Tutaj odbywa się prywatny event, zapłacony przez pana Trumpa. Więc kiedy ujrzycie kogoś, kto tu protestuje – nie dotykajcie ich, tylko pokażcie ich palcami i krzyczcie: Trump, Trump, aż ochrona przyjdzie i ich usunie”.

Na poprzednich wiecach Trumpa dochodziło do bójek jego zwolenników z protestującymi, które pokazywano potem w telewizji jako dowód, że kontrowersyjny kandydat zachęca do przemocy.

Na godzinę przed zapowiadanym przybyciem Trumpa, oczekujący śpiewają hymn. „Gwiaździsty Sztandar” intonuje miejscowa piosenkarka. Potem jest „God Bless America”. A potem znowu "Nessun Dorma"...

Na podium mówcy zapowiadający głównego gościa – szef lokalnego oddziału GOP, weterani. Jeden z nich recytuje "Pledge of Allegiance", przysięgę patriotycznej lojalności. Sala powtarza jego słowa w skupieniu.

„Mamy w Waszyngtonie prezydenta, który nie chce żebyśmy byli dumni z Ameryki. No cóż, znaleźliśmy wreszcie faceta, który nie tylko myśli tak jak my, ale i będzie postępował zgodnie z tym, co myśli!...” - mówi stary weteran z brodą.

Trump przybywa z opóźnieniem, 20 minut po dwunastej. Wita go ogłuszający ryk entuzjazmu. Ludzie machają banerami, skandują nazwisko swego idola. „USA, USA, USA!...” - patriotyczna euforia sięga zenitu.

„Kocham Syracuse! My wszyscy kochamy Syracuse, i Nowy Jork, zgadza się? I kochamy Amerykę!” - mówi Trump.

„Yeeee!...” - odpowiada tłum.

„Liczba miejsc pracy w Syracuse spadła o połowę. Infrastruktura w tym regionie jest w rozsypce. W całym kraju fabryki przenoszone są za granicę. Ale to nic – sprowadzimy miejsca pracy z powrotem do Ameryki! Przybędzie ich jak nigdy przedtem!” - mówi Donald.

„Taaak, taaak!!!...”

Trump przechodzi do ataku na rywali.

„Ted Cruz nie lubi was i nie lubi Nowego Jorku! A John Kasich głosował za układem NAFTA, dzięki któremu tracicie pracę!”

Znowu burzliwe owacje – chociaż krytyczne słowa Cruza o „wartościach nowojorskich” odnosiły się do liberalnej metropolii, a nie do całego, bardziej konserwatywnego stanu Nowy Jork.

Teraz kolej na media.

„Patrzcie na nich, tych tam z tyłu” (z tyłu, za barierką, są stanowiska prasy i telewizji). Oni są straszni, nieuczciwi, wciąż kłamią!”

Sala buczy i wygraża dziennikarzom. Media w USA, w tym nawet część konserwatywnych, w większości negatywnie oceniają Trumpa jako pretendenta do Białego Domu.

„Oni nie rozumieją, że to jest ruch (społeczny), jakiego nie było w tym kraju. A przecież nawet ci, co nie lubią Trumpa, przyznają, że nie było dotąd takiego ruchu” - mówi kandydat.

Trump podkreśla, że sam finansuje swoją kampanię i nie jest zależny od żadnych grup nacisku.

„Wszystkich innych można kupić; mnie – nigdy. Wiem to, bo kiedyś sam byłem częścią systemu – wpłacałem datki na kampanie polityków, więc poznałem tę grę i wiem jak system jest skorumpowany i spaczony” - mówi.

„Mamy wspaniały kraj, ale skorumpowanych i niekompetentnych przywódców. Ale my to zmienimy” - kontynuuje.

W tłumie nagłe zamieszanie, krzyki, słychać rytmiczne: „Trump, Trump”. Odezwał się krytyk kandydata. Do protestującego szybko zmierzają ochroniarze.

Chociaż demonstranta właściwie nie było wcale słychać.

„Zabierzcie go stąd! Idź do mamusi!...” - Trump nie przebiera w słowach. „Zabierzcie go, już!”

Donald wraca do tematu miejsc pracy i kurczących się dochodów.

„Pięcioprocentowe bezrobocie (oficjalne dane - PAP) to liczba kompletnie fałszywa. W rzeczywistości to 20 procent. Bo miejsca pracy uciekają. Wy tu mieszkacie, bo kochacie swoje miasto. Zostańcie więc i poczekajcie – ja sprowadzę miejsca pracy z powrotem!”

Znowu burza owacji, chór entuzjazmu.

Kolej na ulubiony temat Trumpa, który powraca w każdym jego wystąpieniu jak refren.

„Zbudujemy wspaniałą granicę, zbudujemy tam mur, prawdziwy mur, który powstrzyma narkotyki i nielegalnych imigrantów!...”

Ryk aprobaty sięga zenitu.

„Nie wpuścimy imigrantów z krajów muzułmańskich, o których nic nie wiemy, skąd dokładnie pochodzą i kim są! Spójrzcie co stało się w Kalifornii!”

Trump nawiązał do ataku terrorystycznego w San Bernardino, w którym zginęło 14 osób, zastrzelonych przez parę islamskich ekstremistów.

„Więc jak – co zbudujemy?!” - pyta kandydat swoich fanów.

„Zbudujemy mur!” - chóralnie odpowiadają zebrani.

„A kto za niego zapłaci?!”

„Meksyk!!!...”

Trump mówi bez przerwy, przeskakując chaotycznie od wątku do wątku, ale z energią, która wyraźnie udziela się jego fanom. Na koniec jest wiązka obietnic, rodzaj podsumowania.

„Odbudujemy nasza armię, tak, że będzie silniejsza niż kiedykolwiek. Już nie wygrywamy – ani militarnie, ani z gospodarką. Ale będziemy znowu wygrywać. W handlu, edukacji i ochronie zdrowia. Pozbędziemy się Obamacare (reforma ubezpieczeń zdrowotnych z inicjatywy prezydenta Obamy – PAP). Będziemy wygrywać tak, jak nigdy przedtem!”

Owacje, skandowanie: „USA, USA, USA!...”

„Nie chcę waszych pieniędzy, chcę tylko waszych głosów!” - mówi Trump.

Koniec przemówienia. Kandydat schodzi ze sceny i funduje prawicę swoim wyborcom. Ludzie tłoczą się do niego, błyskają flesze, ochroniarze pilnują, by nie doszło do niepożądanych incydentów.

Trump nie zawiódł swoich sympatyków. Robert Lax, nauczyciel szkoły podstawowej w Syracuse, mówi, że popiera go, bo najważniejsze jest, by zahamować falę nielegalnej imigracji.

„Nasz kraj zawsze przyjmował imigrantów. Zawsze był na nich otwarty – przyjeżdżali nawet chorzy, analfabeci. Ale dawniej oni się asymilowali, byli dumni, że uczą się angielskiego. A ci, co przybywają teraz, mają w nosie Amerykę, przywożą swoją kulturę i chcą ją nam narzucić. I przyjeżdżają bez papierów. Nie wiemy kto to jest” - mówi.

„Trump tylko mówi to, co wszyscy myślą, tylko boją się powiedzieć” - dodaje.

Nie przeszkadza mu, że Trump obraża mniejszości etniczne i religijne.

„Cóż, każdy jest tylko człowiekiem, nikt nie jest doskonały” - mówi.

Chris Love, monter instalacji metalowych na budowach z Binghamton, N.Y., też przyznaje, że w programie Trumpa najbardziej podoba mu się plan budowy muru na granicy z Meksykiem.

„Epidemia heroiny w USA jest trudna do zwalczenia. Mam przyjaciół, którzy wskutek nałogu okradają własne rodziny. A narkotyki płyną do nas z południa” - mówi.

Dodaje, że trzeba „pozbyć się lobbystów” i ograniczyć wolny handel.

„IBM miał zakłady w naszym regionie, ale teraz przenosi biznes za granicę. Wszystko przeprowadza się do Chin, Meksyku i innych krajów” - narzeka.

Brodacz w okularach, który przedstawia się jako „Dave” (nie podaje nazwiska), mówi, że w Trumpie ujmuje go to, że nie ulega politycznej poprawności.

„Popieram też jego stanowisko w sprawie wolnego handlu. Miejsca pracy w przemyśle wytwórczym w USA zanikają. Podoba mi się też, że sam finansuje swoja kampanię” - mówi.

Przyznaje, że nie wszystko, co głosi Trump, trafia mu do przekonania.

„Nie zgadzam się z jego poglądem, że należy zakazać aborcji. Postulat masowych deportacji nielegalnych imigrantów też nie jest praktyczny. Ale budowa muru na granicy – jak najbardziej” - mówi.

Z Syracuse, NY Tomasz Zalewski (PAP)
Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama