„To mogą być wspaniałe dwa miesiące. Możemy nawet nie potrzebować aż dwóch” – tak we wtorkowy wieczór mówił do swoich wyborców w Las Vegas miliarder Donald Trump. Kontrowersyjny deweloper, inwestor i celebryta, który postanowił zagrać na nosie waszyngtońskiemu establishmentowi, wygrał prawybory w Nevadzie. I sukces ten wcale nie cieszy wielu republikanów.
Trump mógł ogłosić się zwycięzcą wyborów w stanie, w którym czuje się jak u siebie. W końcu jest właścicielem kasyn, hoteli i nieruchomości w Las Vegas. Ale kilka ostatnich sukcesów uczyniło go głównym faworytem do nominacji prezydenckiej z ramienia Partii Republikańskiej w listopadowych wyborach.
Coraz więcej delegatów
Na razie Trump zapisał na swoim koncie zwycięstwa w New Hampshire, Karolinie Południowej i ostatnio w Nevadzie. To może nie największe stany USA, ale miliarder jest jednak faworytem w sondażach w kolejnych miejscach, gdzie we wtorek odbędą się prawybory: są to Alabama, Alaska, Georgia, Massachusetts, Minnesota, Oklahoma, Tennessee, Wirginia i Vermont. Ted Cruz powinien wygrać w Arkansas i Teksasie. Stany Wyoming i Kolorado pozostają zagadką, ale Marco Rubio nie jest faworytem w żadnym z nich. Na razie może liczyć na zwycięstwo tylko na rodzinnej Florydzie, gdzie wybory odbędą się później.
Po prawyborach w pierwszych stanach zarysował się wyraźny trend. Ted Cruz, zwycięzca z Iowa, wyraźnie zaczął tracić na rzecz Trumpa, który przejmuje umiarkowanie konserwatywnych wyborców. Na głównego kandydata establishmentu wyrósł z kolei senator z Florydy Marco Rubio, zwłaszcza po wycofaniu się z wyścigu Jeba Busha, który wyjątkowo słabo spisywał się w debatach. Ale w Nevadzie Rubio w zasadzie wygrywał tylko w grupie najmłodszych wyborców (poniżej 30 lat), w której otrzymał o 8 procent głosów więcej od Trumpa. Problem w tym, że na zebraniach w Nevadzie młodzi stanowili zaledwie 7 procent wszystkich uczestników. Wśród kandydatów establishmentu uchował się jeszcze gubernator Ohio John Kasich, który mógłby przejąć elektorat Rubio w wypadku nagłego załamania się kampanii senatora z Florydy. Ale Trump zaczyna zdobywać poparcie delegatów na lipcową konwencję Partii Republikańskiej w takim tempie, że już wkrótce jego konkurenci mogą stracić matematyczne szanse na jego wyprzedzenie. I tak skazywany na szybkie wycofanie się z wyścigu outsider stanie się kandydatem jednej z dwóch głównych partii w listopadowych wyborach.
Magnes dla niezadowolonych
Decyzje uczestników wieców w Nevadzie łatwo zrozumieć. Przyciągają one najbardziej aktywny, a tym samym najbardziej krytyczny elektorat. 60 proc. uczestników zgromadzeń, które decydowały o wyborze kandydatów ze Srebrnego Stanu na konwencje Partii Republikańskiej, wyrażało niezadowolenie ze sposobu funkcjonowania rządu federalnego. To naturalny elektorat Trumpa, który skupia wokół siebie sfrustrowanych wyborców, mających waszyngtoński establishment powyżej dziurek w nosie. Aż 71 proc. zaliczonych do tej grupy przyznało się podczas badania exit poll, że poparło kontrowersyjnego miliardera. Co więcej – Trump zdobył nawet poparcie wśród Latynosów, grupy etnicznej, którą wielokrotnie obrażał, nazywając emigrantów z Meksyku handlarzami narkotyków. Poparło go w Nevadzie aż 45,9 proc. republikańskich wyborców pochodzących z Ameryki Łacińskiej, podczas gdy Latynosa, senatora Marco Rubio – tylko 23,9 proc.! Badania pokazują także, że Trump może liczyć na poparcie słabiej wykształconych wyborców, którzy mogą uwierzyć np., że Stany Zjednoczone są w stanie zmusić Meksyk do zapłacenia 8 miliardów dolarów za wybudowanie muru granicznego, który zatrzymałby falę nielegalnej imigracji.
W samej Partii Republikańskiej niechęć do miliardera jest bardzo silna. Marlene Ricketts, żona Joe Rickettsa, założyciela finansowego giganta TD Ameritrade, przekazała ostatnio 3 miliony dolarów na Komitet Akcji Politycznej (tzw. Super-PAC), którego jedynym celem jest zwalczanie kandydatury Trumpa. I nie tylko ona"
Miliarder z Nowego Jorku, który często nie przebiera w słowach, wzbudza entuzjazm wyborców na wiecach. „Chciałbym mu dać po mordzie“ – powiedział o jednym z manifestantów, który usiłował przerwać jego wystąpienie. Reakcją był aplauz zgromadzonych.
Kto bogatemu zabroni?
Trump odmawia też finansowania swojej kampanii ze źródeł różnych grup interesu. I stać go na to, aby nie przyjąć pieniędzy. Dlaczego więc poparcie okazywane Trumpowi nie cieszy wielu republikanów? Bo establishment GOP wie, że jest on nieprzewidywalny i finansowo niezależny. Wielu polityków zdaje sobie też sprawę, że miliarder może być trudny do zaakceptowania przez umiarkowany elektorat środka, który zwykle przesądza o ostatecznym wyniku wyborów. Te same poglądy, które wzbudzają entuzjazm na wiecach zwolenników Trumpa, mogą uniemożliwić ostateczną wygraną w listopadzie. Trudno bowiem uwierzyć, aby większość elektoratu poprze stosowanie tortur wobec terrorystów, czy zakaz wjazdu dla wszystkich muzułmanów do USA. Nic więc dziwnego, że w samej Partii Republikańskiej niechęć do miliardera jest bardzo silna. Marlene Ricketts, żona Joe Rickettsa, założyciela finansowego giganta TD Ameritrade, przekazała ostatnio 3 miliony dolarów na Komitet Akcji Politycznej (tzw. Super-PAC), którego jedynym celem jest zwalczanie kandydatury Trumpa. I nie tylko ona.
Republikański establishment stanie teraz murem za senatorem Rubio, wierząc, że tylko on będzie miał szanse wygrać w listopadzie z Hillary Clinton. Rzeczywiście według najnowszego zestawienia najważniejszych sondaży przygotowanego przez portal Huffington Post Hillary Clinton ma obecnie przewagę nad Trumpem w stosunku 48-44, a senator Bernie Sanders mógłby wygrać z miliarderem nawet w stosunku 51 do 41. Rubio ustępuje Hillary tylko o jeden procent, a Sandersowi – o 6 procent. Warto jednak pamiętać, że jeszcze latem ubiegłego roku Trump tracił do Hillary Clinton ponad 20 procent! Podobnie poszły w górę wskaźniki jego akceptacji jako kandydata na prezydenta. To on zrobił więc największe postępy. Jeśli więc republikanie ostrzegają, że jest on „niewybieralny” na urząd prezydenta, mimo rosnącej popularności, muszą się jeszcze mocno zastanowić. A senator Rubio musi się bardzo starać, aby zdobyć jak najwięcej głosów delegatów na partyjną konwencję, aby przegonić miliardera. Jeśli mu się nie powiedzie, przyjdzie nam się zastanawiać – jakim prezydentem będzie Donald Trump, jeśli uda mu się wygrać w listopadzie?
To pytanie, na którego postawienie jeszcze rok temu zareagowano popukaniem się w głowę. W polityce – jak widać – nie ma rzeczy niemożliwych. Zwłaszcza jeśli ktoś posiada zarówno tupet, jak i duże pieniądze.
Jolana Telega
[email protected]