Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama
sobota, 23 listopada 2024 07:15
Reklama KD Market

Zgaś ryzyko

/a> Porucznik John Wiecek fot.arch. rodz.


 

O konieczności posiadania sprawnych wykrywaczy dymu, współczesnych pożarach i… gołąbkach w remizie rozmawiamy z por. Johnem Wieckiem, specjalistą ds. zapobiegania pożarom w Departamencie Straży Pożarnej w Elk Grove Village.

Andrzej Kazimierczak: Kilka polonijnych rodzin w Chicago zostało niedawno poszkodowanych w wyniku pożarów. Co jako społeczność możemy zrobić, żeby zapobiegać takim dramatom?

Por. John Wiecek: Zdecydowanie podkreślam konieczność posiadania wykrywaczy dymu. Przynajmniej po jednym na każdym piętrze. Obecność tych urządzeń może nie zapobiegnie pożarom, ale z chwilą wybuchu płomieni może nam i naszej rodzinie uratować życie. W domu z piwnicą taki wykrywacz również powinien znajdować się na najniższym piętrze. Sprawdzajmy baterie przynajmniej raz w miesiącu. Przypomnijmy też o regularnej – raz do roku – wymianie baterii w wykrywaczach. Np. przy zmianie czasu, gdy przesuwamy wskazówki zegarów na czas letni, nie zapominajmy wymienić baterii. W ten sposób zagwarantujemy nieprzerwaną pracę wykrywaczy i zapewnimy bezpieczeństwo sobie i swojej rodzinie. Zalecamy też stosowanie wykrywaczy tlenku węgla. Najlepsze są przy tym nowoczesne urządzenia z odczytem cyfrowym, których nie trzeba instalować, a wystarczy włożyć do kontaktu. To zapewnia ich nieprzerwane działanie. Trzeba bowiem pamiętać, że 60 proc. przypadków śmiertelnych w pożarach jest spowodowanych brakiem wykrywaczy dymu lub brakiem wspomagających ich baterii. Zalecamy także, by podobnie jak właściciele firm, także właściciele domów mieli gaśnicę. Ukryta gdzieś w kuchni pod zlewem, czy nawet w piwnicy lub w garażu, może okazać się w razie potrzeby bardzo przydatna. Ponadto zachęcamy, by rodziny z dziećmi trzymały w domu, szczególnie w nocy, drzwi od pokojów zamknięte. Dzięki temu w razie pożaru płomienie nie będą się szybko rozprzestrzeniać po całym domu.

Czy zimą powinniśmy być szczególnie ostrożni?

– Niebezpieczeństwo wybuchu pożaru zimą jest związane głównie z elektrycznością. Ludzie włączają piecyki czy grzejniki, które są często prowizorycznie podłączone do prądu. Kable, które często nie są zaizolowane, mogą wywołać pożar. Pamiętajmy, by piecyki czy grzejniki znajdowały się w odległości przynajmniej 3 stóp (ok. 1 metra) od łatwopalnych materiałów. A łatwopalne materiały to niemal wszystko, co posiadamy w domu. To mogą być dziecięce buty, które położone mokre koło piecyka po wyschnięciu szybko zajmą się ogniem. Kauczuk na spodach butów to materiał bardzo łatwopalny. Łatwopalne jest wszystko, co znajduje się zbyt blisko pieca. Nie przeciążajmy też kabli. Podłączenie zbyt wielu urządzeń do jednego przewodu może spowodować iskrzenie i w konsekwencji pożar. I generalna zasada: nie korzystajmy z kabli, które nie mają izolacji. Także z takich przewodów, które są odkryte nawet na niewielkim odcinku. To naprawdę wielkie niebezpieczeństwo, które może być przyczyną tragedii. Utrzymujmy też urządzenia domowe w jak najlepszym stanie. Jeśli wymagają naprawy, to oddajmy je do naprawy. Z doświadczenia wiem, że zbyt wiele pożarów wybucha właśnie z powodu wadliwie działających bojlerów do ogrzewania wody, pomp wodnych czy innych urządzeń domowych. I jeszcze jedno. Nigdy, przenigdy nie używajmy kuchenek gazowych do ogrzewania mieszkania.

Na przedmieściach można zauważyć wozy strażackie, które szczególnie przy mroźnej pogodzie patrolują ulice. Czy to też jakiś sposób zapobiegania pożarom?

– Nasze wozy jeżdżące po ulicach niby bez celu, nie używając syreny, dokonują inspekcji. Zimą sprawdzamy na przykład, czy hydranty nie są zamarznięte, ale też dokonujemy inspekcji domów mieszkalnych. Jeździmy sprawdzać, co przykładowo dzieje się z osobą starszą, która przez dłuższy czas nie wychodzi z domu lub nie odbiera telefonu. Robimy to na prośbę sąsiada czy członka rodziny, a zimą takie wizyty są szczególnie częste. Gdy akurat nie jedziemy na akcję, to odwiedzamy dzieci w szkołach, by wygłosić im pogadankę np. na temat zapobiegania pożarom.

Średnia temperatura przy suficie płonącego pokoju podskoczyła z 1100–1200 stopni F (ok. 600–650 stopni Celsjusza) do 2000 stopni F (blisko 1100 stopni Celsjusza). Strażacy wystawieni na działanie takich toksycznych gazów i dymu po latach pracy często zapadają na choroby nowotworowe"



Czy trudniej być strażakiem zimą niż latem?

– Oczywiście zimą. Wszystkie akcje gaśnicze przy naprawdę mroźnej pogodzie grożą odmrożeniem palców lub kończyn. I zimą dużo łatwiej o wypadek. Z używanej do gaszenia wody szybko powstaje lodowisko. Na takiej zaśnieżonej czy zlodowaciałej ziemi łatwo o wypadek i złamanie ręki czy nogi. Nie wspomnę tu o zamarzniętych hydrantach. Brak bliskich przyłączeń wody bardzo poważnie utrudnia każdą akcję gaśniczą. Latem dla odmiany mamy dużo więcej akcji gaszenia palących się na autostradach samochodów. Taki płonący pojazd może niespodziewanie wybuchnąć, zagrażając życiu uczestniczących w akcji strażaków.

Czy to prawda, że dzisiejsze pożary wyglądają zupełnie inaczej niż te, które gaszono przed 20 czy 30 laty?

– To są bez porównania całkowicie inne pożary. Na You Tube można zobaczyć nagrania, na których widać tę różnicę. UL (United Laboratories) w nagraniach przedstawia dawne domy i dzisiejsze oraz sposób, w jaki są trawione przez płomienie. Pokazano tam, że w dawnych domach stosowano naturalne materiały i surowce – drewno, wełnę czy glinę. Przy wznoszeniu takich domów cieśle używali tylko młotka i gwoździ. Dzisiaj do łączenia np. części drewnianych stosuje się nie wiadomo jakie kleje, do budowy używa się drewna laminowanego czy różnych rodzajów plastiku. Przy spalaniu powstają więc gazy, których przed laty nie znano. Dlatego też średnia temperatura przy suficie płonącego pokoju podskoczyła z 1100–1200 stopni F (ok. 600–650 stopni Celsjusza) do 2000 stopni F (blisko 1100 stopni Celsjusza). Strażacy wystawieni na działanie takich toksycznych gazów i dymu po latach pracy często zapadają na choroby nowotworowe. Współczesne domy pożar trawi szybciej niż dawniejsze konstrukcje, dlatego też często szkody powstałe do chwili przyjazdu straży pożarnej są znacznie większe niż niegdyś. Na wspomnianych nagraniach można zobaczyć, że dzisiejsze meble w przykładowym pokoju palą się dwie minuty, podczas gdy proces spalania niemal identycznych mebli zrobionych z naturalnych materiałów może trwać nawet 20 minut.

Nawet przy użyciu najnowocześniejszego sprzętu praca strażaka wciąż należy do bardzo niebezpiecznych...

– Nasz zawód jest niebezpieczny, ale na pocieszenie pozostaje nam fakt, że z każdym rokiem wybucha coraz mniej pożarów. Społeczeństwo skutecznie uczy się, jak zapobiegać pożarom, jak się zachować w razie wybuchu płomieni, jak obchodzić się z otwartym ogniem itd. Wydaje mi się, że nasze pogadanki na temat przepisów przeciwpożarowych z dziećmi i młodzieżą w szkołach i bibliotekach przynoszą pożądane skutki. Później, już jako osoby dorosłe, ludzie ci są po prostu ostrożniejsi. Dzisiaj mamy ok. 80 proc. wezwań z powodów medycznych, a tylko 20 proc. z powodu pożaru. Myślę, że to dobra statystyka.

Współczesna remiza strażacka to placówka niemal samowystarczalna...

– Oprócz ratowania ludzkiego życia i gaszenia pożarów kandydaci na strażaków powinni posiadać jeszcze inne umiejętności. Muszą nauczyć się jak ścierać podłogi, myć naczynia, robić pranie, czy sprzątać łazienki. Szczególnie w ostatnich latach można zauważyć, że wielu podejmujących prace młodych strażaków nie umie obsługiwać np. kosiarki do trawy, bo żyją w mieszkaniach, a nie w domach. Tej umiejętności i innych muszą się szybko nauczyć. Codziennie rano sprawdzamy stan naszego sprzętu i w razie potrzeby trzeba go naprawić. Trzeba więc nabyć zdolności mechaniczne. Każdego dnia sprzątamy też całą remizę, by w jak najlepszej czystości pozostawić ją następnej zmianie. Trzeba więc nauczyć się np. jak poprawnie posprzątać łazienkę. Poza tym przydaje się umiejętność gotowania, choć nie jest bezwzględnie wymagana. Sami sobie gotujemy. Choć wielu osobom wydaje się, że otrzymujemy rządowe fundusze na wyżywienie, nie jest to prawdą. Musimy zakupić żywność z własnej kieszeni. Często składamy się na jedzenie dla całej załogi, a któryś ze strażaków przygotowuje dla wszystkich coś specjalnego.

A co jest Pana specjalnością?

– Gołąbki. Moja babcia i mama robiły je tak smaczne, że do dzisiaj zapamiętałem sposób przygotowania. Często serwuję je swoim kolegom strażakom. Narzekań nie słyszałem...

Dziękuję za rozmowę.

Andrzej Kazimierczak

[email protected]
Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Reklama